ZWYCIĘŻYŁ… ROZSĄDEK ?!?!
Autor: admin o poniedziałek 20. października 2008
Już słyszę zbiorowe: „O nieeee… znowu o górach?!?!?!”. Wybaczcie, ale… to prosta kalkulacja: do Bałtyku mam 8 godzin, do Adriatyku – 36, zaś do starych, dobrych Karkonoszy zaledwie 40 minut. Wybór jest więc chyba oczywisty. Po jednodniowym odpoczynku po wypadzie ze Scholą postanowiłem spróbować jeszcze raz. I tu coś dziwnego… są tacy, którzy twierdzą, że misie przed zapadnięciem w zimowy sen przeżywają okres wzmożonej aktywności. Podsumowując miniony tydzień (z dniem dzisiejszym włącznie) zaczynam się więc niepokoić: czyżbym wpadł w misiowe nawyki? (i czy to łączy się z wiekiem przed- czy poemerytalnym?). Trasa miała być (w założeniach) taka jak w sobotę, ale… o tym za chwilę. Relację tę dedykuję moim znajomym, którzy „uwielbiają wysokości” (czas szykować coś plastikowego, Królewienko).
Nasz sobotni wypad (http://swmaksymilian.luban.pl/2008/10/18/papierowy-jubileusz-scholi/) przeżyliśmy w „górskich barwach” niebiesko-żółtym. Dzisiejszy okazał się nieco odmienny. Do Polany szlak niebieski, a potem… eksperymentalnie – zielony.
Jako, że ostatnie kontakty z farmacją (antybiotyki) zdecydowanie pogorszyły kondycję, ostatnie dwa górskie „spacery” były nieco hałaśliwe („homo sapiens”). Ale, że „ćwiczenie czyni mistrza”, więc dzisiaj, przy pięknej pogodzie, postanowiłem spróbować raz jeszcze. Trasa do Polany okazała się jeszcze lżejsza do przejścia niż w sobotę (może dlatego, że przeszedłem ją swoim tempem – niekoniecznie szybszym od sobotniego) – udało się ją przejść bez postojów (nie licząc oczywiście krótkich foto-przystanków). Jako,, że zaliczyłem ją nie pierwszy raz, trudno tutaj się rozpisywać.
Nie oznacza to jednak, że trasa została tylko „zaliczona”. Sam nie wiem, jak to się stało, ale… dopiero w sobotę zauważyłem szlak, który pozostał dla mnie nieznany (to pewnie ta rutyna – zazwyczaj wędrówki rozpoczynałem przy wyciągu i szlak turystyczny był trasą „zejściową”). Chodzi oczywiście o szlak zielony. Zaintrygował mnie, więc… ponieważ dzisiejsza forma była nie najgorsza… postanowiłem go sprawdzić. Domyślałem się mniej więcej jego przebiegu, choć realia przeszły najśmielsze oczekiwania. Przede wszystkim muszę przyznać, że został świetnie przygotowany. Mimo, iż wymagał sporego wysiłku, gwarantował także dużą satysfakcję i piękne widoczki. Jedno i drugie stało się moim udziałem – choć tylko w 50%. Dlaczego?
Zanim wyjechałem do Karpacza, musiałem stoczyć zaciętą batalię z moją wrodzoną „aktywnością” – jechać czy nie jechać?. Zwyciężyło to pierwsze, ale… ruszyłem nieco późno. Stąd też, kiedy dochodząc do wysokości żlebu spotkałem sympatyczną parę (jak się okazało po wymianie pierwszych górskich „uprzejmości”) Niemców [nomen omen w wieku emerytalnym – tych było dzisiaj na szlaku zatrzęsienie… szok!] i dowiedziałem się, że przede mną jeszcze ponad 2 godziny marszu, spojrzałem na zegarek: 16:15. Pojawił się dylemat: z jednej strony pokusa – doszedłem do tego miejsca, dam radę dalej (poza tym te widoczki); z drugiej „młodzieńczy” głos rozsądku – słońce już zachodzi. Wprawdzie znam większość karkonoskich szlaków tego rejonu, ale schodzenie w ciemnościach… to mało zabawne. Czytającym wcześniejsze relacje z zimowych „szaleństw” wyda się to nierealne, ale zwyciężył… głos rozsądku!!! Z ociąganiem (i po dobrych kilku minutach wewnętrznego rozdarcia) w końcu zawróciłem – z gorącym postanowieniem: jeszcze tu wrócę (i to nie raz). A nagrodą za dojście do tego miejsca stały się super widoczki: kotlina jeleniogórska oraz cała Równia w pełnej krasie. Aparat nie próżnował, czego efekty można obejrzeć tutaj .
Dla czytających krótka nota: szlak zielony można rozpocząć na wysokości wodospadu i wyciągu, wejść na szlak turystyczny i po dojściu do Polany skręcić w prawo (nie mylić z trasą na Pielgrzymy). Po wejściu na żleb trasa kieruje się w stronę Równi i (po połączeniu ze szlakiem niebieskim) prowadzi do Schroniska „Pod Śnieżką”). Wchodzącym doradzam zadbanie o dobry zimowy „bieżnik” oraz ciepłe ciuchy – na szczycie żlebu już leży śnieg i „gwiździ, że szok…” (acha… dla koneserów górskich widoków wysokościowych zalecam odwiedziny w sklepie zoo i kupno… klapek).
Wprawdzie nie zaliczyłem dzisiaj całej trasy, ale na podstawie tego, co udało mi się przejść i zobaczyć, powiem jedno: WARTO!!! Tak więc jest duża szansa, że o tym szlaku pojawi się jeszcze to i owo na mojej stronce. Pozdrawiam serdecznie
ks.Janusz