Blog J.B.

Dzień ósmy 25.01.2009 roku

To nie może być prawda!!! Tak niedawno dopiero rozkładaliśmy się w salach, myśląc, jak to będzie, a tu już przyszło wędrować z powrotem do autokaru!!! Ta sama droga i wysiłek – tyle, że w zupełnie innym nastroju…
Początek dnia był szary i mglisty – nie chodzi tu o pogodę (choć ta była bardzo senna), ale o brak „porannych błyskawic” [czyli uwieczniania nas w tzw. „nocnych pozach” przez „foto-szeryfa”] i o nastrój [wprawdzie obiecywaliśmy sobie być „twardzi” i nie naśladować Nel z „W pustyni i w puszczy”, ale… oczy jakoś same się „pociły”]. Nie cieszyło nas nawet to, że dzisiaj nie będzie „sado-gimnastyczki”. Humory poprawiło troszeczkę śniadanie, choć po wczorajszym obżarstwie (nasze ostatnie zakupy) dzisiaj wielu cierpiało na „niestrawność” [oj, Pani Tereska co niektórych „prześwięciła”]. Jednak mimo to honor jest ważniejszy – idąc do kościoła na naszą ostatnią tegoroczną Mszę św. (w Ściegnach oczywiście) trzymaliśmy fason – a niech nas widzą i podziwiają.
Sama Msza była „wielkim przeżyciem” i [dla niektórych] „bolesnym doświadczeniem” {jak tu trzymać pion i nie chrapać, kiedy oczy same lecą w dół – a niech tę grawitację…}. Dla Kadry zaś niepokojącym zjawiskiem stała się… nasza liczna spowiedź – nie umiemy czytać w myślach, ale pewnie kłębiły się tam pytania typu: „Co oni tak nagrzeszyli?” i „Czyżby bali się naszego szeryfa, że tutaj?”. Nie powiemy, ale droga Kadro, bądźcie spokojni, nie było tak źle…
Dla części parafian lekkim szokiem było to, co podczas zimowiska było dla nas normalką – pod koniec Mszy ksiądz proboszcz udzielił nam głosu, my zaś, korzystając z przywileju gości, podziękowaliśmy za „góralską gościnność”, dzięki której mogliśmy przeżywać zimowiskowe spotkania z Chrystusem w pięknym ściegieńskim kościele. Zwieńczeniem naszego podziękowania stał się śpiew „Życzymy, życzymy”, pięknie wykonany przy akompaniamencie miejscowego Pana Organisty.
Fason postanowiliśmy trzymać także w szkole – to znaczy, za punkt honoru postawiliśmy zostawić ją taką, jaką ją zastaliśmy. Tak więc w ruch poszły miotły, nasi „herosi” zaś (czytaj: grupa chłopców) dzielnie podnosiła w górę kolejne łóżka [przy okazji znalazło się tam to i owo]. Przy tych zajęciach zastał nas ks.Janusz, który zdążył już wrócić z Lubania (po odprawieniu Mszy św.) – szybki jest, nie ma co.
Ostatnie już LB było fikcją – jak tu odpoczywać, jak tak blisko moment pożegnania i wyjazdu. Oczekiwanie na ostatni apel skracaliśmy między innymi dobijając szkolnych „piłkarzyków” (zaliczone przez nich kontuzje nie były śmiertelne – to informacja dla Pana Dyrektora). Część dziewczyn szykowała suszarki i pojemniczki – na te „łzy pożegnań”.
W końcu stało się!!! Z „poślizgiem”, o 17:20, po raz ostatni zgromadziliśmy się w „sali tortur żołądkowych” czyli w jadalni, aby wziąć udział w apelu podsumowującym. Tu powitał nas… OSTATNI GWIZDEK KADRY!!! (oj, trochę zahuczało w uszach) i słowa „szeryfa”: „Sąd idzie, proszę wstać!”. Obrady NSZZ [„Najwyższego Sądu Zarządu Zimowiska”] rozpoczęło… wspólne zdjęcie Kadry (które powinno się ukazać w pismach promujących „klimaty Dzikiego Zachodu”). Prowadzenia apelu podjął się sam WIELKI BRAT (który wszystko widzi, słyszy, wie… – ”ale nie wszystko mówi” /to dopisek Joasi/). Zaczął od – bardzo dla nas miłego – podziękowania za piękną postawę i wspólnie przeżyty czas. Następnie rozpoczęło się podsumowywanie poszczególnych zimowiskowych konkursów. Nie obyło się bez śmiechu – no bo jak zachować powagę, kiedy dostaje się do ręki jakieś dziwne przedmioty wydające dziwne popiskiwania lub (szczególnie „na czasie” przy bezśniegowej aurze) saneczki? Do tego dyplomy, które [przynajmniej niektóre] mogły rozbawić największego ponuraka /a takich wśród nas nie było/.
Ostatnim akcentem apelu stało się podziękowanie, które skierowaliśmy do osób, bez których trudno sobie wyobrazić to zimowisko. Na „pierwszy ogień” poszedł Dyrektor Szkoły im. Wł. St. Reymonta w Ściegnach, Pan Leszek Basiński. Wieloletni „przyjaciel zimowisk”, bardzo gościnny i luzacki, dawał z siebie bardzo wiele, abyśmy czuli się jak najlepiej. Dla Niego nie było rzeczy niemożliwych czy trudnych. Za to wszystko chcieliśmy Mu podziękować – wyrazem naszej wdzięczności stał się plakat oraz mega-choinka z tzw. „toksycznych pozostałości spożywczych”.
Zaraz po odśpiewaniu „Życzymy życzymy” oraz pamiątkowej fotce, nasze podziękowanie skierowaliśmy w stronę Kadry. Najpierw słowa wdzięczności skierowaliśmy w stronę Pani Teresy – szefowej naszej zimowiskowej kuchni. Czasem grymasiliśmy, ale przygotowywane posiłki były naprawdę zaje…fajowe. Dziękujemy!!!
Podobno podopieczni nigdy nie zrozumieją Kadry – to nieprawda. Fakt, czasem „brykaliśmy”, ale… widzimy, jak wiele serca i czasu poświęciły nam Panie: Małgosia, Bożenka i Joasia. Za to chcieliśmy serdecznie podziękować w tej właśnie chwili – za poczucie humoru, zainteresowanie nami, za zrozumienie i za to, że mogliśmy im zaufać.
W końcu przyszedł czas na naszego kierowniczka (pseudo WIELKI BRAT vel SZERYF). Za opis niech posłużą słowa odczytane przez Panią Tereskę: „Dla pociągającego i zakichanego księciunia od… pociągającej i kichającej Kadry”. Komentarzem niech będą słowa często używane przez ich adresata: Taaaaaaaaaaaaaaaaaa………………
Od tej chwili liczył się już tylko czas. Zaczęliśmy bić rekordy w nieolimpijskich dyscyplinach, jak: dźwiganie ciężarów (czytaj: znoszenie meneli); koncentracja (gdzie są moje saneczki?!?); maraton (biegi Kadry do pokojów – kto coś jeszcze zapomniał?); wyścig pokoju („Kto pierwszy ten dostanie… mandaryneczką”); skok wzwyż (doskoczyć do autokaru); bieg na orientację („Czyj to ciuch???”); rzut kulą („Łap, bo mi wypada z rąk!!!”) i wiele innych. „Lizusy Pani Tereski” (to grupa osób, które bardzo pomogły w funkcjonowaniu zimowiskowej kuchni) musiały jeszcze przeżyć „zimowiskową ścieżkę zdrowia”: „Jarek!!! Gdzie jest…????”; „Marta!!!… Pomóż z tym sznurkiem!!!”. W końcu zziajani, spoceni i niepewni czy wszystko zabrane ruszyliśmy (tu wypada podkreślić niesamowitą cierpliwość Pana Kierowcy, który obserwował to wszystko ze stoickim spokojem – chyba ostro łyknął… melisy).
W końcu ruszyliśmy. Pilotowani przez „radiowóz z przyczepką” (wóz – bo Opel, radio – bo cały czas na CB-nasłuchu), zabezpieczani przez kierującego ruchem Pana Dyrektora, wyjechaliśmy z terenu naszej zimowiskowej bazy. Polały się łzy. Podobnie przy kościele. Dopiero kiedy wyjechaliśmy ze Ściegien, trochę się uspokoiło – na tyle, że zaczęliśmy planować, gdzie i kiedy odbędzie się pierwsze spotkanie pozimowiskowe.
Po godzinie takiego planowania ze zdziwkiem zauważyliśmy, że jesteśmy już w Lubaniu. Norrrrrmalnie szok!!! Zaczęła się znowu przepychanka i akcje rodem z „Poszukiwaczy zaginionej Arki”: „Gdzie moja bluza?!?!”, „Kto widział mój plecaczek?!?”, etc. W tym czasie podjechaliśmy na plac przy ul. Leśnej. Tu znowu „puściły tamy”: łzy, obietnice dozgonnej miłości i przyjaźni – normalnie „sodomia i gomora”. Joasia Marysia przeżyła retrospekcję, spotykając przy autokarze Paulę, ubiegłoroczną Opiekunkę. W końcu „pożegnalną passę” przerwał Pan Kierowca pytając, czy już może odpalać silnik („bo inaczej tu zamokniemy…” – w domyśle: od tych łez).
Ostatnie 50 minut /trasa do Bogatyni/ upłynęło już w nastroju spokoju – no, może tylko do granic miasta, bo na widok Rodziców… znowu zaczęły się dziać „dantejskie” sceny.

W ten sposób kończy się ten swoisty „dziennik” zimowiska ŚCIEGNY’2009. Tym, którzy wytrwali w czytaniu codziennych wspomnień, gratuluję wytrwałości (mając nadzieję, że nie zaszkodzą) i dziękuję za wstawione komentarze. Zdaję sobie sprawę, że relacje są bardzo opisowe, do tego mieszane są formy wypowiedzi i osoby [wielki minus u polonistów] – dla mnie jednak (i przynajmniej części uczestników) są to zatrzymane w sieci bardzo miłe i wciąż żywe wspomnienia. Pozdrawiam serdecznie   ks.Janusz

4 komentarze do “Dzień ósmy 25.01.2009 roku”

  1. Joanna-Maria:* napisał(a):

    ojjjjejjjciuu;) dziekuje naszemu szeryfowi za ta sztuke pisania , bo wnosza te slowa do serca mi tyle wspomnien za ahhhh… bylo cudownie! kocham WAS moja Kadrunio Rozesmiana i zimowiskowicze…

  2. p. Ula, Ula , czy jak tam kto woli ;-) napisał(a):

    …a mi smutno,że mnie nie było…ale spoko loko w przyszłym roku KADRA ZIMOWISKA 2008 wraca do łask;-)Uściski!!!

  3. paulina włodarczyk napisał(a):

    och…
    wspomninia
    no cóż…
    łez nie żałuje na takie wspomninia…]
    dziękuje za wszystkie wesołe itd. chwile!
    pozdrawiam i ściskam iiiiiiii… KOCHAM

  4. Adrianna napisał(a):

    Trochę tutaj nie zaglądałam…i są już jakieś komentarzyki…To dobrze i się ciesze że kadra zimowiska 2008 wróci do nas w 2010r… Mamy taką nadzieje:)Nam też wszystkim było smutnoooo;-( Ale jakoś,jakoś przeżyliśmy…Pozdrawiam z wiosenno-zimowej Bogatyni…Akurat jak piszę ten komentarz to za oknem śnieg..

Zostaw komentarz

XHTML: Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>