Blog J.B.

Archiwum dla grudzień, 2012

Hej Kolęda, Kolęda…

Autor: admin o 27. grudnia 2012

Wiem, wiem… przez pewien czas stronka jakby zamarła. To nie efekt lenistwa, ale problemów z „szlachetnym zdrówkiem”. Jeszcze przez pewien czas nie pojawią się raczej „górskie teksty” – awaria „układu nośnego” (kolano) trochę mnie zablokowała. Lekarze dają szanse powrotu do „randek z górami”, ale to wymaga czasu. Stąd cisza w eterze. No, ale czas to skończyć. Na razie dzielę się wspomnieniem z tradycyjnego spotkania kolędowego – było super. Myślę, że potwierdzą to tak słowa opisu, jak i załączone fotki (przypomnę – poniższa ikonka daje możliwość wejścia w galerię foto i pobrania zdjęć). Pozdrawiam    ks. Janusz

 

Kolędnicy2012_A
Kolędnicy2012_B
Kolędnicy2012_C

Tradycyjnie zaraz po świętach rozpoczyna się szczególny czas – czas spotkań z tymi, z którymi współpracuję na co dzień… czas „kolędy”. Kiedy po raz pierwszy przeżywałem ten okres na Księginkach, wielkim zaskoczeniem były dla mnie odwiedziny kolędników (jakoś wcześniej tego typu tradycja omijała mnie dosyć daleko) – miały zresztą dosyć skromną oprawę: tak w ilości uczestników (Magda, Kasia i Natalia), jak i w długości i sposobie przeżycia spotkania (kilka kolęd wykonanych w plenerze i hejka… dalej na „kolędowy szlak”).

Od dwóch jednak lat spotkania te nabrały pewnego ceremoniału. Po pierwsze „farosz” był już na nie przygotowany – nie brakowało więc zastawionego stołu; po drugie zaś – liczba kolędników w szczytowym okresie sięgnęła dwudziestu osób. Była to więc już prawdziwa „mega-kolęda”, trwająca kilka godzin, podczas której wyśpiewywaliśmy pełną zawartość scholkowego śpiewnika kolędowego oraz jeszcze dużo, dużo więcej. Atmosfera przypominała trochę „pielgrzymkowy spontan” [z jego charakterystyczną „głupawką” – bardzo sympatyczną, i przede wszystkim autentyczną].

Tegoroczna „kolęda na plebanii” była pełnym zaskoczeniem dla czternastki jej uczestników. Dotąd panował pewien „ceremoniał” odwiedzin: zebranie grupy, dzwonek do drzwi, powitanie „zaskoczonego” gospodarza kolędą i… frontalny atak do środka. Tym razem jednak „jEDEN (napis oryginalny) szeryf” przygotował się dobrze na wizytę i – oprócz „iluminacji” jadalni (i przygotowania poczęstunku) – postanowił poczekać na kolędników… na zewnątrz. Pierwsze błyski flesza były dla gromadzącej się grupy totalnym zaskoczeniem… „No nieeee!!!! I po niespodziance!!!!” – brzmiało to może bardzo poważnie, ale w głosach czuć było frajdę zaskoczenia {choć nie wiem, czy zgodzą się ze mną „zaskoczeni”- czekam na komentarze}.

Po „wkupnej” kolędzie zostaliśmy zaproszeni do środka, gdzie czekał na nas refektarz, w pełni świątecznej krasy {świece, iluminacja choinki i „mgielny wazonik”}. No, zaparło nam dech w piersiach – najlepiej podsumowała to chyba Pani Małgosia: „Cuda się jednak zdarzają” [my zdobyliśmy się tylko na pytania: „To ksiądz tak sam z siebie? Naprawdę?!?!?”].

Zazwyczaj pierwsze 30 minut to przygotowania – herbata, ciasto i te sprawy. Dzisiaj było inaczej – wprawdzie pani Bożenka, pani Małgosia, pani Danusia i kilka dziewcząt zostało zaproszonych na chwilę do kuchni, ale… tylko do przygotowania szkła i ciasta. Reszta była już na stole…. Normalnie szok!!! Wkrótce więc zasiedliśmy… ale bynajmniej nie po to, by biesiadować (litości!!!… zaraz po świętach?!?!?… toż to byłby już „żołądkowy samobój”!!!). Przyszliśmy przecież z kolędą.

Zanim jednak zaczęliśmy kolędować przybył kolejny gość – pan Rysiu. Nasze „bramkarki” (pani Bożenka, Małgosia i Zosia) wymusiły na nim „wkupną kolędę” i dopiero po jej odśpiewaniu mógł dołączyć do kolędowych biesiadników.

Nasze kolędowanie rozpoczęło się przekomarzaniem z Martynką, która z pewnymi obawami przyjęła w chwilowe posiadanie nową gitarkę „szeryfa” (na boku dodam, że został on „oskarżony” o wykorzystywanie naszej „scholkowej Mamuśki” – „Ktoś musi rozegrać świeżutkie struny, nie?”). Aby nie było, że gospodarz tylko będzie słuchał, zaprosiliśmy go do wspólnego zagrania kilku „kawałków”, po czym… rozpoczął się koncert. To było swoiste novum – do tej pory koncertowanie (w tym nowe aranżację kolęd i pastorałek) było elementem kolędowej końcówki. Tym razem Magda i Kasia nowymi utworami rozpoczęły wspólny śpiew.

Tego momentu spotkania nie da się opisać słowami [wypada tylko wyrazić żal, że zabrakło kamery] – znane kolędy zaśpiewane ze swadą, humorem i dużą dozą aktorstwa (Kasiu! Czy aby nie lepiej zmienić opcję studiów na aktorstwo???) budziły były nagradzane wielkimi brawami, zaś „baru baru” wykonane w amstrongowskim stylu przez Magdę prawie „powalało nas na ziemię” {zresztą niektóre fotki z tego momentu potwierdzają, że słowom tym towarzyszyła „wielka ekspresja” Magdy}. Tak, w tych klimatach raczej nie dało się konsumować – więc dopiero po ostatnim „hiciorze”, na propozycję słuchaczy, zrobiliśmy krótką przerwę – dosłownie krótką, bo po kilku łykach „boskiego nektaru” (czytaj: napój jabłkowy) Magda i Martyna sięgnęły po gitary, a my… po śpiewniki. Zaczęło się kolędowanie. Bartek (przedstawiciel „męskiego kwartetu”) zaczął wybierać numery stron, a nasze Panie, czyniąc zadość „życzeniom”, wyśpiewywały kolędy i pastorałki (nieraz w pełnych, kilkunastozwrotkowych, wersjach). Tak, tak… z gitar „leciały wióry”, zaś parkiet pokrył kurz ze startego „lakieru” (chodzi o ten na kobiecych „pazurkach”).

O postępie spotkania świadczyło także zachowanie naszych dwóch „małolatów”, Zosi i Małgosi. Początkowe śpiewanie z czasem przybrało cech „spontanu” – pojawiły się rytmiczne klaskania i bardzo interesujące „dźwiękowe efekty specjalne” (że o niegasących uśmiechach nie wspomnę).

W takiej atmosferze dopiero odśpiewanie ostatniej kolędy uświadomiło nam, że to już… po dwudziestej [!!!] – a że „Lulajże Jezuniu” ma nieco „usypiający” charakter, więc postanowiliśmy „rozbudzić towarzystwo” na koniec. Nasz scholkowy pierwszy „hicior” („Hej Jezu”) został wykonany z wielką brawurą – i wtedy postanowiliśmy „pójść na wieś”.

Piszący te słowa nie wie, jak dalej potoczyły się losy Kolędników’2013, ale jeszcze z oddali słyszał radosne śpiewy i okrzyki – można więc sądzić, że ten wieczór dla Księginek nie był zbyt spokojny.

Kolęda A.D.2013 została więc rozpoczęta. Jako gospodarz spotkania pragnę bardzo gorąco podziękować tegorocznej „ekipie”, która wniosła na plebanię bardzo wiele radości, humoru i super atmosfery. Dzięki Wam „dostroiłem się” do (może ciężkiego, ale bardzo interesującego) czasu kolędowych spotkań.

 

Napisany w moja praca | 9 komentarzy »