Nasz Odpust Parafialny 13.08.2017 roku
Autor: admin o 14. sierpnia 2017
„DZIĘKUJĘ CI, JEZU, ŻE JESTEŚ MOIM PRZYJACIELEM…”
JUBILEUSZOWY ODPUST PARAFIALNY 13.08.2017 roku
Z przyjemnością informuję, że w Galerii Foto można znaleźć zapis fotograficzny przebiegu uroczystości odpustowej i Festynu. Aby przekierować się do Galerii Foto, wystarczy wcisnąć TEN NAPIS. SERDECZNIE ZAPRASZAM.
Odpust – „imieniny”, święto patronalne wspólnoty parafialnej. Mimo podobieństw za każdym razem jest przeżywany inaczej. Składają się na to doświadczenia kolejnego roku współpracy oraz to, co stanowi tego pokłosie. Tegoroczna uroczystość odpustowa w naszej parafii miała charakter szczególny – stała się bowiem okazją do podsumowania dekady współpracy w obecnym składzie osobowym. Przypominała o tym okazjonalna prezentacja multimedialna (dająca możliwość prześledzenia zmian dokonujących się w naszej parafii w ciągu tych 10. lat). Charakter retrospektywny miała także suma odpustowa, której przewodniczył – podobnie, jak 12.08.2007 roku (w roku rozpoczęcia posługi w parafii przez ks. Janusza Barskiego) – ówczesny Dziekan (dzisiaj Dziekan-Senior) ks. Kanonik Mieczysław Jackowiak. Ten swoisty „powrót do przeszłości” został mocno zaakcentowany w proboszczowskich słowach powitania przybyłych gości.
Tradycyjnie, przygotowania do uroczystości parafialnej rozpoczęły się już w kwietniu, kiedy odbyło się pierwsze spotkanie organizacyjne. To i kolejne były poświęcone omówieniu konwencji święta patronalnego, jego przebiegu (w obu odsłonach – liturgicznej i festynowej) oraz ustaleniu personalnej obsady wszystkich punktów obsługi naszych gości. Było czasami nerwowo (niestety, grupa organizatorów kurczy się z roku na rok), ale zawsze – konstruktywnie.
Na „gorączkę” ostatnich przygotowań nałożył się także niepokój, związany z prognozami na odpustowy czas (spore opady deszczu oraz anomalie typu porywisty wiatr mogły zniweczyć nasze plany). Pojawiło się jednak „światełko w tunelu” – coraz częściej pojawiały się zapowiedzi słonecznego niedzielnego popołudnia. Oby tak było…
O ile przygotowania w ostatnim tygodniu były raczej niewidoczne na zewnątrz (i dotyczyły raczej kościoła), o tyle w niedzielny poranek (po mszy św. o godz. 8:30) plac kościelny zaczął błyskawicznie zmieniać swój wygląd. Zapełnił się „sektor gastronomiczny” [słynna „Kawiarenka pod lipami”]; pojawiły się miejsca dla ugoszczenia naszych gości. Nie zapomnieliśmy o najmłodszych, dla których została przygotowana trampolina i boisko badmingtona. W związku z wybraną koncepcją festynową nie mogło oczywiście zabraknąć sceny, na której miały wystąpić zaproszone grupy i zespoły [tu ukłon i podziękowanie dla Państwa Anny i Jana Konckich, którzy od kilku lat wypożyczają nam cały ten sprzęt oraz dla „grupy montażowej”]. A na opisanie tego, co działo się w naszej parafialnej „kuchni” po prostu brakuje słów (te zapachy proboszcz określił jako „największą pokusę dzisiejszego przedpołudnia”).
Uroczysta suma odpustowa, którą poprzedziło odśpiewania „Litanii do św. Maksymiliana”, rozpoczęła się o godz. 13:00. Jej przewodniczącym był Dziekan-Senior, ks. Kanonik Mieczysław Jackowiak, który już we wstępie podkreślił wielką rangę obchodu takich – może jeszcze nie „dostojnych”, ale znaczących – jubileuszów. Homilię wygłosił, koncelebrujący msze, ks. Jakub Sikorski, wikariusz parafii św. Józefa Oblubieńca NMP w Olszynie (który zapisał się w naszych wspomnieniach „brawurowym” przeprowadzeniem tegorocznych rekolekcji wielkopostnych). Rozpoczął ją od zaproszenia na „soczysty obiad ze stołu Słowa Bożego z głównym daniem: Eucharystią”. Tradycyjnemu „smacznego!” towarzyszył aplauz wielu słuchaczy. Kaznodzieja przypomniał nam, kim dla parafii jest jej patron: „To wzór dla nas, który… wciąż się za nas modli. /…/ Wasz patron, św. Maksymilian, zaprasza (dzisiaj szczególnie) świętych, swoich przyjaciół, aby modlili się za nas”. Nawiązując do zestawu czytań mszalnych ks. Jakub podkreślił, że „wołają one o miłość – i to tę pisaną z wielkiej litery; nie okazjonalną, kilkuminutową, ale prawdziwie spontaniczną, która stanowi o jakości naszego codziennego życia”. Mówiąc o niej przypomniał, że stanowiła ona fundament tego wszystkiego, co pozostawił po sobie św. Maksymilian – z jego ofiarą za Franciszka Gajowniczka podczas apelu w obozie Auschwitz (29.07.1941 r.) i śmiercią w bunkrze głodowym 14.08.1941 r.
Zachęcając do wpatrzenia się w bogactwo spuścizny naszego patrona ks. Jakub zaakcentował, że „nie powinniśmy się bać używać wobec siebie określenia „święty” /…/ bo nie mówimy wtedy o sobie, jako o doskonałości, ale o radykalnym dążeniu do niej. /…/ Bóg mówi dzisiaj: „Już nie jesteście sługami, ale przyjaciółmi moimi” – dodał homileta /…/ W ten sposób nie tylko podkreśla naszą godność, ale wzywa do radykalizmu, abyśmy jako Kościół się obudzili, stali się świętymi”. Nawiązując do drogi kreślonej przez papieża Franciszka: „Normalność w świętości”, ks. Jakub wzywał: „Bądźcie świętymi i wydajcie owoc – jak najobfitszy. /…/ To praca przypominająca tę na roli – nie od święta; nie ograniczona do kilku standardowych minut, ale trwająca 24 godziny na dobę. /…/ Bóg, który nazywa nas „swoimi przyjaciółmi” składa w nasze ręce jakość tej „przyjacielskiej relacji” /…/ Dla Niego, jako Przyjaciela powinienem i muszę mieć więcej niż przysłowiowe 5 minut modlitwy, /…/ muszę uczyć się Go słuchać, kiedy do mnie mówi: z kart Pisma św., w ciszy, przez drugiego człowieka i przeżywane sytuacje życiowe. /…/ W ten sposób rozwijam w sobie świadomość, że to ode mnie zależy, jak ułożę sobie relacje z moim najlepszym Przyjacielem”. Mówiąc o potrzebie „Miłości” ks. Jakub zwracał uwagę, że ta postawa, tak dla nas fundamentalna, jest jednocześnie totalnym sprzeciwem wobec „wartości” podkreślanych przez świat (sukces, władza, pieniądz, sława, etc.) – „Wy kochajcie inaczej, głębiej; jak wasz patron. /…/ W tej miłości niech odzwierciedla się franciszkańska postawa „Panie, umieram dla Ciebie”, a to zaczyna się od drobnych, codziennych rzeczy /…/; może zamiast wciąż liczyć na „drugą połowicę” sam wezmę się za umycie naczyń, za wyniesienie śmieci, za budowę wzajemnych relacji /…/. To właśnie ta normalność w świętości”. Nawiązując do Chrystusowego wezwania do radykalizmu wiary ks. Jakub podkreślił, że nie oznacza to nawracania „agresywnego”: „Siłą nie ma co nawracać /…/; możemy to czynić jedynie swoim postępowaniem, /…/ radykalizm to styl życia świadczący o odkryciu w nim Chrystusa, prowadzący do pogłębiania relacji: z Bogiem i z ludźmi”. Swoje (jak zwykle bogate w treści i pięknie przekazane) rozważanie kaznodzieja zakończył zaproszeniem: „Każdy dzień niech staje się dla nas okazją do dziękczynienia: DZIĘKUJĘ CI, JEZU, ŻE JESTEŚ MOIM PRZYJACIELEM”.
Ci, którzy pamiętali nasz pierwszy wspólny Odpust z 2007 roku mogli z pewnością zauważyć jakościową zmianę w przebiegu jego liturgicznej odsłony. O ile wtedy osobom funkcyjnym towarzyszyła naturalna „trema początkującego”, o tyle teraz pełnieniu funkcji liturgicznych towarzyszyła swoboda (nie wolna jednak od powagi i świadomości odpowiedzialności). Było to zauważalne podczas liturgii słowa, modlitwy wiernych; podczas procesji z darami, a także w trakcie animacji śpiewu – o tę zadbały dwie rodzime grupy muzyczne: Chór Parafialny „Maksymilianki” oraz Schola Parafialna „Dzieciaki z Bożej Paki”, wsparte wokalem gości: Zespołu „Złote Nutki” i „Polne Kwiaty”. Zróżnicowanie form wykonania oraz harmonijna współpraca zaowocowały oprawą mszy św., która chyba wszystkim przypadła do gustu.
W słowie dziękczynienia na zakończenie sumy odpustowej ks. proboszcz wypowiedział m.in. te słowa: „Dziękujemy Bogu za dar pogody…” – hmmm… tu nasz „szeryf” lekko „przeszarżował”. Faktycznie, po kilkuminutowym „kapuśniaku” pogoda ustabilizowała się, ale… wciąż wisiały nad nami „czarne chmury”. Oby tylko nie zaczęło padać…
Inauguracją jubileuszowego, 10. Festynu Parafialnego stał się „zmasowany szturm” na „Kawiarenkę pod lipami” – osoby odpowiedzialne za stoiska dosłownie dwoili się i troili, aby zaspokoić pierwszy głód. No, ale po kilkunastu minutach sytuacja ustabilizowała się. Kiedy zaś został zaspokojony „pierwszy głód” jednym z popularniejszych miejsc Festynu stało się stoisko z „cegiełkami” (których zakup był formą wsparcia tegorocznej inicjatywy kupna i montażu nowych drzwi wejściowych do kościoła) – ponadto organizatorzy zadbali, aby nabywca każdej „cegiełki” został obdarowany przygotowaną pamiątką. Były one różne – jednak radość z ich otrzymania była jednakowo spontaniczna.
Całość „części gastronomicznej” Festynu przeżyliśmy ze świadomością zagęszczania się pogody – deszcz dosłownie „wisiał w powietrzu”. No i stało się… tuż przed rozpoczęciem występu zespołu „Złote Nutki” zaczęło padać… a potem „lać” (oj, ktoś tam w górze ostro płakał nad nami…). Przez kilka pierwszych minut po prostu czekaliśmy na zakończenie tej „atrakcji”, ale kiedy wyszło na to, że raczej się na to nie zanosi, postanowiliśmy wrócić do kościoła, gdzie było przede wszystkim… sucho. Tutaj „Złote Nutki” zaprezentowały swój 30-minutowy program.
W trakcie tej części muzycznej części Festynu kilkakrotnie zapowiadało się stałe przejaśnienie, ale niestety, zaraz potem nadchodziła kolejna partia chmur i „deszczowisko” rozpoczynało się od nowa. Skoro tak, postanowiliśmy, że także kolejni zaproszeni wykonawcy – zespół „Polne Kwiaty” – przedstawią przygotowany repertuar w kościele. Muszę przyznać, że obie grupy stanęły przed trudnym zadaniem – w ich koncertowaniu wzięła udział tylko część uczestników Festynu; do tego skonfundowanych anomaliami pogodowymi. Mimo to jednak nasi „śpiewający Goście” zachowali się jak prawdziwi profesjonaliści – tak, że po 40 minutach w kościele zrobiło się całkiem całkiem „gorąco” (zapewniam, ogrzewanie było wyłączone).
Okazuje się, że dzieci potrafią zrobić wszystko… nie tylko z dorosłymi, ale także z pogodą. Kiedy bowiem dobiegał końca koncert „Złotych Nutek” na zewnątrz pojawiło się słońce. Czyżby koniec „deszczowiska”…? Skoro tak, występ kolejnej grupy, Parafialnej Scholi „Dzieciaki z Bożej Paki”, postanowiliśmy przenieść na scenę plenerową. Jego rozpoczęcie poprzedziła jednak kolejna tradycyjna odsłona Festynu – licytacja „tortu festynowego”. Podobnie, jak w latach ubiegłych „bój o słodkości” był zacięty; rywalizujące ze sobą osoby sponsorów podnosiły wciąż stawki (kierując się czasem sentymentem, czasem zaś „obowiązkiem wobec mamusi”). W końcu licytacja została zakończona i można było przystąpić do – również związanego z naszą tradycją – obdarowywania najmłodszych wylicytowanym przepysznym tortem.
Było to pewnym problemem dla naszych „Dzieciaków”, które zamiast w teksty „kukały” wciąż na rozdzielane „słodkości” – dopiero zapewnione, że pewna ich (słodkości) część została wzięta „w depozyt” pomogła w odzyskaniu „równowagi”. Dzięki temu, mimo zmniejszonego wakacyjnymi wyjazdami składu, dały z siebie wszystko – i chyba podobało się to słuchaczom, skoro aktywnie włączali się w „scholkowy wykon”.
Jubileuszowy charakter uroczystości odpustowej i Festynu Parafialnego został podkreślony zaproszeniem Gości honorowych – zespołu „Bazalt’. Doświadczeni muzycy tworzący grupę trochę nas przetrzymali ustawiając imponującą baterię sprzętu, ale… opłaciło się. Już pierwsze utwory udowodniły, że wiek to nie wpis w dowodzie osobistym, ale stan ducha. „Wymiatanie” na gitarach; mega-akompaniament fajowej „basówki”, no i „zaje…głośna” perkusja (na której wyżywał się p. Andrzej) – to dało w efekcie możliwość wysłuchania kanonów rocka w niesamowitym wykonaniu. Nie dosyć, że naszych muzyków było słychać chyba i na Kamiennej Górze, to tak naprawdę wokół estrady zgromadziła się bardzo zróżnicowana wiekowo widownia – nie brakowało dzieciaków, słuchali także „emeryci”. No i spontan reakcji – trudno to opisać… to po prostu trzeba było przeżyć.
Niestety, w tym roku możemy mówić o „festynowym pechu”. Do tej pory anomalia pogodowe pojawiały się niejako w tle – tym razem jednak po raz kolejny dotknęły nas bezpośrednio. Po kilku utworach „Bazaltu” znowu lunęło – a że nasi Goście byli „pod napięciem” (mowa o elektryce, nie o emocjach), rozpoczęło się gwałtowne zabezpieczanie sprzętu [tu ukłon w stronę zabezpieczających naszą imprezę funkcjonariuszy Straży Miejskiej, którzy aktywnie wspierali nasze wysiłki zabezpieczenia sceny i zgromadzonego na niej sprzętu]. Wydawało się, że to już koniec…
Co robić…? Kończymy czy czekamy…??? Te i inne pytania kłębiły się nam w głowach. W końcu postanowiliśmy powtórzyć sytuację z początków „koncertowej odsłony Festynu” – ponownie zaprosiliśmy uczestników do kościoła. Tu najpierw odbyła się wzruszająca uroczystość podsumowania 10-lecia pobytu i działalności proboszcza, ks. Janusza Barskiego. Słowa podziękowania i „Życzymy życzymy” bardzo ociepliły nieco napięto przez aurę atmosferę.
I dobrze, bo zaraz potem odbyło się losowanie nagród głównych. Na to czekali wszyscy. W tym roku losującymi numery „zwycięskich cegiełek” były dzieci. Nagród było kilka – z nagrodą główną (ufundowanym przez Radę Parafialną rowerem) na czele. Niezależnie od ich gabarytów i wartości jednakowe było kilka rzeczy: gorączkowe wyszukiwanie numerów zakupionych „cegiełek”, triumfalne „Mam!!!!!” i niedowierzanie zdobywców nagród [tu wszystkim „pobiła” chyba Nikola – „To naprawdę dla mnie?!?!?”]. Pojawiały się także łzy radości (i nie jest to eufemizm – tak było).
Zazwyczaj losowanie nagród staje się faktycznym zakończeniem naszych festynów. Ale… została jeszcze jedna „niespełniona muzycznie” grupa – Chór Parafialny „Maksymilianki”. Nasze Panie przygotowały na tę okazję nie tylko nowe kreacje, ale także nieznany nam dotąd repertuar. I chyba tylko ci, którzy pozostali w kościele [nie były to tłumy, ale… liczy się nie „ilość”, ale „jakość”] mogli to docenić. Nasze Panie z „brawurą” wykonały przygotowane utwory, dedykując niektóre z nich (choć to może moje złudzenie) konkretnej osobie (i nie o „szeryfa” tu chodzi). Choć słuchaczy nie było dużo, owacje po każdym utworze były naprawdę gromkie.
Podobno prawdziwych profesjonalistów cechuje m.in. cierpliwość. Nam wydawało się, że po koncercie „Maksymilianek” tak naprawdę Festyn się zakończył. Wilgoć, ciągły „płacz z nieba” i ochłodzenie skłaniały nas do rozpoczęcia prac demontażowych na placu. Tej swoistej „pogodowej traumie” nie uległ jedynie „Bazalt”. Nasi dzielni Oldboy’e postanowili jeszcze trochę pograć. Po chwili niepewności, czy ponownie podłączany do sieci sprzęt nikogo nie „pokopie” zaczęło się… Najpierw dedykowana proboszczowi rockowa „Modlitwa”; potem hiciory rocka – dawnego i dzisiejszego. Pojawił się nawet kawałek hiciora disco-polo: „Zielone oczy” (jeśli nie pomyliłem kolorów – bo były sugestie, że śpiewający humorystycznie zmieniali to na „czerwone”). Powiem tak – już dawno nie byłem na koncercie „na żywo”… tu jednak mogłem doświadczyć tego, o czym słyszy się w mediach: spontan, emocje, energia. 3-osobowa grupa naszej młodzieży dawała „czadu” do oporu (akompaniament wykonawcom; aranżacje wizualne; taniec); „zaszalała” nasza Nadia (kwiaty na twarzy i czysta energia w serduchu); wigoru nie zabrakło także nieco hmmm… bardziej doświadczonej części widowni (był nawet „młynek kurtałą” i „parkietowe szaleństwo” p. Małgosi i Kazimiery). Pojawiły się też pierwsze recenzje wykonanych w tym czasie przez „szeryfa” zdjęć (pełny „szacun” i aplauz ze strony Martynki – „Ja chcę być na stronie parafialnej!!!”); wspomnienia o „cappuccino” sprzed lat („Ja naprawdę go nie kosztowałam”) i ubiegłorocznym „szaleństwie” przy „Koniku na biegunach”, „Kaczuchach” i „Wolności i swobodzie” – przy tym dzisiejsze wyczyny naszej widowni to „mały pryszcz”. Choć i one niestety rzutowały na zdrowie – przynajmniej fizyczne (pojawiło się zjawisko „mutacji” [p.Dominika]); choć nie rezygnowałbym z podkreślenia tej drugiej płaszczyzny naszej zdrowotności – wróciły „wspomnienia z dzieciństwa” (jakieś tam „Jagody”, „Titanic” i tego typu „klimaty”… no i „czerwone oczy” [zdaję sobie sprawę, ze dla postronnego czytelnika to „czysty bezsens”, ale jest kilka osób które wiedzą, o czym piszę i to im dedykuję tę część opisu]). Oj… działo się…
W końcu jednak wszystko kiedyś dobiega końca. Tak było i z naszą dzisiejszą uroczystością. Trochę czasu zajął demontaż ekwipunku festynowego (czynność równie ważna jak jego montaż, a może i ważniejsza – bo niedoceniana przez wielu uczestników tego typu imprez). W końcu, około godz. 20:40 plac zaczął przypominać stan sprzed Odpustu.
Podsumowujący dekadę naszej współpracy Odpust i jubileuszowy, Cynowy Festyn Parafialny, przeszły już do historii. Jakie były…? – to pozostawiam ocenie uczestników. Jako proboszcz pragnę natomiast w tym miejscu serdecznie podziękować wszystkim organizatorom i osobom wspierającym, bez których nie byłoby możliwe przeprowadzenie naszej parafialnej uroczystości. W tekście opisałem momenty znaczące – ale były nie tylko one. Była także niewidoczna na zewnątrz praca obsługi „Kawiarenki pod lipami”, kreatorów artystycznych „malarskich animacji twarzowych”, obsługi stanowisk festynowych, osób wydających fanty, funkcjonariuszy Straży Miejskiej (zabezpieczających naszą imprezę), obsługi foto, akustyków, cateringu z „Golden Time’u”, osób kierujących ruchem pojazdów. WAM WSZYSTKIM, TYM NIEWIDOCZNYM, PRAGNĘ GORĄCO PODZIĘKOWAĆ ZA WYSIŁEK WŁOŻONY W ORGANIZACJĘ OPISANEJ UROCZYSTOŚCI. PODJĘLIŚCIE SIĘ CZEGOŚ, ZA CO RZADKO SIĘ DZIĘKUJE, A BEZ CZEGO NIE BYŁOBY MOŻLIWE GODNE PRZEŻYCIE „IMIENIN PARAFII”.
„Bóg zapłać”
Proboszcz
Ks. Janusz Barski
Napisany w moja praca | 3 komentarze »