JAK OŻYWIĆ „LENIWCA” czyli… nowa trasa przetarta!!!
Autor: admin o niedziela 10. maja 2015
Kolejny wypad był wprawdzie jednoosobowy, ale tytułu… proszę nie wiązać z osobami, które dotąd towarzyszyły mi w górskich wypadach. Dzień dzisiejszy miał szczególny wymiar, więc… tym razem im daruję. Przysłowiowy „leniwiec” to mój stan ducha pod koniec „niedzielnego dnia uświęcającej pracy”. Nie będę ukrywał… wyjazd wcale mnie nie „rajcował” – z drugiej jednak strony wciąż nie rozwiązanym pozostał szlak koło wodospadu Podgórnej [jak to zrobić, by znów nie wyjść na czyjejś posiadłości].
Po obfitym obiadku [Gosiu!!!… dzięki za pyszny rosołek!!!] postanowiłem jednak wyruszyć w trasę. Nie będę ukrywał – momentami „załamki” były: ul. Leśna [wyjazd ode mnie] oraz Gryfów. Jednak po jego przejechaniu decyzja stawała się z każdym kilometrem coraz bardziej stabilna.
Dojazd do Podgórnej był już tylko konsekwencją wcześniejszej decyzji [tym bardziej, że tu – w odróżnieniu od Lubania – pogoda była całkiem, całkiem. Pojawił się tylko dylemat – albo ruszyć starą trasą, albo… szukać nowej…
Groziło to „kraksą”, ale dzięki zrozumieniu „braci zmotoryzowanej” udało się nakręcić na zjazd do „ogrodu japońskiego” i… po kilku minutach znalazłem miejsce na całkiem niezłym parkingu. Tu krótki dylemat… szukać „newsów” czy wracać?… i decyzja… idę do przodu.
Najpierw trafiłem na szlak czarny, ale bardzo szybko zmieniłem „kolorystykę” na bardziej kontrastową – szlak żółty wydawał się bardziej przyjazny. Po kilku udanych i nieudanych wejściach na ścieżki trafiłem na ten właściwy szlak… i od tej pory wszystko już szło we właściwej kolejności. Przede wszystkim – prawie cała trasa „z górki” [to informacja dla tych, którzy zdecydują o powtórzeniu trasy]; poza tym „ekstremalne” widoczki na wodospad, no i zejście do Podgórnej. Tu jednak kończyła się „łatwizna”.
Po dojściu do naszego dotychczasowego miejsca parkowania trzeba było zebrać się w sobie i zrobić „ostatnie podejście” [które u mnie zmieniło puls z 44 na 69] – nie żebym straszył. Podejście do „ogrodu japońskiego” jest dosyć proste – ma tylko jeden mankament: cały czas po górkę. No, ale patrząc na moje „Dzieciaki” wierzę, że to dla nich „mały pryszcz”.
Po dojściu do parkingu postanowiłem rozejrzeć się za cennikiem „ogrodu japońskiego” – drodzy przyszli „wędrowcy”… cena dla dorosłego to 15 zł, a dla dzieciaków… 10 zł…
Zapraszam więc… i proszę… bez „mydlenia oczu” tekstami „Niepewna pogoda” – „twardym trzeba być…”.
niedziela 10. maja 2015 o 21:32
Zaproszenie przyjęte. Zachęcam innych i pozdrawiam.
poniedziałek 11. maja 2015 o 12:44
Odpowiadam na zaproszenie – tak. To sama przyjemność podziwiać piękne górskie krajobrazy i oczywiście wędrować w tak miłym towarzystwie 🙂 Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
poniedziałek 11. maja 2015 o 22:15
My także chętnie zwiedzimy nowy „przetarty szlak” 🙂
Ba… już nie możemy się doczekać 😀
Pozdrawiamy 🙂