Taki dzień nie zdarza się co dzień …
Zacznę od 2 uwag:
1. Kiedyś już zrobiłem wpis „przyrodniczy” i dostałem komentarz, że wszystko OK, tylko brak… ludzi. Niestety, tutaj będzie tak samo. Więc jak ktoś nastawia się na „homo sapiens”, to w tym wpisie raczej tego nie znajdzie.
2. Niektóre fotki zostały umieszczone na stronie głównej Galerii Foto (są tam także – ciekawe według mnie – fotki o innej tematyce (choć dominuje natura). I oczywiście…każdą można powiększyć, klikając w nią dwukrotnie myszką. Reszta fotek jest oczywiście na odnośnej stronie Galerii Foto. Życzę miłego oglądania.
Wśród wielu zainteresowań jest jedna, która budzi niedowierzanie u tych, którzy na mnie patrzą (a fe… to co widoczne może być niezłą zmyłką) – wędrowanie po górkach. Może nie chodzi o Himalaje i 8-tysięczniki – ja szczególnie polubiłem nasze dostojne Karkonosze. Ostatnio nie za bardzo mi się wiodło na szlakach – po części także z powodu nowych obowiązków.
I oto właśnie dzisiaj postanowiłem odrobinę „zaszaleć”. Plany były standardowe – wejście czarnym szlakiem, zejście turystycznym lub zjazd (zależnie od stanu kondycyjnego). Ale plany są od tego… by je zmieniać. Piękna pogoda, a także sugestywna „pomoc” Roberta (mojego kumpla ze Ściegien) spowodowały, że trasę rozpocząłem dużo niżej, w Dolnym Karpaczu, na wysokości komisariatu Policji (ostrzeżenie czy zachęta?).
Najpierw pierwsze nieśmiałe kroki na zupełnie nowym dla mnie szlaku żółtym (i oczywiście pierwsze fotki). Trochę zwątpiłem, kiedy w miejscu żółtego paska zobaczyłem w pewnym momencie kolor nie znajdujący się w palecie barw podstawowych. Jakieś 20 minut później dane mi było przeżyć „dreszczyk emocji” podczas przechodzenia przez prawie całkowicie zrujnowany mostek. No, ale moje lilipucie kilogramy nie spowodowały załamania konstrukcji i dzięki temu mogłem ruszyć dalej.
Trasa była rewelacyjna (podobnie jak pogoda) – część biegnąca przez las dawała możliwości nacieszenia oka pełną gamą barw jesieni. I ta cisza – dająca możliwości refleksji i wzmożonej obserwacji. To właśnie dzięki nim gdzieś niedaleko Schroniska „Nad Łomniczką” miałem okazję bliskiego spotkania… z wiewiórką. Skubana… była odważna i do tego lubiła pozować. Udało się jej zrobić kilka fajnych ujęć.
Przy Schronisku „Nad Łomniczką” zrobiło się już głośniej – pojawiło się kilka wycieczek szkolnych i duża grupa Niemców (i tu szok! To byli ludzie przeżywający „jesień” swojego wieku). W tym miejscu stanąłem przed dylematem – iść dalej czy zawracać? Pamiętałem moją ostatnią mordęgę na czarnym szlaku (cóż z tego, że było to zimą), a i znajomość tej części szlaku czerwonego kazała przemyśleć sprawę. Problem rozwiązała chyba…ambicja (zdrowa/niezdrowa – któż to wie?) – przede mną poszło kilka osób, dla których ja już pewnie jestem dinozaurem, więc… nie! nie wycofam się!!!
W miarę podchodzenia wyżej robiło się chłodniej, ale mieściło się to w normach letnich (mimo, że to już jesień). Trzeba jednak było uważać gdzie się staje, bo wilgoć spowodowała, że momentami na kamieniach robiło się ślisko. Ale najważniejsze i najpiękniejsze były widoczki – jesienne pejzaże. Nie pozwalało mi to przyspieszać, bo co się wyrwałem do przodu, to zaraz zaczynała się akcja uwieczniania czegoś /moim zdaniem/ ciekawego. Pewnie ci idący za mną myśleli, że to taka zmyłka, żeby tylko nie iść dalej.
I w końcu doszedłem do miejsca, gdzie po raz ostatni można było się „bezboleśnie” wycofać – do podnóża ostrego podejścia na Równię pod Śnieżką. Widok był mega-hiper-super. Część skał, mokra od spływającej wody, lśniła w promieniach słońca. Do tego kolorystyka małych grup drzew liściastych pomiędzy dominującymi iglakami. Co prawda kilka osób, które szły przede mną, zwróciło uwagę bardziej na stromiznę do pokonania (rezygnując z próby wejścia), ale to akurat nie było dla mnie widokiem deprymującym.
Oczywiście, trzeba było zwolnić i jeszcze bardziej uważać, gdzie się stawia kroki – zwłaszcza po podejściu na wyższe partie. Ale muszę też przyznać, że od czasu mojego ostatniego wejścia tym szlakiem został on odnowiony i przygotowany do bezpiecznego wędrowania (zwłaszcza w miejscach, które jeszcze niedawno wymagały akrobacji kozic górskich).
Miejsce szczególnym, przy którym warto stanąć nie tylko dla odpoczynku, jest miejsce poświęcone pamięci tych, którzy pozostali w górach na zawsze – „Zmarłym ku pamięci, żywym – ku przestrodze”. Stając przed tablicami przypominającymi o śmierci nawet doświadczonych przewodników górskich trudno było nie zdać sobie sprawy, że góry (podobnie jak każdy żywioł) są piękne, pod warunkiem, że traktuje się je z szacunkiem.
Po krótkiej refleksji i modlitwie za zmarłych ruszyłem na ostatni odcinek tej części drogi, dochodząc do „Domu Śląskiego”. Tu najpierw stanąłem przed dylematem – próbować zdobyć Śnieżkę, czy też spasować? Mimo pokusy zdecydowałem jednak nie szarżować – jutro mam szkołę. Byłoby śmiesznie, gdybym się po niej przechadzał jakby w gipsie.
Zaraz potem zauważyłem nowe element krajobrazu Równi – taras z widokiem na polodowcową dolinę po stronie czeskiej. Oczywiście, aparat to wszystko uwiecznił, ale mogę powiedzieć jedno – ten widok trzeba zobaczyć „na żywca”.
Po krótkim więc odpoczynku, połączonym z foto-sesją, ruszyłem na drugi etap drogi – powrotny, biegnący tzw. szlakiem turystycznym. Tu już można było rozwijać prędkości „autostradowe” – równo i dosyć gładko. No i to słońce… szok. Najpierw ledwo „wyhamowałem” przed tablicą upamiętniającą starą spaloną strażnicę.
Potem zdzieranie podeszew podczas schodzenia do „Strzechy Akademickiej”, gdzie także było dosyć gwarno i tłoczno. O posiłku nie było mowy – jak zobaczyłem kolejkę, od razu odechciało mi się jeść (zresztą, to podobno zdrowe – raz na jakiś czas).
Po krótkim „oddechu” ruszyłem dalej, ale nie, nie… nie prosto w dół, tylko zbaczając w stronę „Samotni” (tam w zimie udało mi się zrobić rewelacyjne ujęcia, które można znaleźć na głównej stronie Galerii Foto). Tu też dały się zauważyć efekty prac restauratorskich – szlak został wyłożony świeżą warstwą kamienia i zabezpieczony (jak się to widzi, to nie żal płacić za bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego). Mam nadzieję, że ujęcie „Samotni” na tle drzew w jesiennych barwach choć w części odda skalę przeżyć estetycznych w tym miejscu.
W zimie zawsze miałem (do momentu tragedii w tym miejscu – lawiny i jej ofiar) pokusę wchodzenia na zamkniętą w tym okresie część szlaku, biegnącą wzdłuż zboczy górskich. O ile teraz już tej pokusy nie mam w zimie, o tyle postanowiłem dzisiaj pójść dalej właśnie tą drogą. Nie da się ukryć, że dopiero tutaj pożałowałem, że nie wziąłem twardych „zimówek” – trasę bowiem można było określić mianem „skalnego ogródka”. Tu czuło się stopami każde załamanie kamieni. Jednak mimo trochę poobijanych stóp i rwącego kolana powiem jedno – WARTO BYŁO!!! Trasa jest naprawdę super.
W końcu znowu wyszedłem na szlak żółto–czerwono–niebieski czyli turystyczny. Tu już można było mówić o tłoku. Mijały się grupy schodzące i dopiero wchodzące (w tym sporo grup szkolnych). Poczułem się jak „samotny cienki żagiel”. Ale nic to.
Ostatnie 30 minut drogi było – w porównaniu z wrażeniami opisanymi wyżej – raczej „bezpłciowe”. Mimo to jednak aż do samej świątyni Wang szło się nieźle.
Jako, że zaliczam te szlaki po raz któryś z kolei (będzie tego około 50-60 podejść), mam swoje miejsca, które zawsze odwiedzam. Jednym z nich jest wodospad przy karpackim parku. Wiąże się on z wieloma wspomnieniami (w tym z organizowanymi dotąd zimowiskami) – mimo więc zmęczenia nie mogłem tam choć na chwilę nie podejść.
I to chyba na tyle. Trochę się rozpisałem, ale… czytelnicy mojej stronki to osoby „zaprawione w bojach” i wytrzymują bardzo dużo. W podsumowaniu mogę dodać kilka rzeczy. Po pierwsze – naprawdę warto pójść tą trasą (jest piękna – szczególnie jesienią). Po drugie – sprawdziłem w Googlach – w Internecie jest bardzo dużo materiałów lepiej opisujących ten i inne szlaki, więc na wypadek organizacji takiego wypadu warto do nich zajrzeć. No i po trzecie – jestem dzisiaj z siebie dumny (ach ta „skromność”), choć jutro pewnie będę „dogorywał”.
Dziękując za uwagę serdecznie pozdrawiam wszystkich moich znajomych i Przyjaciół oraz czytelników.
Szczęść Boże!!! Ks.Janusz
O szlakach znalazłem ciekawy link, do którego obejrzenia zachęcam tych, którzy chcieliby tej jesieni jeszcze trochę powędrować – http://www.wkarkonosze.net/piesze.php