Blog J.B.

Koncert Wielkanocny 03.04.2016 roku

Autor: admin o piątek 8. kwietnia 2016

Perłowy jubileusz parafialnej „wyśpiewanej modlitwy”

„Zaufaj Panu już dziś! Alleluja”

    Od 2013 roku Niedziela Miłosierdzia Bożego jest w parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego w Lubaniu-Księginkach okazją do dziękczynienia za dar Paschy Chrystusa oraz za szczególny dar – dar Bożego Miłosierdzia. Nasze dziękczynienie wyrażamy najlepiej, jak potrafimy – korzystając z tej szczególnej formy modlitwy, jaką jest śpiew na chwałę Pana.

    W tym roku koncert taki odbył się 03.04.2016 roku i – oprócz wspomnianych wyżej okazji do świętowania – miał jeszcze jedną szczególną cechę: był jubileuszowym, 30. (od 2007 roku) koncertem organizowanym przez naszą wspólnotę parafialną. Nazwaliśmy je „rozśpiewanymi spotkaniami” i na przestrzeni minionego czasu organizowane one były tak na terenie samej parafii, jak i poza nią.

    Jubileuszowy charakter koncertu oraz atmosfera radości z przeżycia tajemnicy Paschy i jej oktawy skłoniły organizatorów – duszpasterstwo i radę parafialną oraz parafialne formacje wokalno-instrumentalne – do podkreślenia wyjątkowego jego charakteru. Służyło temu zadbanie o staranny dobór repertuaru, jak i zaproszenie gości honorowych, współpracujących od kilku lat przy organizacji naszych spotkań.

    Uroczystość rozpoczęła tradycyjnie uroczysta Eucharystia, sprawowana przez proboszcza, ks. Janusza Barskiego. Będąc okazją do pochylenia się nad darem Bożego Miłosierdzia (i naszej z nim współpracy) stała się także czasem budowania „wspólnoty wyśpiewanej modlitwy”. Nie było tu śpiewających i tzw. słuchaczy – od samego początku wszyscy zebrani aktywnie włączali się w śpiew animowany przez Scholę Parafialną „Dzieciaki z Bożej Paki” i Chór Parafialny „Maksymilianki”.

    Podobnie, jak przebieg liturgii, tak i sam koncert stał się wydarzeniem tego czasu. Jego wyjątkowy charakter podkreślili przybyli goście: Wicestarosta Lubański, p. Wojciech Zembik; Dyrektor Gimnazjum nr 1 w Lubaniu, mgr Beata Jaworska oraz reprezentujący Burmistrza Miasta Lubań, radny miejski, p. Ryszard Piekarski, a także formacje wokalno-instrumentalne (Grupa od Anioła Stróża z Zaręby; Siostry ze Zgromadzenia Sióstr św. Marii Magdaleny od Pokuty; Chór Parafialny „Maksymilianki”, Schola „Dzieciaki z Bożej Paki” oraz formacja „Eden-Reaktywacja”)  i wykonawcy indywidualni (Wiktoria i Mateusz Wójcik).  Dzięki tym ostatnim koncert stał się prawdziwą ucztą dla sympatyków szeroko pojętego śpiewu i muzyki religijnej.

    Koncert – prowadzony przez Beatę Kwiecińską oraz Jadwigę i Mariusza Nowak – spełnił chyba wszystkie oczekiwania uczestników. Nie zabrakło w nim pięknie wyśpiewanej poezji ks. Wacława Buryły (Grupa od Anioła Stróża); był czas na pokreślenie majestatu tajemnicy Pustego Grobu (instrumentarium Wiktorii i Mateusza Wójcik) i piękno śpiewu chóralnego (Chór „Maksymilianki”); śpiew ku chwale Zmartwychwstałego Chrystusa został także wzmocniony… choreografią ewangelizacyjnego układu tanecznego (Siostry Magdalenki). Wreszcie mieliśmy okazję doświadczyć dziecięcej kreatywności i dynamiki śpiewu zespołowego (Schola „Dzieciaki z Bożej Paki”) oraz… powspominać czas, kiedy ton parafialnemu muzykowanie nadawała Schola „Eden” („Eden-Reaktywacja”).

   Zróżnicowanie form prezentacji utworów nie kłóciło się ze sobą – wręcz przeciwnie. Podkreśliło, że służąc jednemu celowi możemy korzystać z różnych form warsztatowych. Poza tym… ta właśnie różnorodność tak naprawdę nas łączy – i to można było usłyszeć i zaobserwować w trakcie Wielkiego Finału, podczas którego został wykonany tytułowy utwór koncertu „Zaufaj Panu już dziś” (stąd przesłanie IV Koncertu Wielkanocnego „Zaufaj Panu już dziś! Alleluja!”). W prezbiterium zrobiło się nieco tłoczno, a wspólny śpiew był doświadczenie naprawdę przejmującym.

   Koncert stał się wydarzeniem naszej najnowszej historii – tak przez wyjątkowo świąteczny charakter, jak i przez – tradycyjnie spontaniczną – atmosferę. Za tę ostatnią dziękujemy nie tylko wykonawcom, ale także licznej grupie uczestników, którzy aktywnie i na różne sposoby włączali się w przebieg spotkania.

 

Tekst i foto: ks. Janusz Barski

 

Dokładniejszy opis oraz zapis foto można znaleźć na stronie parafialnej www.swmaksymilian.luban.pl

Napisany w moja praca | Brak komentarzy »

Radosnego ALLELUJA !!!

Autor: admin o sobota 26. marca 2016

Zbliżają się najważniejsze święta naszej wiary – ŚWIĘTA PASCHY. Życzę, by zostały przeżyte w pełni radości, pokoju i zdrowia z tymi, bez których nie jesteśmy sobie w stanie wyobrażać codzienności. A że o radości mowa, postanowiłem dołączyć kilka prac, które – mam nadzieję – będą współbrzmieć z Waszą radością serca

 

Napisany w moja praca | Brak komentarzy »

GÓRSKA SZKOŁA PRZETRWANIA czyli…

Autor: admin o piątek 5. lutego 2016

… GÓRSKI PIONO-MECZYK 4:1

Zaraz wszystko się wyjaśni (jeśli chodzi o tytuł). Jako, że mamy ferie, a po raz kolejny przeżywamy je bez „zadymy zimowiskowej”, więc nic dziwnego, że czwartek (04.02.2016 r.) postanowiliśmy przeżyć aktywnie – czyli w górkach. Tym razem nasz wypad miał charakter kameralny (zaledwie 2 osoby) i „bardzo męski” (p.Ryszard Skowron i piszący te słowa). Skoro tak, postanowiliśmy tym razem zwiedzić karkonoskie wyżyny.
Wiem, że to niezgodne z „regułami trapera”, ale na Kopę… wjechaliśmy wyciągiem (cóż, latka robią swoje – jednym ze skutków jest „wygodnictwo”). Sam wjazd, a raczej oczekiwanie na jego rozpoczęcie było dosyć oryginalne – przypomnieliśmy sobie „stare, nie-dobre czasy kolejek” [do kasy musieliśmy postać z 20 minut, w towarzystwie „międzynarodowym” – z przewagą naszych zachodnich sąsiadów]. No, ale jak się chce wygodnie, to czasem trzeba poczekać.
Sam wjazd był sprawdzianem jakości naszych ciuchów – pojawił się śnieg, do tego porywisty wiatr. Tak więc prawie 20 minut wjazdu kosztowało nas trochę „schłodzonego cierpienia”. Pewnie dlatego zaraz po wjeździe na Kopę „ruszyliśmy z kopyta” – hmmm… planowaliśmy tak ruszyć, bo już pierwsze metry pokazały, że wypad będzie nie tylko interesujący, ale także „ekstremalny” – pod śniegiem bowiem [którego nawiało tak z 30 cm] krył się… czysty lód. No, ale cóż to dla nas…
Wprawdzie pan Ryszard tęsknie zerkał na Śnieżkę, ale na rozwidleniu poszliśmy w stronę „Strzechy Akademickiej” – i chyba dobrze zrobiliśmy [co potwierdził ciąg dalszy trasy]. Na Równi bowiem dorwał nas prawdziwy „halny” [momentami musieliśmy się odwracać do niego tyłem, aby złapać oddech], co w połączeniu z narastającymi opadami śniegu dało efekt „szkoły przetrwania” [stąd pierwsza część tytułu] – tym bardziej więc podziwialiśmy samozaparcie kilku par „biegaczy”, którzy postanowili zdobyć Śnieżkę „w biegu”. Przy drugiej parze padły sakramentalne słowa: „Podziwiam, ale… naśladować nie zamierzam” (a minęły nas jeszcze dwa „biegające duety”).
Po prawdzie, dopóki szliśmy Równią, jedynym elementem utrudniającym marsz był porywisty wiatr. Sytuacja trochę się pokomplikowała z chwilą rozpoczęcia zejścia do „Strzechy”. Początki były rewelacyjne – od wiatru dosyć szybko osłonił nas stok i krzaki; opady śniegu stały się przyjemną odmianą (w porównaniu ze stanem w jakim żegnaliśmy rano Lubań) i nawet gruba warstwa nawianego śniegu nie przeszkadzała (no, może trochę „szeryfowi”, który stwierdził, że w tych warunkach musi zrezygnować z okularów [zaczęły przypominać „szkła spawacza”]. Tempo marszu zdecydowanie wzrosło i po jakichś 30 minutach doszliśmy do „Strzechy”.
„Doszliśmy” – to może przesada. Ostatnie bowiem metry okazały się dla nas prawdziwym wyzwaniem – jak tu utrzymać pion, kiedy pod śniegiem czaiła się czysta tafla lodu. „Górski piono-meczyk” rozpoczął p.Ryszard. „Koziołek” był bardzo okazały i podniósł ciśnienie każdemu z nas. Ale „Strzecha” była w zasięgu wzroku, więc specjalnie tą przygodą się nie przejęliśmy. I to okazało się błędem – tym razem swoją cenę zapłacił „szeryf”, który – dosłownie prawie u drzwi schroniska – zrobił piękne „salto mortadele”. Trzęsienia nie było, ale widok „pokutnego kroku górskiego” [czyli dojście na kolanach do miejsca ze stabilnym podłożem] był… dosyć oryginalny.
Nastroje trochę poprawiła herbata (choć cena lekko zszokowała – 6 zł za sztukę), ale na krótko, bo w minutę po wyjściu stan „meczyku” zmienił się na 2:1 [znowu „pozycję horyzontalną” przyjął „szeryf” – i tym razem wyglądało to groźnie]. Na rozwidleniu szlaków odbyła się krótka narada – w jej efekcie postanowiliśmy pójść szlakiem żółtym. Nie dowiemy się, czy „turystyczny” faktycznie był jeszcze gorzej oblodzony – jest to teraz nieważne, bo i żółtemu nic nie brakowało do miana „szlaku śmierci”. Wystarczy dodać, że „szeryf” podniósł meczowy wynik na 4:1, a p.Ryszard podjął niewdzięczną funkcję „rozminowującego teren”.
Zejście nie było łatwe – praktycznie dopiero niedaleko wyciągu mogliśmy podkręcić tempo; wcześniej wszelkie próby skutecznie hamował lód. Niewiele dawało nawet kierowanie się śladami poprzedników – właśnie w takiej sytuacji „szeryf” dwukrotnie „zglebił”. Tak więc prawdziwy marsz rozpoczął się dopiero… po zejściu koło wodospadu. A że „asekuracyjne schodzenie” kosztowało nas sporo wysiłku, więc ostatnie podejście do samochodu było… hmmm… mało zabawnym doświadczeniem.
Nastroje odtajały trochę przy rybce, ale… świadomość „klęski pionu w górach” rzuciła się cieniem na trasę powrotną.
Jak podsumować dzisiejszy wypad. Był na pewno fajny, choć i „bolesny” [myślę, że w swoim żywiole znalazłyby się tutaj Julka („specjalistka od jazdy na pupie” czy Werka (nasz „pingwin”). Dziewczyny – dzisiaj dołączyłem do Waszego „kółka zjazdów ekstremalnych”]. Po raz kolejny okazało się, że nawet wizualnie niezłe warunki są w górach mylące – po prostu trzeba uważać i… kupić sobie raki. Fakt, „dupniaki” zabolały (i nie chodzi tylko o fizis) – nie znaczy to jednak, że dzisiaj zakończyła się „górska przygoda”. Jak wszystko dobrze pójdzie w niedzielę znowu ruszamy w teren.

Napisany w wycieczki | 2 komentarze »

SCHOLA NAM MŁODNIEJE czyli… zimowy sen Czesia…

Autor: admin o niedziela 31. stycznia 2016

czyli… dzisiaj bez aktualizacji?!?!

Z przyjemnością informuję, że w Galerii Foto można znaleźć zapis fotograficzny przebiegu wypadu. Aby przekierować się do Galerii Foto, wystarczy wcisnąć TEN NAPIS. Górna ikonka daje możliwość pobrania fotografii, niżej została umieszczona prezentacja. SERDECZNIE ZAPRASZAM.

Znowu zbitka bezsensownych haseł??? Absolutnie nie… po prostu to myśli i słowa, które pojawiły się podczas pierwszego w tym roku wypadu górskiego (31.01.2016 r.), w którym (w zamyśle) miała wziąć udział najwytrwalsza część naszych „gwiazdek” ze Scholi. Pech chciał, że wszystkie się… rozchorowały (jestem jak najdalszy od podejrzliwości, ale… znam taką chorobę… ale niech to pozostanie moją słodką tajemnicą…). W związku z tym wyjazd – nie, nie został odwołany, tylko zmieniono skład uczestników. Wzięła w nim udział „starszyzna plemienna” czyli: p. Małgosia, p. Andrzej, p. Ryszard i nasz „szeryf”. Stąd właśnie wziął się początek tytułu opisu: „Schola nam młodnieje”.
Mówią, że wiek to pojęcie względne; nie świadczy o nim wpis w dowodzie, ale… stan ducha. A ten u nas był znakomity. Już sam początek dowodził, że dzisiaj z nami małolaty musiałyby być bardzo ostrożne (chodzi oczywiście o kondycję).
Mimo wstępnych zapowiedzi ostatecznie postanowiliśmy zacząć nasz wypad w… Szklarskiej Porębie. Pogoda była niezła – słoneczko zza chmur napełniało „szeryfa” nadzieją na „dobre ujęcia”, zaś temperatura (ot takie skromne -3 stopnie) gwarantowała, że się nie przegrzejemy. Szło się super – no, może za jednym wyjątkiem: poza p.Małgosią nikt nie wziął „raków”, a te im wyżej tym bardziej stawały się niezbędne. Oblodzone kamulce utrudniały utrzymanie pionu, przypominając o zasadach grawitacji. Cóż to jednak dla nas. Fakt, nadmiar świeżego powietrza działał trochę jak skopolamina – wydobywając z niektórych szczere wyznania typu: „moja kondycja!!!” czy „chyba wszyscy słyszą moje… sapanie!!!”. Zabrakło tylko sakramentalnego „daleko jeszcze?!?!?” – no, ale nie było z nami Werki czy Julki. A szkoda, bo była dobra okazja do poprawiania rekordów w „łapaniu dupniaków”.
O ile podejście było średnio trudne, o tyle zejście stało się traumą dla… „szeryfa”. Tak liczył na ciekawe ujęcia, a tu nic. Była jedna obiecująca sytuacja, ale „raki” p.Małgosi nie dały mu tej „fotosatysfakcji”. Żal nam „szeryfa”, ale gratulujemy p.Małgosi, że zachowała kończyny na swoim miejscu.
Dzisiejszy wypad miał charakter nieco „sentymentalny” (w końcu nasz „szeryf” przecież „młodnieje”) – wspominając jeden z pierwszych rajdów ze Scholą „Eden” postanowiliśmy pójść tamta trasą i odwiedzić w dalszym ciągu… Karpacz. Kilka lat temu nasze „gwiazdy” nie wierzyły, że dadzą radę tam połazić. Wtedy udało się – tym bardziej dzisiaj, kiedy nie towarzyszyły nam tego typu obawy. Zastanawiało nas tylko jedno – łamiąc kilkuletnią tradycję nasz „szeryf” nie wyłapał jeszcze ani jednej „aktualizacji”. Czyżby „Czesio” zasnął???… czyżby „sen zimowy Czesława”???…
Jakby w odpowiedzi usłyszeliśmy zza kierownicy: „Złapałem aktualizację”, ale…sęk w tym, że „szeryf” przyzwyczaił nas do wysokich „standardów aktualizacyjnych” – tak więc takie coś przy kierownicy się nie liczy… choć faktycznie, trasa została zmieniona.
Najpierw byliśmy pewni, że idziemy do Wangu, ale podejście do niego „szeryf” minął, jakby nie istniało. Czyżby trasa do Sosnówki???… ale to trochę daleko… Okazało się, że „aktualizacja” była wprawdzie minimalna, ale jednak zdezorientowała niektórych z nas. Podejście było całkiem całkiem [nawet rozmówczyni p.Małgosi chciała wzywać pogotowie] – nie wszyscy zauważyli, że do głównego szlaku doszliśmy dużo nad świątynią Wang. Tu jednak powstał dylemat – idziemy dalej do Polany czy schodzimy (jako, że słoneczko już zachodziło). Pan Ryszard był zdesperowany [„Idźmy na Śnieżkę!!!”], ale przeważyła obawa przed zbyt gwałtownym przyjęciem pozycji horyzontalnej w razie powrotu po zmroku [jest ona super tylko w jednym przypadku – przy najlepszym przyjacielu człowieka, jakim jest… łóżko].
Tak więc zeszliśmy do świątyni Wang, tam mała sesja foto i po kamulcach [mega śliskich] doczłapaliśmy do samochodu. Tu dowiedzieliśmy się, że zanim zaczniemy rozkoszować się rybką czeka nas jeszcze spotkanie z… „ściegieńskim rekinem”, Robertem. Z tym „rekinem” to może przesada, ale… spotkanie było niestety chorobotwórcze [choroba nosi nazwę „leniwiec”] – ciepełko z kominka usypiało… „Może by tu tak przenocować?”. Senny nie był tylko Robert, który po „skrytykowaniu” nowej „maszynki fototortur” naszego „szeryfa” zażądał, aby zatrudnił „dobrą gosposię”. Temat wracał kilka razy, ale oczywiście chodziło o jedno – o dobrą kawusię dla gości [trzymamy Cię, Robercie, za słowo – wizyta wkrótce].
Atmosfera była tak zajefajowa, że decyzję „szeryfa”: „No to czas na nas” przyjęliśmy z dużym niezadowolenie, ale cóż, jak kierowca jest jeden, to rządzi ten „kto trzyma kluczyki od bryki”. Ale nie ma „tego złego…” – wkrótce zaczęliśmy się raczyć rybką [snując jednocześnie „apokaliptyczne wizje” tego, co by nas czekało, gdyby były z nami małolaty… M’C DONALD’S!!!].
Trasa powrotna niby przebiegła spokojnie, ale któryś składnik rybki lub „robertowego czaju” poruszył emocje naszego kierowcy – do tego stopnia, że p.Małgosia zaczęła się zastanawiać: „Dzisiaj będzie opis czy… gitara???” [jak widać okazało się, że opis]. Do tego pojawiły się znowu „nutki sentymentalne”: poznaliśmy dyskografię jednej z poprzednich scholi naszego „szeryfa”; do tego p.Robert „zaproponował”, aby do „parafialnego dialogu wokalnego” dodać fajny kawałek o Janie Pawle II [oj, z tego się Pan nie wybroni…]. I w takiej atmosferze dojechaliśmy do Lubania.

Początek roku 2016 był fartowny i jednocześnie pechowy. Fartowny, bo wypad był [przynajmniej w moim odczuciu (pewnie lekko sprzecznym z „niespełnieniem” p.Ryszarda)] udaną inauguracją naszych wypadów. Pechowy zaś, bo do „pełni szczęścia” zabrakło nam naszych dzieciaków, które potrafią być na szlaku baaaaaaaardzo kreatywne. No, ale… „co się odwlecze to nie uciecze”… prawda???
Serdeczne dzięki wszystkim uczestnikom i wielki szacun za atmosferę. Zaś tym, którzy to czytają dedykuję DO ZOBACZYSKA… NA TRASIE…

Napisany w wycieczki | 4 komentarze »

FINAŁ BOŻONARODZENIOWEGO CZASU 10.01.2016 r.

Autor: admin o czwartek 14. stycznia 2016

Z przyjemnością informuję, że w Galerii Foto można znaleźć zapis fotograficzny przebiegu opisanego spotkania. Osoby zainteresowane Koncertem Kolęd i Pastorałek zapraszam W TO MIEJSCE. Uczestników spotkania opłatkowego zapraszam W TO MIEJSCE. Natomiast Rodzicom naszych maluchów sugeruję coś na obniżenie ciśnienia i wejście W TO MIEJSCE. Górna ikonka daje możliwość pobrania fotografii, niżej została umieszczona prezentacja. SERDECZNIE ZAPRASZAM.

Już od czterech lat uroczystość Chrztu Pańskiego jest w naszej parafii okazją do bardzo odświętnego przeżycia  zakończenia liturgicznego obchodu Tajemnicy Narodzin Chrystusa. Każdorazowo uroczystość ta przebiega w dwóch odsłonach: rozpoczyna ją koncert, kończy zaś spotkanie opłatkowe.
W tym roku uroczystość Chrztu Pańskiego (10.01.2016 roku) zgromadziła na jubileuszowym, V Parafialnym Koncercie Kolęd i Pastorałek wyjątkowo dużą liczbę wykonawców, reprezentujących nie tylko parafię, ale także środowisko Lubania i jego okolic. W spotkaniu wzięli udział soliści (Wiktoria i Mateusz Wójcik, Sandra i Nikola Czarnomorskie, Aleksandra Winiarczyk, Ryszard Piekarski) oraz grupy wokalno-instrumentalne („Złote Nutki”, Schola „Aniołki Światłości” z lubańskiej parafii Świętej Trójcy i rodzima Schola „Dzieciaki z Bożej Paki”, uczniowie Szkoły Podstawowej w Kościelniku, Chór Parafialny „Maksymilianki” oraz formacja muzyczna „Eden-Reaktywacja). Wzięły w nim także udział Siostry Magdalenki, opiekujące się grupą dzieci ze Scholi „Aniołki Światłości”.
Spotkanie tradycyjnie rozpoczęła uroczysta Eucharystia, będąca swoistym testem umiejętności wszystkich uczestniczących w niej grup. Tak więc mieliśmy okazję wsłuchać się w majestat śpiewu chóralnego, jak i w entuzjazm animacji dziecięco-młodzieżowej – nie tylko słuchać tych wykonań, ale (wzorem mszy św. z udziałem dzieci) brać w nich czynny udział.
Koncert prowadzony przez Jadwigę i Mariusza Nowak oraz Beatę Kwiecińską rozpoczęli soliści, dając nam okazję wsłuchania się w piękno kolędowego instrumentarium (flet i trąbka – W.M.Wójcik) oraz wokalu (S.N.Czarnomorskie). Pięknie zabrzmiała „Kolęda dla nieobecnych”, którą mogliśmy wysłuchać w dwóch autorskich interpretacjach (A.Winiarczyk i R.Piekarski). Oryginalności naszemu spotkaniu dodały egzotyczne stroje królewskie zaprezentowane przez uczniów Szkoły Podstawowej w Kościelniku oraz ich wykonanie pastorałki „Trzej Królowie”.
Wiadomo, że kolędy to utwory, które śpiewa właściwie każdy – na swój jedyny i niepowtarzalny sposób – i wykonania te łączy jedno: wielka radość. Dało się to odczuć podczas prezentacji zespołu „Złote Nutki” i Chóru „Maksymilianki”, które – choć reprezentowały kategorię śpiewu chóralnego – wykonały przygotowane utwory w bardzo zróżnicowany sposób (to potwierdzało zasadę, że urozmaicenie form nie sprzeciwia się jedności przekazu).
Wreszcie wykonania dziecięce – pełne ekspresji i dynamizmu. Różne, a jednak podobne – szczególnie stopniem oddziaływania na dorosłych odbiorców. Obie Schole („Aniołki Światłości” z parafii Świętej Trójcy i „Dzieciaki z Bożej Paki” z parafii św. Maksymiliana Kolbego) swoimi prezentacjami budziły entuzjastyczne owacje i po prostu nie tylko prezentowały swoje możliwości, ale przede wszystkim animowały śpiew… bo przy nich nie dało się tylko słuchać.
Od dwóch lat stałym uczestnikiem naszych „rozśpiewanych spotkań” stała się bardzo specyficzna formacja muzyczna – grupa „Eden-Reaktywacja”, będąca rekonstrukcją dawnej Scholi parafialnej „Eden” [2007-2014] i występującą przy okazji koncertów parafialnych. Obecnie liczy ona 5 osób i nie tylko wybranym repertuarem, ale także faktem przywołania przeszłości wzbudziła wiele nostalgicznych spotkań.
Każdy wykonawca dał z siebie podczas koncertu wszystko, ale… wyjątkowo donośnie i radośnie zabrzmiał wielki finał – pastorałka „Gore gwiazda Jezusowi”, które to słowa stały się także przesłaniem IV Koncertu Kolęd i Pastorałek. Wzięli w nim udział wszyscy uczestnicy, „Parafialna szopka” dosłownie „pękała w szwach”, zaś prezentacja była po prostu spontaniczna i… „ogłuszająca”. Nic więc dziwnego, że nagrodą za nią stała się prawie minutowa owacja słuchaczy.
Koncert zakończyła wspólna agapa, podczas której mieliśmy okazję wysłuchać wielu opinii na temat organizacji oraz atmosfery spotkania oraz… przygotować grunt pod kolejne „rozśpiewane spotkanie” w Niedzielę Miłosierdzia Bożego.

Koncert nie kończył jednak dzisiejszego świętowania. Faktycznym zwieńczeniem uroczystości stało się drugie, już popołudniowe, spotkanie – spotkanie opłatkowe wszystkich parafialnych grup formacyjnych, które odbyło się w gościnnym Gimnazjum nr 1 w Lubaniu. Wzięli w nim udział członkowie wspólnoty Żywego Różańca, Rycerstwa Niepokalanej, Rady Parafialnej, parafialnej Caritas, chóru „Maksymilianki” oraz Scholi „Dzieciaki z Bożej Paki”. Podczas modlitewnego rozpoczęcia spotkania mieliśmy okazję wspomnienia wigilijnych wzruszeń oraz podkreślenia tego, co nas łączy. Dało się to zauważyć podczas dzielenia się opłatkiem, któremu towarzyszyły serdeczne i nieraz bardzo osobiste życzenia.
No, a potem… a potem powróciły kolędy. Ich śpiew animowały tym razem „Maksymilianki” oraz zaproszone do współpracy „Dzieciaki z Bożej Paki” (które przy okazji spotkania po raz drugi przeżyły atmosferę „Dnia Dobroci” znajdując pod choinką przygotowane dla nich paczki). Dobrze przygotowane do koncertu postanowiły zachęcić do odśpiewania wszystkich podstawowych kolęd – i udało się im to. Wspólne kolędowanie dało nam wiele radości i jeszcze bardziej zbliżyło do siebie – a to właśnie jest jednym z owoców współpracy z darami Nowonarodzonego Jezusa.

Napisany w moja praca | Brak komentarzy »