Wodospad Podgórnej
Autor: admin o wtorek 1. października 2013
Przesieka 29.09.2013 r. |
Jest niedzielne południe (29.09.2013 r.), piękna pogoda – do tego nagłośniony w mediach „dzień serca”. Ja już po obowiązkach i… co by tu dzisiaj zrobić z czasem wolnym. Od kilku tygodni to już nie jest dylemat. Moi „motywatorzy” (Dominika, Grzegorz i Nadia) sprawili, że gdzieś tam ocknął się „niespokojny duch aktywności”. A do tego dzisiejsza pogoda (jakże niepodobna do tej z poprzedniego wyjazdu).
W planach mieliśmy trzy możliwości: piękny zamek we Frydlancie (Czechy), Perłę Zachodu (Jelenia Góra) lub spacerek do wodospadu Podgórnej w Przesiece. Wybór „jednogłośnie” padł na tę trzecią opcję – „Czesiu” (żywy GPS czyli… ja) miał trochę „cykora”, czy na pewno trafi (byłem tu tylko raz i to 2 lata temu), ale podobno pewnych miejsc się nie zapomina.
Niestety, po przyjeździe do Przesieki okazało się, że ”sklerozis” to choroba nóg (w tym przypadku kół i licznika). Na właściwy zjazd trafiliśmy dopiero po analizie mapki miejscowości oraz na trzecim kolejno zaliczonym zjeździe. Ja szukałem „znaków w pamięci” (charakterystyczny domek na grani), zaś „współtowarzysze niedoli” zaczęli się zastanawiać, czy nie przyjdzie nam zmienić planów. Okazało się jednak, że obawy były płonne – fakt, że z „poślizgiem”, ale w końcu zajechaliśmy na mini-parking i… w „rilaksowym” nastroju ruszyliśmy pod lekką górkę.
Zgodnie z obietnicami „szeryfa” trasa była zdecydowanie relaksacyjna (no, może za wyjątkiem tempa przewodnika, któremu jakby ciągle się spieszyło – ale to tylko dlatego, że tym razem „energetyczna Nadia” zrezygnowała z „taksówki”). W sumie chyba tylko piszący te słowa nie zdziwił się szybkiego dojścia do wodospadu (po doświadczeniach poprzednich „rilaksacyjnych spacerów” moi znajomi z pewnym niedowierzaniem przyjmowali zapewnienia o jakości tej trasy).
Krótka sesja zdjęciowa i podziwianie widoczków Skalnego Wąwozu – i… co by tu dalej. Z zaskoczeniem przyjęliśmy słowa przewodnika, że możemy iść dalej, ale… on tam jeszcze nie wędrował. A co tam, „raz kozie śmierć” – IDZIEMY!!! Najpierw trzeba było zaliczyć kilka stopni i taras widokowy nad wodospadem, potem Grzegorz i Nadia zaczęli udawać kozice, do czego wkrótce w zaskakującym tempie dołączyła Dominika (chodzi oczywiście o zdobywanie skałek). „Szeryf” z racji „powagi urzędu” obszedł kompleks skalny, przecierając żółty szlak.
Dalszy ciąg trasy był urokliwy i naprawdę rekreacyjny – do momentu jednak, kiedy na propozycję zebranych przewodnictwo przejęła Dominika. Kierując się niesamowitym zmysłem kierunku poprowadziła nas „ścieżką kozic” w dół – ścieżką o tyle ekstremalną, że kilka razy o mało co nie zaliczyliśmy „dupniaków”. Było to jednak ciekawe doświadczenie – tym bardziej, że nie mając pewności, gdzie wyjdziemy, „dodawaliśmy sobie odwagi” stwierdzeniami, że „jakby co, to zawrócimy po śladach”. Okazało się to jednak niepotrzebne, bo „magnetyczny zmysł” Dominiki wyprowadził nas na główną trasę trochę poniżej wodospadu. Tak więc zatoczyliśmy małe kółko i… najprawdopodobniej ta sama trasa czeka moje dziewczyny ze Scholi 12.10.
Wydawało by się, że w tym miejscu dobiega końca nasza eskapada – nic z tego. Wyczailiśmy bowiem fajną ścieżkę po drugiej stronie strumienia i oczywiście postanowiliśmy sprawdzić, dokąd ona prowadzi. Atmosfera przypominała bardzo grzybobranie – my jednak (z racji uświadomienia, że „wszystkie grzyby są jadalne, ale niektóre tylko raz w życiu”) daliśmy sobie spokój z szukaniem „leśnego runa” i po prostu maszerowaliśmy dzielnie dalej.
W pewnym momencie prowadzący „szeryf” zszedł ze szlaku, co nas nieco zastanowiło, ale… widocznie tak musi być (kolejny „news” na trasie). Mostek, którym przeszliśmy na drugą stronę Podgórnej był nieco chybotliwy, ale to zauważyła tylko Dominika (w końcu wraz z „szeryfem” obciążenie mostku było zdecydowanie „niewielkie”). Jeszcze krótka trasa „kaczym rzędem” pośród traw i… znowu asfalt i jakby trochę mocniejsze podejście. Musieliśmy je zaliczyć z dwóch powodów: „granatowy poduszkowiec” stacjonował po drugiej stronie wzniesienia, a do tego po drodze mijaliśmy ten oryginalny domek, przy którym (na zespole skalnym) odbyła się mini-sesja foto.
Z lekkimi „przygodami” doszliśmy w końcu na parking, tu krótki posiłek i… jedziemy do następnego punktu dzisiejszego wyjazdu – do „Gołębiewskiego”. To, co tu się działo niech pozostanie naszą skromną tajemnicą – nadmienię tylko, że jakoś tak na korytarzach pojawiały się reminiscencje z filmu „Titanic”.
Półtorej godziny minęło jak mgnienie oka – wezwawszy „taxi” (Grzegorz podjechał z fasonem pod główne wejście) ruszyliśmy do ostatniego punktu zaplanowanego na dzisiejszy dzień. Poprzednio zaliczyliśmy „rybkę” w smażalni i jeleniogórską Pizza Hut. Wychodziło na to, że dzisiaj kolej na fajną pizzerię na Zabobrzu. Okazało się jednak, że „jednomyślna” decyzja uczestników wypadu odesłała nas znowu na rybkę (ta jednomyślność nieprzypadkowo jest tak zapisana – ale nie skarżę się, bo „U Rybaka” naprawdę smacznie gotują).
Ostatni odcinek „niedzielnej przygody” jest zawsze najgorszy dla kierowcy – my, nasyceni kaloriami i trochę zmordowani „wodnymi igraszkami” mogliśmy przysypiać, ale Grzegorz musiał twardo trzymać się asfaltu. Robił to zdecydowanie i – jako, że nie padły propozycje jazdy „przez Szczecin” – wkrótce zajechał z piskiem opon przed plebanię.
Jakoś tak się ostatnio porobiło, że (trochę mobilizowany przez sąsiadów) spędzam kolejną niedzielę aktywnie. To fajne doświadczenie i – dziękując za wspólnie spędzony czas – zachęcam do dołączenia moich pozostałych parafialnych znajomych.
************************************
Główną atrakcją Przesieki jest Wodospad Podgórnej (547m.n.p.m.). Wodospad ten przebija się przez skalny wąwóz i ma potrójny spad wody o wysokości dziesięciu metrów. Jest on punktem węzłowym dla podgórskich szlaków turystycznych. Pod wodospadem jest mostek, z którego rozpościera się najpiękniejszy widok na wodną kipiel. W lecie kąpie się tu sporo śmiałków. Najbardziej odporni na niskie temperatury miłośnicy przesieckiego wodospadu pluskają się pod nim nawet w środku zimy! (http://www.przesieka.pl/atrakcje.html)
wtorek 1. października 2013 o 17:43
Nic dodać, nic ująć 😉 Było rewelacyjnie i relaksacyjnie;-) Skoro basen ma być „skromną tajemnicą”, to ja dodam tylko- było mokro i goooorąco 😉 A „przecieranie” nowego szlaku przeze mnie, to był prawdziwy „spontan” 😉 I oby więcej tych „naszych” wycieczek…. 😉 Dziękujemy 😉