Blog J.B.

Dzień pierwszy 18.01.2009 r.

Siedzę właśnie i trudno pozbierać myśli – nie, nie dlatego, że coś nie tak, tylko siedzę na stołku „DJ-a w czerni” i puszczam hiciory dla naszych podopiecznych. Ale po kolei…
Dzień dzisiejszy jest zwieńczeniem kilku minionych, wypełnionych kończeniem wizyty duszpasterskiej i przygotowaniami do wyjazdu. To połączenie jest o tyle wyczerpujące, że na organizację zimowiska pozostawały godziny wieczorno-nocne. I pewnie byłoby wiele „niedoróbek”, gdyby nie pomoc z wielu stron – tak z Bogatyni, jak i z Lubania.
Nasza grupa w tym roku jest zdecydowanie mniejsza – liczy zaledwie 35 osób; jednak jej przekrój jest bardziej urozmaicony: oprócz grupy lubańskiej i bogatyńskiej w zimowisku uczestniczą także przedstawiciele Wrocławia, Jeleniej Góry i Leśnej. Tak więc.. obraz grupy nie wygląda najgorzej.
Historia naszego wyjazdu rozpoczęła się w Bogatyni, skąd wyruszył „szalony zimowiskowy autokar”. Mając w pamięci ubiegłorocznego „auto-woźnicę” zostaliśmy przyjemnie zaskoczeni – tym razem do Lubania zajechał z fasonem prawdziwy „król szos”. Zszokował nas także „zimowiskowy szeryf”, którego nie rozpoznały nawet stałe bywalczynie zimowisk (Asiu! A fe!!!). Samo „zapakowanie się” trwało dosłownie chwilę (czyżby dzieciaki miały próby „nocnych alarmów”?) i ruszyliśmy dalej. Sama trasa była w sumie nie najgorsza – jedynym problemem była temperatura (niestety plusowa – to nie był dobry znak na czas naszego pobytu w Ściegnach). Pogoda nie osłabiła jednak entuzjazmu dzieciaków, które po wjeździe na teren szkoły chciały od razu wziąć ją szturmem. No, ale klucze miał sam „szeryf”, więc… trzeba było chwilę poczekać.
Może i nie stało się źle, bo po kilku minutach okazało się, że mamy wśród nas King-Kongów (to Ci, którzy próbowali udźwignąć bagaże przekraczające wszelkie normy – tu wysiedli by nawet ci ze strefy medalowej w „rwaniu”).

  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg
  • www 1.jpg

W tym roku nasze locum oferowało nam pełną gamę atrakcji – włącznie z możliwością „podróży w czasie” (piętrowe łóżka to reminiscencja naszego dzieciństwa). O dziwo, tym elementem wyposażenia szkoły nie pogardziła nawet nasza „maturzystka”.
Kiedy już nasze „lilipucie bagaże” trafiły na właściwe miejsce, odbył się apel, podczas którego dowiedzieliśmy się o podstawowych zasadach zimowiska – spać o 22:00?!?!? Oczywiście!!!; nie gadać po nocach?!?!?! Ależ to takie jasne!!!; nie jeść chipsów?!?!? No, a któż by to jadł!!!. Wiele takich i temu podobnych stwierdzeń padło podczas 15-minutowej sherif-gadki… ale my byliśmy ugodowi i udawaliśmy, że słuchamy (potem okazało się, że ks.Janusz też udawał… że wierzy… że my będziemy tego przestrzegać). A ponieważ 15 minut to tak mało i tak dużo jednocześnie, chwycił nas głód – nie było pod ręką cud-jogurtów, więc sięgnęliśmy po nasz prowiant. „Szefowa kuchni”, Pani Teresa, przygotowała herbatkę i zaczęliśmy „zbiorowe kaloryczne szaleństwo”.
Jak mówią spece od żywienia, nie jest to zdrowe, więc cóż było robić… po pierwszych zajęciach grupowych trzeba było wyjść na parkiet. W ruch poszły wszystkie kończyny – „ruch to zdrowie”. Atmosfera bardzo szybko się „nagrzała”. I właśnie w tym mniej więcej momencie zacząłem pisać tę relację.
Zabawę planujemy do 23:00 – trzeba trochę zmęczyć nasze „niewyżyte maluchy”, te mniejsze i te większe. Okazało się, że pierwsi dali za wygraną… chłopcy{!!!} oraz najmłodsze dziewczyny – nic to, jutro się „odkują”. A więc horror usypiania w tym przypadku przesunął się o jeden dzień. Natomiast starsze dziewczyny… to już inna bajka… nie mają dosyć!!! Decyzję o skróceniu czasu zabawy przyjęły z „młodzieńczym aplauzem” – oj, coś czuję, że jutro będą „ciche godziny”. No, ale taka to już „szeryfowska dola”.
Oops!!! Chyba cierpię na nadmierny optymizm i pospieszyłem się z radością o cichej nocy. Kiedy umilkły dźwięki disco-muzy okazało się, że pomieszczeniem przejętym na nocne godziny stała się… jadalnia [!!!]. Jej „zaboru” dokonały… ni mniej, ni więcej, nasze „szczypiorki”. Takie niepozorne, a wyszło na to, że jedzą za dziesięciu (i to o takiej „zdrowej” porze – a myślałem, ze tylko ja tak mam). Myślę, że zrobione podczas „nocnego konsumowania” fotki będą interesującym materiałem.
To chyba na tyle. Jutro zaczynamy pierwszy pełny dzień w Ściegnach – powinno być nieźle, tym bardziej, że przed chwilą zaczęło śnieżyć. Ze „śnieżnymi marzeniami” na jutro kończę i serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy zaryzykowali sięgnięcie po ten tekst.

4 komentarze do “Dzień pierwszy 18.01.2009 r.”

  1. Joanna-Maria:* napisał(a):

    Sciegny 2009′ rulez:):) hmmmm ze niby ja nie poznalam naszego szeryfa????!!!! yyyy nieprawda! myslaalm ze wyskocze przez okno zeby ksiedza usciskac… tylko ze nie pozwolili mi wybic szyby… hihi … czyzby zwariowała?!

  2. Adrianna napisał(a):

    Joanno kto by płacił za wybitą szybę…? Trzeba uczyć się cierpliwości:*** hihi

  3. Joanna-Maria:* napisał(a):

    hahaha:P co do cierpliwosci mysle ze mam jej wiecej niz ty Adus heh:)
    przypomne ci jak lezalas na pietrze w swoim krolestwie i marudzilas bo czegos pilnie wyczekiwalas! nie ladnie 🙂 buziak dla Ciebie

  4. Adrianna napisał(a):

    Heh nie pamiętam tego na co ja tak wyczekiwałam… Ale chyba każdy chciał z nas uściskać księdza…:*

Zostaw komentarz

XHTML: Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>