Twarde Księginianki
Autor: admin o piątek 1. sierpnia 2008
Pracoholizm to choroba – jest w tym wiele prawdy; ja dodam: choroba bolesna. Od początku wakacji rozpoczęliśmy realizację kilku inwestycji, poprawiających materialne funkcjonowanie parafii. Najpoważniejszą jest przygotowanie świetlicy środowiskowej w salce w kościele – słowo „przygotowanie” nie oddaje jednak całokształtu prac do wykonania; lepszym byłoby tutaj określenie „remont kapitalny”: wymiana instalacji elektrycznej, izolacja cieplna i akustyczna sali, przygotowanie stanowisk komputerowych, pociągnięcie nowej linii oświetleniowej, wreszcie przemalowanie sali (na której Patrona wybraliśmy Jana Pawła II). Temu szerokiemu spectrum prac towarzyszyły konieczne zabiegi odświeżające plebanię (malowanie drzwi, wymiana niektórych akcesoriów, etc). Tak więc wakacje zapowiadały się IMPONUJĄCO.
Dla nabrania oddechu i sił do realizacji zamierzeń wakacyjnych spędziłem świetny 12-dniowy urlop w Chorwacji (o czym już pisałem). Po powrocie zaczęły się prace na plebanii, a kiedy się z nimi uporałem… zaczęło się „dewastowanie” kościoła (tak to określiła jedna osoba widząc kucie ścian).
Przygotowanie sali obejmowało tak remont pomieszczenia, jak i prace od strony kościoła. Te ostatnie dały mi ostro „popalić” – nie lubię wysokości /za wyjątkiem gór/, a tu trzeba było trochę połazić po rusztowaniach. Dobrze, że znalazły się osoby, które pomogły, bo samemu… cóż… poniósłbym klęskę na starcie (tu wielki ukłon i podziękowanie dla Panów: Jana, Edwarda i Ryszarda). Dzięki ich pomocy z panoramy wnętrza kościoła zniknęło „czerwone okienko”, które raziło wiele osób. Przy okazji częściowo zmieniłem także oświetlenie prezbiterium.
Osobną sprawą (mniej stresującą, ale zajmującą sporo czasu) była adaptacja salki – w niewielkim stopniu udało się wykorzystać elementy starej instalacji elektrycznej; wszystko trzeba było kłaść od nowa. Po szczegółowych instrukcjach fachowców zabrałem się za pracę, której początkiem była „dewastacja”. Na chwilę obecną ślady tych poczynań już zostały „zatarte” i teraz czekam na podłączenie nowej instalacji.
Ktoś czytający ten wpis może się zastanawiać nad związkiem jego treści z tytułem. Otóż jakby na boku toczyły się także prace upiększające nasz rozległy, ale nieco zaniedbany teren zielony. Udało się załatwić ziemię do wyrównania trawników, ale… trzeba było ją rozplantować. I tego właśnie zadania (może nie aż tak spektakularnego, ale bardzo ciężkiego) podjęły się nasze Panie. Liczna grupa w dwa wieczory uporała się ze zwałami ziemi /przy czym praca została nazwana pokutą – stąd też dzisiaj, w I piątek miesiąca, pozostanie mi w konfesjonale tylko wysłuchanie spowiedzi i… pobłogosławienie – to oczywiście żart, i to autorstwa „twardych kobiet z Księginek”/.
Kończąc chciałbym dodać jedno – po roku czasu pobytu tutaj (1 lipca obchodziłem 1 rocznicę rozpoczęcia proboszczowania na Księginkach) zaczął nabierać mocy i tempa trend wspierający ze strony moich Parafian. To bardzo przyspiesza tempo prac (a jest ich wciąż bardzo dużo) oraz zmniejsza trochę moje obciążenie fizyczne /a nie jestem już młodzieniaszkiem/. Za to, że mogę liczyć na coraz większą grupę moich Parafian – SERDECZNIE DZIĘKUJĘ. Ich, a także wszystkich czytających ten tekst serdecznie pozdrawiam SZCZĘŚĆ BOŻE!!! Ks.Janusz
PS. Dzisiaj (sobota) nareszcie zniknęły rusztowania. No, ale zostały po nich ślady. I o ich usunięcie zadbały pracowite Parafianki, wśród których znalazły się także dwie Scholistki: Magda (z Mamą, Panią Bożeną) i Martyną (z Mamą, Panią Małgosią) – i to w tempie, które (gdyby sprzątanie znalazło się na liście konkurencji olimpijskich) przyprawiło by o zawrót głowy uczestników tegorocznej olimpiady.