Blog J.B.

„GDZIE JEST NASZE BETLEJEM” czyli… KTO MA MIKROFON, TEN MA W/Ł/ADZĘ?…

Autor: admin o środa 14. stycznia 2015

Z przyjemnością informuję, że w Galerii Foto można znaleźć zapis fotograficzny Koncertu. Aby przekierować się w Galerii, wystarczy wcisnąć TEN NAPIS. Górna ikonka daje możliwość pobrania fotografii, niżej została umieszczona prezentacja. SERDECZNIE ZAPRASZAM.

Osoby zainteresowane przebiegiem Koncertu, jednak (czytelniczo) nieco ostrożniejsze, serdecznie zapraszam na stronkę parafialną. Wystarczy wcisnąć TEN NAPIS. Tam też zostaną umieszczone fotki.

    Niech nikogo nie dziwi tytuł tego wpisu. Początek to oczywiście nasze tegoroczne koncertowe hasło i słowa refrenu utworu tytułowego [przewidzianego na WIELKI FINAŁ]. Zaś część druga – to odniesienie do końcowej części koncertu, kiedy padły słowa komentarza: „Wprawdzie nie uzgodniłam tego z ks.proboszczem, ale… już teraz zapraszam /…/ na nasze kolejne uroczystości… [dla jasności – w tym momencie jedna z naszych konferansjerek, p. Beata Kwiecińska, puściła „mega oko” w stronę stojącego po drugiej stronie kościoła „szeryfa”… i od tej pory stałym motywem rozmówek jest jedno: „kupię sobie różowy mikrofonik”].
Nasze parafialne „rozśpiewane spotkania” stały się już tradycją – nie tylko dla naszej wspólnoty parafialnej, ale także dla regionu. Potwierdził to kolejny, III Parafialny Koncert Kolęd i Pastorałek, który przerósł swoim zasięgiem nasze najśmielsze oczekiwania. Zgłosiło się 14 wykonawców – tak zespołowych, jak i indywidualnych. W sumie przewidzieliśmy w zasadniczej części koncertu wykonanie ponad 30 utworów – bardzo zróżnicowanych formą. Były kolędy, pastorałki oraz utwory nawiązujące w jakiś sposób do Tajemnicy Groty Betlejemskiej. Wykonawcy zapewnili nam całą gamę form wykonawczych: zgłosili się wokaliści, grupy chóralne i wokalno-instrumentalne oraz soliści-instrumentaliści. Tak więc organizacja tym razem musiała być najwyższej klasy.
Organizacja objęła kilka płaszczyzn. Najpierw liturgiczną – aby zapewnić spokojne kolędowanie, trzeba było zmodyfikować niedzielny układ liturgii [„szeryf” wciąż myśli, kiedy za to „wywiozą go na taczkach”]. Następnie organizacyjną: trzeba było przygotować szczegółowy program oraz komentarze zapowiadające kolejnych wykonawców. Wreszcie ustalić obsługę sprzętową oraz znaleźć konferansjerów. To ostatnie wyszło całkiem szybko i [ku mojemu zdumieniu] „bezboleśnie” – prowadzenia koncertu podjęli się Jadwiga i Mariusz Nowak oraz Beata Kwiecińska.
Mniej zauważalną, a jednak również bardzo ważną płaszczyzną przygotowań była adaptacja plebanii na miejsce spotkania „po” – to o tyle trudne, że „dynamiczny porządek” naszego proboszcza stawia przed nami w tej kwestii spore wyzwania. Nic to jednak – daliśmy sobie radę i niedzielny poranek pozostało tylko jedno… OCZEKIWANIE…
Tegoroczny koncert zatytułowaliśmy: „Gdzie jest nasze Betlejem” – w części sięgając po słowa bł. Matki Teresy z Kalkuty „Kiedy jest Boże Narodzenie?”, a po części wybierając na utwór tytułowy kompozycję ze wspomnianym przesłaniem.
Tradycyjnie, koncert zaplanowaliśmy na ostatnią niedzielę okresu Narodzenia Pańskiego, na Niedzielę Chrztu Pańskiego [11.01.2015 roku], zapraszając do udziału grupy i osoby śpiewające tak z terenu parafii, jak spoza jej granic. Liczyliśmy na specyfikę naszej wspólnoty, spontaniczną atmosferę i [jak pokazał koncertowy czas] nie zawiedliśmy się.
Naszymi gośćmi honorowymi byli: grupa Sióstr ze Zgromadzenia Sióstr św. Marii Magdaleny od Pokuty, zespół „Echo Bukowiny” i „Złote Nutki” oraz Burmistrz miasta Lubań, p. Arkadiusz Słowiński. Wśród wykonawców znaleźli się też, reprezentujący naszą wspólnotę parafialną: Chór Parafialny „Maksymilianki”, Schola „Dzieciaki z Bożej Paki”, grupa „Eden-Reaktywacja”, soliści: Mateusz i Wiktoria Wójcik, Regina Sindrewicz, Ryszard Piekarski, a także dwie „rozśpiewane rodzinki” – Państwo Szydło i Czarnomorscy.
Koncert rozpoczęła uroczysta msza św. koncelebrowana, sprawowana w intencji Uczestników i Organizatorów Koncertu, której przewodniczył Dziekan-Senior Dekanatu Lubań, ks. Kanonik Mieczysław Jackowiak w asyście proboszcza parafii, ks. Janusza Barskiego.
Msza tym razem może nie dała możliwości odczucia specyfiki niedzielnych spotkań z dziećmi. Śpiewów było dużo mniej, poza tym „Dzieciaki” miały sporą konkurencję w kościele. Chodziło wszak o to, by zostawić jak najwięcej czasu na „wyśpiewaną homilię kolędową”.
Na początku koncertu powiało nam atmosferą oficjalnych gali – zwłaszcza przy słowach: „Koncert prowadzą dla Państwa...”. Ale z drugiej strony był to jasny sygnał, że tym razem nie będzie żadnej improwizacji.
Koncert rozpoczął nasz „parafialny hejnalista”, Mateusz Wójcik, który od kilku lat wygranym na trąbce hejnałem wprowadza nas w obchód Tajemnicy Wcielenia i Paschy Chrystusa. Nie da się ukryć, że jego instrument brzmiał bardzo majestatycznie, kiedy grał kolędy: „Dzisiaj w Betlejem” i „Gdy śliczna Panna” oraz kompozycję „Suita angielska”. Bez cienia przesady można stwierdzić, że początek był imponujący.
Rok temu jedna z naszych parafialnych rodzin (skąd inąd sąsiedzi „szeryfa”), Państwo Dominika, Grzegorz i Nadia Szydło, postanowili pokazać, że „potrafią”. W tym roku, w przedstawionym utworze „Gwiazdy tańczyły” zabrakło roli dla św. Józefa, ale… samo wykonanie (używając określeń Nadii) było „spoko”. Oczywiście Nadia próbowała pokazać, że ma najsilniejszy głos i… faktycznie było ją słychać.
O ile Państwo Szydło stają się już stałymi bywalcami naszych spotkań, o tyle kolejna „rozśpiewana rodzinka”, Państwo Monika, Piotr, Sandra i Nikola Czarnomorscy, dopiero w występach publicznych „raczkują”. Rok temu, podczas wizyty duszpasterskiej, zaskoczyli naszego proboszcza wspólnym wykonaniem kolędy i od tej pory byli zapraszani do publicznego występu. U niektórych taka decyzja podejmowana jest szybko – tu trzeba było roku i półrocznej „scholkowej przygody” Sandy i Nikoli, ale… w końcu decyzja została podjęta i nasi Goście stanęli w „księgińskiej szopce”. Uraczyli nas kolędą „Przybieżeli do Betlejem” stwarzając okazję nie tylko do jej wysłuchania, ale także do współwykonania. Brawa dla szanownej Rodzinki.
U niektórych wykonawców (podczas przygotowań) duże zaniepokojenie wywołała wiadomość, że wśród Gości znajdzie się także – dobrze znany w lubańskim środowisku – Chór „Echo Bukowiny” (wszak to już tzw. „górna półka”). Grupa, która została uhonorowana tytułem „Kreatora i Twórcy Kultury Powiatu Lubańskiego” przygotowała dla nas znaną kolędę „Bracia, patrzcie jeno” oraz trzy utwory mniej znane: „Lulaj Go, Matko”, „Któż o tej dobie” oraz „Kolędę dla nieobecnych”. Słuchając wykonań naszych Gości przychodzi mi do głowy tylko jedno określenie – DOSTOJEŃSTWO. Faktycznie, nie brakowało tego oraz profesjonalizmu. Bardzo ciekawie brzmiały partie dwugłosowe (och, żebym ja tak potrafił na dwa głosy naraz?).
Nasz koncert zgromadził zróżnicowaną rzeszę wykonawców – najmłodszą wśród solistów była Wiktoria Wójcik, która pokazała, co potrafi „wyczarować” z instrumentów uzdolnione muzycznie dziecko. Wykonała trzy utwory: „Lulajże Jezuniu” i „Anioł pasterzom mówił” [to na flecie] oraz „Jezus malusieńki” [na dzwonkach chromatycznych]. W kościele było tak cicho, że… wszystko było bardzo dobrze słychać – cisza trwała oczywiście do zakończenia występu, który został zasłużenie nagrodzony burzliwą owacją. Wiktorio! Gratulujemy i dziękujemy!
Podczas wcześniejszych zapowiedzi koncertu nasz proboszcz kilkakrotnie zaprosił do wzięcia w nim udziału grupę, która zakończyła swoją działalność w czerwcu 2014 roku. Chodzi o Parafialną Scholę EDEN. Wprawdzie nie doszło do ponownego zawiązania się naszych dziewcząt, ale… udało się zaprosić do wspólnego koncertowania kilka osób związanych z nasza byłą formacją muzyczną. Martyna Kleszczyńska, Aneta Przybyła, Dominika Szydło, Monika Piekarska, Malwina Brunatna, Ryszard Piekarski i ks. Janusz zgodzili się zaśpiewać jako grupa „EDEN-REAKTYWACJA„. Program był ambitny: „O Gwiazdo Betlejemska”, „Nim pierwsza gwiazdka”, „Pomaluśku Józefie” i „Kolęda dla nieobecnych” (wykonana trochę inaczej niż wersja „Echa Bukowiny”). Było trochę „cykorii”, ale wyszło super – zwłaszcza „Pomaluśku Józefie”, w którym nagle spontanicznie w kościele pojawiła się „sekcja rytmiczna” czyli… masowe wybijanie rytmu przez słuchaczy. Nie będziemy ukrywali… trochę „urośliśmy” i było nam baaaaaaaaardzo miło.
Już od I Koncertu Kolęd i Pastorałek stałym Gościem naszych spotkań stał się Burmistrz miasta Lubań, pan Arkadiusz Słowiński. Swoją obecnością nie tylko podkreśla On ich rangę, ale także w bardzo bezpośredni sposób przekazuje to, co stanowi dziedzictwo Jego rodziny i środowiska. Trudno sobie wyobrazić występ Pana Burmistrza bez wspomnienia „domu babci Ani” i zwyczajów tam panujących. Tak było i tym razem. Powitany bardzo gorącą owacją nasz Gość w kilku słowach nie tylko nawiązał do tradycji rodzinnych, ale także skutecznie zachęcił do wspólnego wykonania przygotowanych utworów. Po słowach zaproszenia: „W takim towarzystwie musi wyjść” dwie pastorałki: „Z narodzenia Pana” i „Jezusa narodzonego” zostały odśpiewane właściwie przez nas wszystkich (z pełnym instrumentarium, w które włączyła się także grupa Sióstr Magdalenek). Dziękujemy Panie Burmistrzu!!!
Ubiegłoroczny, II Parafialny Koncert Kolęd i Pastorałek zaowocował m.in. powstaniem nowej formacji muzykującej – Chóru Parafialnego MAKSYMILIANKI, który wziął udział już w trzech publicznych spotkaniach. Obecnie grupa liczy już 10 osób (Emilia Glazer, Kazimiera Hałajko, Małgorzata Kleszczyńska, Anna Koncka, Alicja Kwiecińska, Krystyna Mucha, Jadwiga Pałka, Anna i Jan Piskozub oraz Halina Rybowicz). Nasze „Maksymilianki” „dały czadu” [słowa proboszcza] – podkreślając piękno śpiewu chóralnego zaśpiewały nam: „Śpij Dziecino mała”, „Jest taki dzień”, „Cicha Noc” oraz „Północ już była”. Wielu z nas po prostu się w to zasłuchało – och, gdyby nie wymogi czasowe koncertu, pewnie byśmy zawołali: „Jeszcze trochę… prosimy”.
Po tak dużej dawce śpiewu zespołowego znowu stanęła przed nami solistka – kolejna debiutantka (jeżeli chodzi o udział w naszych spotkaniach), Regina Sindrewicz. Regina zdecydowała się zaprezentować nam swoje umiejętności (gitara + wokal) w pastorałce „Nie było miejsca dla Ciebie”. Regino! Masz wspaniałe warunki głosowe, a Twoje wykonanie było kolejnym dowodem, że młodzi są naprawdę uzdolnieni. Dziękujemy!!!
Długo nie byliśmy pewni, czy zaproszenie przyjmie kolejna grupa – Siostry ze Zgromadzenia Sióstr św. Marii Magdaleny od Pokuty (nie tyle z braku chęci, ile z racji problemów zdrowotnych). Czcigodne Siostry wielokrotnie uczestniczyły w parafialnych uroczystościach odpustowych – był to jednak udział raczej „bierny”. Tym razem jednak nasi Goście postanowili zaprezentować swoje umiejętności i – powiedzmy to sobie szczerze – zostaliśmy „znokautowani”. Nie dosyć, że przygotowane pastorałki [„Zaśnij Dziecino”, „Świeć gwiazdeczko”, „Gore gwiazda Jezusowi”] zostały zaśpiewane pięknym głosem, to do tego wykonaniu towarzyszyło imponujące instrumentarium (trąbka, gitary i bęben Djembe) oraz ciekawa aranżacja (ruchoma gwiazdka i animacja tekstu). Ponadto niektóre Siostry były dobrze znane ze szkoły naszym dzieciakom – więc atmosfera była naprawdę „gorąca”. W ten sposób Czcigodne Siostry nie tylko stały się „gwoździem koncertu”, ale także zaktywizowały nasze parafialne „ukryte talenty” [mamy już dla niektórych osób „muzyczne fuchy”, a dla parafii – „inwestycje instrumentalne”]. Drogie Siostry!!! Gorąco dziękujemy i… zapraszamy na Koncert Wielkanocny!!! [tu jeszcze małe a’propos: właśnie Siostry zostały zaproszone przez panią Beatę, która „przywłaszczyła sobie wadzę proboszczowską” – stąd podtytuł wpisu :-)].
Nie da się ukryć – Siostry podniosły poprzeczkę tak wysoko, że trochę „współczuliśmy” kolejnemu wykonawcy [piastującemu już godność „rezydenta koncertowego”], panu Ryszardowi Piekarskiemu. Ale nasz Gość oczywiście podołał oczekiwaniom i dał nam możliwość przeżycia emocji towarzyszących piosence „Bóg narodzi się”.
Kilka ostatnich uroczystości odpustowych przeżywaliśmy szczególnie dostojnie dzięki aktywnej współpracy z zespołem „Złote Nutki” – grupą „do tańca i do różańca”. Piękny śpiew, jego rytmika, no i dobór utworów – to wszystko złożyło się na piękną część koncertu, przygotowaną przez wspomnianą grupę. „Złote Nutki” zaśpiewały nam pastorałki: „Maleńki Jezu”, „O mili królowie”, „Dlaczego dzisiaj” i „Jezusa narodzonego”. Było naprawdę SUPER!!!
Można by rzec, że po tylu pięknych prezentacjach nasza najmłodsza muzykująca formacja – Schola Parafialna DZIECIAKI Z BOŻEJ PAKI – została postawiona przed bardzo trudnym zadaniem, poruszenia i zainteresowania swoim śpiewem audytorium, które przeżyło już dzisiaj tak wiele „wspaniałości”. A jednak… nasze dzieciaki „nie dały sobie w kaszę dmuchać”. Najpierw sięgnęły do repertuaru mszy św. okresu Narodzenia Pańskiego i pięknie zaśpiewały „Znak pokoju” [aż się prosiło, żeby przeszły po kościele jako „apostołki znaku pokoju”]. Wyzwaniem dla nas (ale i testem dla słuchaczy) stała się pastorałka „Największy Gazda”. Trzeba było wprawdzie trochę liczyć akordy, ale w końcu… na wyśpiewane wezwania grupy Scholistek usłyszeliśmy gromkie echo widowni. No i wreszcie „Bóg w stajni”, podczas którego zostaliśmy „wyklaskani” [to już drugi „wyklaskany” koncert w ciągu nieco ponad dwóch miesięcy … oj… chyba „wejdzie nam to w krew…”]. W każdym razie za owację gorąco dziękujemy!!!
Jako, że „koncertowy zegar tykał coraz głośniej”, nadszedł w końcu czas na GRANDE FINALE [znowu mała dygresja – kosztował on nas i „szeryfa” kilka niedospanych nocy] – stało się nim wspólne odśpiewanie przez wszystkich wykonawców tytułowego utworu koncertu „Gdzie jest nasze Betlejem?”. Mimo, że piosenka należy do grupy raczej awangardowych, okazała się utworem znanym większości uczestników spotkania (potwierdziła to „próba robocza” przed rozpoczęciem Eucharystii) – tak więc nasz finałowy śpiew zabrzmiał imponująco i bardzo poruszająco. Wprawdzie zabrakło (jak podczas poprzedniego koncertu) „fali przez kościół”, ale i tak czas trwania finału był pięknym doświadczeniem.

III Parafialny Koncert Kolęd i Pastorałek przeszedł już do historii – jednak z pewnością pozostanie żywym wspomnieniem dla wielu jego uczestników. Piszący te słowa [jeśli ktoś się nie domyślił to rozpisał się tak „szeryf” czyli ks.Janusz] pragnie gorąco podziękować wszystkim, którzy włączyli się w organizację oraz wzięli udział w naszym „rozśpiewanym spotkaniu”:
*** wszystkim Wykonawcom;
*** Dziekanowi-Seniorowi dekanatu Lubań, ks. Kanonikowi Mieczysławowi Jackowiakowi;
*** współorganizatorowi Koncertu – Radzie Parafialnej II Kadencji;
*** prowadzącym koncert: Beacie Kwiecińskiej oraz Jadwidze i Mariuszowi Nowak;
*** naszym dzielnym „księgińskim słodycz-woman” oraz Rodzicom naszych „Dzieciaków” – ofiarom szeryfowskiego „twórczego nieładu” oraz sponsorom poczęstunku;
*** panu Ryszardowi Skowron (dbającemu o nagłośnienie koncertu);
*** panu Grzegorzowi Szydło (odpowiedzialnemu za rejestrację audio oraz częściowo foto naszego spotkania);
*** Monice Piekarskiej (która „dawała nam po oczach” fleszem podczas rejestracji kolejnych prezentacji);
*** panu Krzysztofowi Zagale (wielkiemu przyjacielowi naszych dzieciaków)
*** oraz wszystkim Uczestnikom koncertu, którzy nie tylko byli z nami przez te ponad 2,5 godziny, ale także (jak zawsze zresztą) stworzyli przepiękną atmosferę.

 

proboszcz

ks. Janusz Barski

Napisany w moja praca | 5 komentarzy »

Dobrego Nowego Roku !!!

Autor: admin o środa 31. grudnia 2014

Napisany w moja praca | Brak komentarzy »

Święto Narodowe 2014

Autor: admin o wtorek 11. listopada 2014

Święto Narodowe – czas refleksji nad istotą i obecnym stanem świadomości istoty niepodległości. Trudno tu się rozpisywać – niech więc śladem przeżycia tego dnia staną się słowa C.K.Norwida. Życzę owocnej refleksji:

MOJA PIOSNKA

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba

Podnoszą z ziemi przez uszanowanie

Dla darów Nieba….

Tęskno mi, Panie…

 

*

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą

Popsować gniazdo na gruszy bocianie,

Bo wszystkim służą…

Tęskno mi, Panie…

 

*

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony

Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,

Bądź pochwalony!”

Tęskno mi, Panie…

 

*

Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,

Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,

Równie niewinnej…

Tęskno mi, Panie…

 

*

Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,

Do tych, co mają tak za taknie za nie,

Bez światło-cienia…

Tęskno mi, Panie…

 

*

Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?

I tak być musi, choć się tak nie stanie

Przyjaźni mojéj…

Tęskno mi, Panie…

Napisany w moja praca | Brak komentarzy »

„Proszę o urlop…”

Autor: admin o wtorek 30. września 2014

Te słowa, a właściwie mocniejsze („chcę umrzeć…”) są najwłaściwszym epitafium wczorajszego górskiego wypadu „skończonego 50-latka”. Była to (może nieco niezwykła) forma zakończenia tegorocznych remontów na plebanii, które rozpoczęły się na początku sierpnia.
Nieprzypadkowo wspomniałem o 50-tce – wyszło bowiem na to, że przez jakiś czas trzeba będzie korzystać z „górskich środków komunikacji” [czyli wjazdu wyciągiem]. Pamiętam taki jeden wjazd, kiedy – nie przewidując nagłej zmiany pogody – do stacji górnej dojechałem totalnie skostniały z zimna. Wczoraj jednak w górach panowała „złota polska jesień”, czego dowodem była bardzo wysoka (jak na wrzesień) temperatura (24-25 stopni) i pełne słoneczko.
Na górnej stacji chwila zastanowienia, w którą stronę ruszyć i decyzja: IDĘ NA RÓWNIĘ!!! Mimo, iż to poniedziałek (i do tego rozpoczęcie roku akademickiego) turystów było całkiem sporo. Nie dziwota jednak – przy takiej pogodzie…
O trasie trudno właściwie napisać coś odkrywczego, bo była standardem – w sumie przejście szlakiem turystycznym do krzyżówki na „Strzechę Akademicką” oraz szlakiem zielonym granią nad „Samotnią” zajęło 3, 20 godz. Mało to i dużo – były czasy lepsze, ale i „latka lecą”… więc cieszę się z tego, że dałem radę…
Z pewnością warto było pójść tą trasę – przy pełnym słońcu było nie tylko ciepło, ale i czysto, jeżeli chodzi o widoczność. Świadczą o tym choćby fotki. Trochę szkoda, że tym razem była to „wyprawa samotnicza”, ale po okresie „remontowego bezruchu” oraz w ramach przygotowań do przyszłotygodniowego wypadu ze scholą w góry warto było sprawdzić swoje możliwości (byłoby kiepsko „dać ciała” na samo wejście). Z drugiej strony mogłem sobie narzucić tempo, które nikomu nie dawało w kość i nie wywoływało (to w przypadku np. Grzesia) „uśmiechu politowania”.
Najtrudniej było oczywiście z zejściem. Każdy zbędny gram wagi (a mam ich troszeczkę) dokładał swoje do obciążenia, któremu się poddałem. No, ale oczywiście póki szedłem, „wszystko grało”. Jednak już jazda powrotna do Lubania była sygnałem – „jutro będzie interesująco”…
… i faktycznie – trudno było z rana o radość swobodnego poruszania się, ale… jest też satysfakcja: mimo dłuższej przerwy dałem sobie radę.
PODSUMOWUJĄC: pogoda była super; mijani turyści (różnych narodowości) bardzo sympatyczni („cześć”, „dzień dobry”, „gruss Gott”, „ahoj”, etc.); trasa – mimo braków kondycyjnych – fajna. Było więc warto – i tego samego życzę każdemu, wybierającemu się na górskie szlaki.

Napisany w wycieczki | 1 Komentarz »

Rewalskie reminiscencje

Autor: admin o sobota 12. lipca 2014

„Praca jest to prymitywna forma spędzania wolnego czasu!” – wprawdzie Ferdynand Kiepski nie jest dla mnie autorytetem, ale te słowa [których jest autorem] dobrze oddają nastawienie na kolejny urlop, który tradycyjnie spędzam w Rewalu. Chyba już wyrosłem z eksperymentowania, jeśli chodzi o nowe locum wypoczynkowe [latka lecą] – w każdym razie Rewal jest przeze mnie odwiedzany już od wielu lat.

Trasa do Rewala upłynęła (zwłaszcza w końcówce) w atmosferze gasnącej nadziei – od Gorzowa bowiem zaczęło się najpierw chmurzyć, a na wysokości Szczecina rozpadało się na dobre. „Czyżby powtórka sprzed 2 lat?” – pomyślałem. W Rewalu dowiedziałem się, że ten deszcz to prawdziwe błogosławieństwo po tygodniu upałów. Hmm… niby racja… ale ja też chciałbym „poromansować” ze słońcem.

Wtorkowy poranek [nadmienię, że wstałem przed 5 rano, a więc dosyć „późno”] tylko odrobinkę rozwiał moje obawy. Było bardzo ciepło (mimo całkiem niezłych podmuchów – mnie one nie ruszają, bo żeby mnie trącić musiał by powiać prawdziwy halny) i spoza chmur momentami przebijało słońce. Trasa do Pustkowa i z powrotem zajęła ponad godzinkę i po [tu uwaga moi „żywieniowcy”!!!] obfitym śniadanku (aż 3 bułki – zgroza!!!) byłem gotowy na „plażowe boje o mahoń”. Rozpoczęły się one o 10:00 i trwały nieco ponad 3 godziny (przy czym nie będę ukrywał, że momentami wolałem o tlen).

Ku zaskoczeniu moich sąsiadów środę również rozpocząłem wcześnie – tym razem godzinnym marszem w stronę Niechorza. Pusta plaża, pełne (choć poranne) słońce dawało pewność, że i dzisiaj nie zabraknie doświadczeń „słonecznej pieszczoty”. No i to wyciszenie – w sumie na plaży było nas zaledwie 4 osoby (nawet brygada sprzątająca pojawiła się pod koniec spaceru). W sklepie już mnie rozpoznano – „3 bułeczki jak wczoraj?”; potem śniadanko i heja na plażę. Tym razem (dzięki silniejszym podmuchom bryzy) poleżałem 4 godzinki – to lubię. Przeszkadzało chyba tylko jedno – kiedy się rozkładałem miejsca było full, ale już około 11:00 nagle wszystko tak się zagęściło, że ścieżki dla dzieci stały się tak wąskie, że co pewien czas dostawałem „piaszczyste ciosy” prosto w twarz. No cóż – prawo „beztroskiego wypoczynku”.

Podobnie było w czwartek, więc nie będę się rozpisywał. Za to piątek… hmmm… był inny. Najpierw poranek [rozpoczęty o tradycyjnej porze] stał się okazją obserwacji „otwarcia rewalskiego marketu rybnego” czyli… zacumowania i rozładunku kutra rybackiego [tym razem o tak wczesnej porze czekała dosyć liczna rzesza „smakoszy świeżynki”]. Po porannym porządku dnia rozpoczęło się plażowanie – słońce dawało ostro, ale… trochę niepokoił bardzo silny wiatr. I słusznie, bo dopóki wokół mnie były parawany, opalanie było całkiem miłym doświadczeniem, ale kiedy część rodzin opuściła plażę zaczęło się robić niewesoło. Nie żebym marzł, ale silny wiatr zawiewał mnie piaskiem – a po obejrzeniu obu części „Mumii” nie chciałem skończyć jak ona. Stąd też mimo silnego pragnienia dopalenia [szczególnie śladów po łańcuszku) musiałem ten dzień oddać walkowerem [uauauau!!!… po zaledwie 1,5 godzinnym „smażeniu się”]. W sumie stało się chyba dobrze, po późnym popołudniem trochę się rozpadało – i to był początek…

Sobotni poranek upłynął pod znakiem chmur i wiatru. Nawet trochę się zdziwiłem, że tym razem zerwałem się dopiero… o godz. 5:15 (!!!), ale kiedy zobaczyłem pełną pokrywę chmur, wszystko stało się jasne. „Poranna przebudzanka” [czyli poranny marsz] odbyła się jednak (tylko nieco przemarzłem). I do końca śniadania zapowiadało się, że wiatr przegoni chmury i sobota będzie powtórką całego tygodnia – niestety, tuż po godz. 8:00 rozpadało się. Z jednej strony to dobrze – bo odrobina oddechu od słońca to nawet dla zdrowia, ale z drugiej – oby to nie był żaden znak na drugi tydzień mojego tu pobytu.

 

Niedzielny poranek – cóż… tym razem na plaży pojawiłem się sam (do tej pory spotykałem się z zaciętą „biegaczką plażową”, Asią). Mimo to jednak spacerek był niezłym przygotowaniem do porannej mszy św., podczas której można było zaobserwować „dziwne efekty kolorystyczne” na twarzach celebransów. Tu dodam, że od ostatniego pobytu w rewalskim kościele wypiękniał on niesamowicie [wielki ukłon w stronę proboszcza parafii]. Niestety, z chwilą zakończenia mszy pogoda stała się jeszcze bardziej niestabilna – silne zachmurzenie i chwilowe opady. Co prawda po godz. 15:00 pokazało się pełne słońce, ale wtedy już zrezygnowałem z pobytu na plaży.

Podobnie było w poniedziałek – jedyny dzień, kiedy poranny marsz rozpoczął się o godz. 6:00. Można by rzec, że ten dzień zaowocował przygotowaniem urlopowej korespondencji, która – mam nadzieję – będzie miła niespodzianką dla moich respondentów.

Od wtorku pogoda zaczęła się stabilizować pozytywnie – czas pobytu na plaży zaczął się stopniowo wydłużać, sięgając (w środę) prawie 5 godzin non stop. I tak trzymać. Czwartkowe plażowanie [przebiegło w dwóch odsłonach] było równie udane. Wypada się zmartwić ewentualnym „ekstremizmem rasowym” niektórych moich parafian (ale to tylko dla śmiechu)

 

Napisany w wycieczki | 1 Komentarz »