Czerwony szlak 12.05.2008 r.
Autor: admin o wtorek 13. maja 2008
Niestety, tych, którzy czują awersję do opisów i fotek przyrody, muszę zmartwić – będzie znowu o górach. Wiadomo, kolejny poniedziałek… kolejny wypad w Karkonosze. Ale żeby nie było monotonii, postanowiłem wypróbować po raz pierwszy w tym sezonie szlak czerwony. Nie da się ukryć, że już przy wozie usłyszałem ostrzeżenia o zamkniętej części szlaku, ale… pożyjemy… połazimy… zobaczymy.
Czerwony szlak jest w dużej części bardzo łagodny (jeśli chodzi o zdobywanie wysokości). Dopiero końcówka naprawdę „daje w kość”. Pewnie dlatego postanowiłem ten szlak zaliczyć „na czas” – nie był najgorszy, ale… okazało się prawdą, że jest on świetnym „pogromcą złudzeń facetów w TYM wieku”.
Początek był świetny – szło się prawie jak asfaltem, świeże powietrze (że o wydzieraniu się ptactwa nie wspomnę), fajne widoczki. Trochę dziwiła pustka (w sumie spotkałem tylko 4 osoby – więcej spotkałem ostatnio na szlaku czarnym), ale… w sumie to mi pasowało. „Schody” zaczęły się przy Schronisku „Nad Łomniczką”, gdzie drogę zagrodził szlaban „lawinowy” (i taki dziwny kociak, tresowany chyba przez GOPR-owców dla zawracania „ciężko kapujących” turystów). Wiadomo… zakazany owoc smakuje najbardziej, więc reakcja była spontaniczna: idę dalej, ale – tu trochę poniewczasie przyszła refleksja o kiepskim doborze obuwia (znowu nie wziąłem „zimowych kapci”) – do granicy pierwszego śniegu. Wiadomo było, że i ta decyzja nie była ostateczna, ale pozwoliła wejść trochę wyżej. Był jeszcze jeden powód jej podjęcia – moja foto-mania. Z poprzednich wejść tym szlakiem pamiętam piękne widoczki Kotła Łomniczki. Czemu dzisiaj miało by być inaczej.
Wspomniałem o pogromie złudzeń – zaczął się właśnie z chwilą minięcia Schroniska. Normalnie, jakby mi wyłączyło „bieg terenowy”. Może nie sapałem jak „nasza szkapa”, ale… tempo spadło momentalnie. Było to o tyle zrozumiałe, że wszedłem w rejon gwałtownego wzrostu wysokości trasy. Z drugiej jednak strony nie było takich problemów na szlaku czarnym. No ale nic… przystając co pewien czas i uwieczniając na foto co ciekawsze widoczki doszedłem w końcu do Kotła Łomniczki, skąd rozpościerał się piękny widok na Przełęcz pod Śnieżką. Tu zatrzymała mnie… no nie!!!… czyżby „znamiona wieku”?!?!?!… linia śniegu. Oczywiście podjąłem próbę pójścia dalej, ale… w moich bucikach byłoby to proszenie się o duże kłopoty. Tak więc (choć trudno mi w to teraz uwierzyć) zawróciłem – oczywiście po zrobieniu sporej kolekcji ujęć.
Zejście może nie jest łatwiejsze, ale z pewnością szybsze (w czym pomagał mi Jamal w słuchawkach). Mimo jednak dobrego tempa, w pewnym momencie minął mnie prawdziwy „wyczynowiec” – machnął mi na powitanie (a może dla wyrażenia współczucia?) ręką i tyle go widziałem [z bliska – bo do końca trasy utrzymałem go w granicy widzialności].
I tak to doczłapałem do wozu. Mimo pewnych komplikacji kondycyjnych postanowiłem jeszcze na chwilę wstąpić na taras widokowy przy Orliku i podziwiałem – nie tylko panoramę Karkonoszy. Zauważyłem także „górską ścieżkę zdrowia” na kratownicy skoczni – polecam ją mojej Siostrze, Edycie, która uwielbia sporty ekstremalne.
Powrót był dosyć skomplikowany – jednak nie z powodu zmęczenia, ale pięknego zachodu słońca. Kolorystyka widziana wokoło rozkojarzyła, co nie jest najlepszym zjawiskiem podczas jazdy wozem. Ale udało się nikomu nie zajechać drogi, utrzymać się na prawym pasie i nie sprawdzić jakości przydrożnych słupków. Jedyne, co się nie udało, to utrzymanie tempa jazdy (powtórka z wypadu do Bogatyni) i… brak fotek zachodu słońca. W sumie jednak ten krótki (bo zaledwie 3,5-godzinny) wypad uważam za udany i oczywiście trasę serdecznie polecam wszystkim maniakom górskiego „wałęsania się”.
Pozdrawiam
Ks.Janusz
Oczywiście zapraszam do Galerii foto, a co do tych niewyraźnym panoram to wystarczy kliknąć dwukrotnie i pojawi się oryginalny obraz. Mam nadzieję, że się spodoba. Jeszcze raz pozdrawiam
środa 14. maja 2008 o 14:23
tak wlaśnie podejrzewalam ze kiądz w taką pogodę nie usiedzi w domu:) Pozdrawiam
środa 14. maja 2008 o 18:00
Następnym razem napewno ksiądz dojdzie 🙂 trzymamy kciuki za księdza :*:* pozdrawiam:)
poniedziałek 19. maja 2008 o 13:02
…az mi w serduchu sciska jak czytam te wypady ksiedza i widze ze bylam w tych samych miejscach… (tylko w innym czasie..)
jestem narazie poczatkowa milosniczka lazenia po gorkach ale powoli sie zakochuje, i przyczynia sie do tego moj tatus kochany ktory na prezent moich 18 imienin zabiera mnie znow do pieknego Karpacza…
zawsze jak tam jestem nie obedzie sie bez dlugich zamyslen o zimowisku i ksiedzu Januszu.. Karpacz to takie magiczne miejsce ze chcialabym byc tam jek najczesciej… dlatego cisze sie z kazdej wedrowki nadszego dj w czerni bo wiem ze jest to DLA NIEGO odpoczynek i oderwanie sie od codziennych spraw proboszcza:):) pozdrawiam serdecznie i w ogole to BARDZO TESKNIE ZA KSIEDZEM..:(