Zapusta 2011
Autor: admin o sobota 23. lipca 2011
Zdjęcia z MAFM LEŚNA 2011można znaleźć W TYM MIEJSCU (Stąd pochodzą zdjęcia umieszczone w relacji – dziękuję ich twórcom)
„Przeżyj to sam…” – te wciąż znane i chętnie śpiewane słowa „hiciora” moich młodzieńczych lat tym razem stały się zwieńczeniem szczególnej mszy św., odprawionej w Zapuście w niedzielę 17.07.2011 roku. Dlaczego szczególnej?
Od 2 lat mam przyjemność i zaszczyt być zapraszanym na liturgiczne spotkanie organizowane przez LSA „Odnowa” w Lubaniu. Za każdym razem wspólna modlitwa kończy kolejny Abstynencki Festiwal Muzyczny. W ubiegłym roku miejscem spotkania był Ośrodek Wczasowy w pobliżu Czochy; w tym roku – Rajko-Zapusta, gdzie odbył się tegoroczny, XVII Międzynarodowy Abstynencki Festiwal Muzyczny oraz Zlot Rodzin Abstynenckich (14-17.07.2011 r.).
W ubiegłym roku, celebrując Eucharystię w specyficznym gronie uczestników Festiwalu, zostałem bardzo mile zaskoczony otwartą i bardzo ciepłą atmosferą spotkania. Fakt – ubiegłoroczne spotkanie pozostawiło po sobie także wspomnienie „gitarowego łamańca”, kiedy próbowałem coś zagrać na gitarze bez pasa (dobrze, że nie było to aż tak widoczne na filmiku w You Tube) – ale…
… to pozwoliło lepiej przygotować się na spotkanie tegoroczne. Przede wszystkim byłem już świadomy otwartości i spontaniczności uczestników Zlotu. Zdawałem sobie sprawę, że tu można przeżyć Eucharystię dużo bardziej emocjonalnie (mam nadzieję, że to zdanie także jej uczestników). Oczywiście, tym razem pojechała ze mną moja „duża czarna” (czyli gitara) – „poszarpię struny” na czymś stabilniejszym, niż rok temu – i [co było novum mszy wyjazdowych] Adrian, pełniący nie tylko rolę przedstawiciela Służby Liturgicznej, ale także „pilota”.
Sam wyjazd poprzedziła poranna msza św. w parafii – i tu co niektórzy przeżyli szok. Nie, żebym prowadził „tasiemcowe” rozważania, ale… tym razem rzeczywiście udało się zaskoczyć moich stałych słuchaczy. Homilia, poświęcona „nastrojeniu serca na poznanie Chrystusa” trwała tak „długo”, że na tradycyjne „Amen” zobaczyłem na niektórych twarzach scenki rodem z filmu „Maska”. Nawet ogłoszenia tym razem nie trwały długo – tak więc tę mszę udało się poprowadzić sprawnie i szybko [czego proszę nie mylić z pośpiechem].
Zapusty leżą w pobliżu Biedrzychowic – dojazd tam więc zajął trochę czasu, ale dojechaliśmy z „zapasem” wystarczającym do spokojnego ustalenia obsługi liturgii słowa i śpiewów oraz niektórych pomysłów z mojej strony”. „Męczennik czarnej” (czyli regularnie walczący z jej nastrojeniem p.Paweł – którego nawiasem mówiąc „błogosławiłem” za ostatni odcinek drogi) dostroił instrument; dogadaliśmy się odnośnie porządku liturgii i… zaczęło się.
Najpierw postanowiłem sprawdzić ilu uczestników było świadkami ubiegłorocznego „łamańca gitarowego” – niestety/na szczęście /???/ przynajmniej 2/3 osób brało w tym udział. Skoro tak, to trzeba się było sprężyć – proponując dialogowane wyśpiewane zaproszenie Ducha Świętego starałem się, aby tym razem stanąć z gitarą na wystarczającym poziomie (w końcu grałem dla profesjonalistów). Tym razem nie było szoku (jak rok temu) – większość podjęła śpiew wprowadzający nas w przeżycie Tajemnicy Ciała i Krwi Chrystusa.
W ubiegłym roku rolę lektorów podjęli druhowie; w tym roku odpowiedzialności za proklamowanie Słowa Bożego podjęli się: nasz Burmistrz i Adrian. Po Ewangelii (o chwaście wśród zboża) rozpoczęła się bardzo ważna część tej wyjątkowej liturgii: świadectwo. Zawsze (kiedy spotykam się z oporami wystąpień przy ołtarzu – brak odwagi, emocje, etc.) powtarzam, że ta emocjonalność nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – podkreśla autentyzm przeżyć osób stających przed innymi. To samo podkreślił stający przed nami „świadek swojego trzeźwienia”. Nie ukrywał emocji, ale… najważniejsze było to, co chciał przekazać – ŻYĆ W TRZEŹWOŚCI JEST DOBRZE I PIĘKNIE.
Kiedy, nagrodzony rzęsistymi brawami, opuścił nasze „prezbiterium” rozpoczęła się (po wyznaniu wiary) kolejna „niespodzianka” przygotowana przeze mnie – wzorem naszej parafialnej mszy z udziałem dzieci zaproponowałem spontaniczną modlitwę wiernych. Nawet w tak zgranej społeczności do takich rzeczy trzeba „rozruszać” – tak więc pierwsze intencje podali Ci, którzy byli już do tego przyzwyczajeni (Magda, p.Paweł, Adrian – no i p.Bożenka… która w tym momencie tak pięknie się „zarumieniła”). Potem nastała chwila ciszy – i kiedy już sądziłem, że pomysł był zbyt śmiały „zaczęło się”. Intencje było proste, ale piękne tym, że płynęły z serca” – gdyby nie konieczność pilnowania czasu, kto wie ile intencji by padło.
Liturgia mszy św. z udziałem dzieci [w naszej parafii] ma także jeszcze jeden moment integrujący – „Modlitwę Pańską”, której słowa odmawiamy tworząc „łańcuch złączonych rąk” (tworzymy wszak jedną rodzinę „ludzi wiary”). O ile przy modlitwie wiernych była chwila wahania, o tyle w tym momencie, na propozycję odpowiedź była natychmiastowa – cały „kościół polowy” stał się wspólnotą złączoną „kręgiem serdecznie wspierających dłoni”.
Oprócz Magdy i p.Pawła o oprawę muzyczną zadbał także jeden z uczestników, który – po wcześniejszych ustaleniach – przygotował swoją dedykację wyśpiewaną podczas komunii. Może mam i „gumowe ucho”, ale to było coś naprawdę super – „od serca i dla serca”. Brawa kończące drugi utwór były całkowicie zasłużone.
Jeśli organizatorzy Zlotu sądzili, że to koniec „niespodzianek”, to przeżyli szok [mam nadzieję, że przyjemny] słysząc prośbę o zgodę na „ogłoszenia parafialne”. Po lekkim zamieszaniu otrzymałem takową i zaczęła się… ostatnia „mega-odsłona” naszego spotkania.
Oczywiście, nie zamierzałem czytać ogłoszeń. Pierwszym było wspomnienie sprzed roku i powtórka śpiewu „Hej Jezu”. Odzew był natychmiastowy i spontaniczny – ledwie się słyszałem. Kiedy już się „rozochociliśmy” padło drugie ogłoszenie – tym razem dedykacja dla wszystkich, religijna wersja „Ojca chrzestnego”. W odróżnieniu od pierwszego utworu dedykacja została wysłuchana w skupieniu i ciszy. No, a kiedy już umilkły (całkiem niezasłużone) brawa pozwoliłem sobie zaproponować trzecie „ogłoszenie” – do wyboru były: „Przeżyj to sam” i „Tyś jak skała”. Alternatywy tak naprawdę chyba nie było – wszyscy „jak jeden mąż” zadecydowali o wyborze pierwszej propozycji [oczywiście także w wersji religijnej]. Dobrze, że nie cierpię na „chorobę morską”, bo to, co działo się przez kolejne minuty mogło co słabszych doprowadzić do zawrotów – ponowny „łańcuch rąk” i… jedna wielka „fala” (bałtycki sztorm to przy tym betka).
Nie da się ukryć, że w tym momencie stwierdziłem, że nadchodzi „moment kryzysu” – z jednej strony luz i spontaniczność, a z drugiej zegarek „wołający o pomstę do…” i przypominający, że trzeba zdążyć na sumę parafialną. Wprawdzie fajnie się grało i śpiewało, ale – po błogosławieństwie – ostatni śpiew, „Barkę” odśpiewano już beze mnie [żal duszę ściska].
Dobrze, że nie powtórzyła się ubiegłoroczna sytuacja „poślizgu czasowego” – tym razem brakowało bowiem „tonujących nastroje” Panów Kościelnych. Udało się dojechać na czas i rozpocząć zgodnie z grafikiem sumę – tyle tylko, że w ser duchu wciąż coś „śpiewało”: PRZEŻYJ TO SAM…
Czas kończyć [znowu, kurczę, się rozpisałem]. Pragnę gorąco podziękować Organizatorom Festiwalu i Zlotu za zaproszenie mnie na to modlitewne spotkanie. Gratuluję wspaniałej atmosfery i – życząc dalszych tak pięknych spotkań – mam nadzieję, że już niedługo znowu spotkamy się w tak wspaniałym gronie.
środa 27. lipca 2011 o 0:04
Czcigodny Księże po przeczytaniu tego tekstu i znając twoje pomysły to była na pewno wspaniała liturgia.Jej uczestnicy byli na pewno zadowoleni ze mogli ją przeżyć i będą mieli długo w pamięci,tak jak ja pamiętam i często wspominamy ze znajomymi twoje msze i głoszone słowa w naszej parafii.Serdecznie Pozdrawiam i życzę wielu wspaniałych pomysłów. Tergi
niedziela 7. sierpnia 2011 o 19:01
administrator strony www lsaodnowa.pl
Pozdrawiam Księdza proboszcza.
Pozwoliłem sobie zamieścić link do blogu na naszej stronie.
Zapraszam do oglądnięcia filmików.
Co do „choroby morskiej”to można było się jej nabawić. To co zarejestrowałem świadczy samo za siebie.
środa 10. sierpnia 2011 o 0:40
czcigodny Księże jak juz napisałem na naszej stronie Stowarzyszenia ze NASZ Ksiądz Muzyk nasz znowu odwiedził to sie nic a nic nie pomyliłem a czytajac tekst to poleciały mi łezki jak Ksiadz to bardzo przeżył opisując to . juz dzis zapraszam na nasz opłatek grudniowy myslę ze już bez obecnosci NASZEGO KSIĘDZA MUZYKA będzie smutno z poważaniem prezes LSA ODNOWA Zbyszek