Czar jednośladów
Autor: admin o wtorek 3. czerwca 2008
Dzisiaj relacja odmienna w stosunku do ostatnich. Po pierwsze – krótka (już słyszę ten aplauz), po drugie – niestety bez fotek. Wczoraj postanowiłem w końcu sięgnąć po alternatywną metodę przemieszczania się, ekologiczną i bezołowiową – czyli… odkurzyłem swój rower. Na początek zaproponowałem grupce maturzystek trasę rekreacyjną: Lubań – Kościelnik – Leśna – Czocha – Gryfów – Olszyna – Lubań. Parę kilometrów to liczyło, ale… nikt nie miał jeździć na czas. Tymczasem… jedyną osobą, która nie „wymiękła” była Natalia (chwała Ci!!!).
Pogoda może była trochę zbyt upalna, ale… „nagrzewanie” to podobno skuteczna kuracja zbijająca kilogramy. Początek był tragiczny – Natalia tak „wydarła”, że już zacząłem się martwić, że tym razem trzeba będzie prosić o odrobinę litości dla starszego człowieka. Ale przed Leśną sytuacja się unormowała – pojawiły się kolory na twarzach i tempo w końcu się ustabilizowało. Przejechaliśmy Leśną i zaczęliśmy się wspinać na pierwszy duży podjazd do Czochy – i w tym momencie…
… cytując Natalię „Bóg mnie pokarał” – zerwał mi się łańcuch. W swojej naiwności liczyłem, że może uda się go złożyć na tych kilka kilometrów powrotu – niestety, po zjeździe znowu został na asfalcie. Normalnie szok!!! Wychodziło na to, że mimo to sprzyja mi jednak szczęście – łańcuch spadł tuż przed tablicą punktu napraw rowerów. Uff… no to teraz zajmie się tym fachowiec. Po dłuższym czekaniu pojawił się w końcu „fachowiec” – zabrał się za rower, skasował robotę i życzył mi miłego kolejnego tysiąca kilometrów (przynajmniej tyle miałem przejechać). Życzenie to niestety zakończyło się po niecałych… 20 metrach, kiedy łańcuch zablokował przerzutkę i ją zerwał. „Fachowiec” oczywiście „umył ręce” i taka piękna rekreacyjna trasa zakończyła się transportem nie tak bardzo ekologicznym, bo na pace samochodu.
Refleksja „po” – na przyszłość…
… nie znęcać się nad dziewczynami (szczególnie w rejonach podjazdów)
… omijać „fachowców”
Pozdrawiam wszystkich, szczęśliwszych ode mnie dzisiaj, rowerzystów ks.Janusz
środa 4. czerwca 2008 o 8:24
Ech, no tak, ten wypad był pełen niespodzianek:))
Z tym „wydarciem” na początku to nie przesadzajmy…wygłądało to w ten sposób ze ja pedałowałam tysiąć razy na minutę a ksiądz jechał na luzie:)) Refleksję na „po” popieram w stu procentach, może dodałabym jeszcze: zabierać wilgotne chusteczki:)) Dziękuję, z naszym księdzem to nawet takie „zaskakujące” wypady mozna zaliczyc do udanych:)) pozdrawiam serdecznie:))