DZIEŃ PIERWSZY 31.01.2010 roku
Jest wczesna godzina, bagatelka… prawie 23:00… wokół huk decybeli i wirujący parkiet. To sceneria końcówki dnia inauguracji Jubileuszowego („Kryształowego”) Zimowiska ŚCIEGNY’2010.
A rozpoczęło się ono dwa dni wcześniej – ostatnimi czynnościami organizacyjnymi. Pomagający przewieźć manele chłopcy stwierdzili, że na parafię trzeba koniecznie kupić jakiegoś busa – nie zmieściliśmy się bowiem na jeden raz. Ale jakoś dojechaliśmy – choć na trasie były dwa momenty, kiedy ciśnienie podskoczyło do „wylewowego” (ślisko i naśnieżone). Wyładunek, ostatnie zakupy i wracamy z powrotem.
Niedzielne przedpołudnie upłynęło pod znakiem zimowiska. Tak w liturgii, jak i w rozmowach dominował ten temat. Około 15:00 zaczęła się gromadzić grupa lubańska (tu ukłon i prośba do grupy bogatyńskiej – napiszcie o Waszym wyjeździe, to dokleję tekst do zamieszczonego na stronce). Musieliśmy trochę poczekać, ale chyba nikt nie zmarzł – dzieci rozgrzewały pożegnalne uściski rodziców i dywagacje: jak to będzie?
Około 15:30 zajechał „wypasiony” autokar (tu wielki ukłon w stronę naszego dobrodzieja – Burmistrza Miasta i Gminy Bogatynia, pana Andrzeja Grzemielewicza i Jego Współpracowników) i po krótkich manewrach (tu gratulacje dla Kierowcy) wszyscy zajęli miejsca, rozpoczynając Zimowisko.
O ile w Lubaniu było tylko -2 stopnie, o tyle w Ściegnach było już -11 stopni. Chyba dzięki temu bagaże bardzo sprawnie „przewędrowały” do naszej bazy – Szkoły Podstawowej im. St. Wł.Reymonta [tak szybko, że nie zauważyłem, że moja torba znalazła sobie nowego właściciela – dopiero podczas apelu okazało się, że jest jedna sztuka bagażu nadprogramowa. Nie da się ukryć, że rozpoznaniu przeze mnie mojej własności towarzyszyły rzęsiste salwy śmiechu)
Ciąg dalszy wieczoru był w zasadzie zgodny z programem opublikowanym na stronie parafialnej. Po wstępnym rozpakowaniu nasze Opiekunki przeprowadziły dwa ćwiczenia „przełamujący lody”: „Zapamiętywanie imion” (towarzyszyła temu bardzo wyluzowana atmosfera) oraz „Moja wizytówka”.
Zajęcia te wprowadziły nas w klimat ostatniego punktu programu – zabawy integracyjnej. Rozpoczął bardzo sympatyczny akcent – życzenia i wspólne „Sto lat” dla Joasi z okazji urodzin (nota bene również „Kryształowej Jubilatki”). Jako obserwator (i „DJ w czerni” jednocześnie) muszę przyznać, że atmosfera zabawy przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Oczywiście, nie bawili się wszyscy, ale ci, którzy „okupowali” parkiet, bawili się wyśmienicie. Gratulacje!!!
Wspominając o ostatnim punkcie programu nie dopowiedziałem, że po nim czekał nas jeszcze jeden – chyba najtrudniejszy: uśpienie naszych podopiecznych. Jako, że z racji praw dziecka nie wchodziły w rachubę tak drastyczne metody jak „stojąca skarpeta” czy „świeży powiew domestosa” – musieliśmy sobie radzić na inne, bardziej klasyczne sposoby. Efekt? Zaczęło się wyciszać dopiero około 1:30 (dobre i to). Zapowiadało się więc, że jutro będziemy ździebko niedospani…
DZIEŃ DRUGI 01.02.2010 roku
Cóż… należało się tego spodziewać… Kadra wstała w kondycji „zombi o poranku”. Powieki na zapałkach i te klimaty. Jedyną pociechą było to, że część naszych podopiecznych nie wyglądała wcale lepiej – zwłaszcza część męska (która nie zareagowała nawet na poranne kapłańskie mega-luksy (czyli tzw. „łóżkowe fotosy” – tylko bez skojarzeń). Dzięki temu udała się rzadka rzecz w mojej historii zimowiskowego paparazzi – udało się uwiecznić Kadrę w pozycjach horyzontalnych. Myślę, że przygotowywana prezentacja tych fotek będzie bardzo interesującym materiałem – szczególnie dla niektórych Rodziców.
Czasem dobudzenia „śpiochów” stała się gimnastyka, prowadzona przez Andżelikę i Laurę, którą zakończył wieloletni sport-hicior: „Kaczuchy”. Chłopcy trochę się ociągali, ale czujne oko „szeryfa” wypatrzyło każdego.
Pierwszy pełny dzień to oczywiście czas docierania się. Było więc trochę zamieszania z wyjściem do kościoła. Natomiast sama msza była okazją do fajnej rozmowy (homilia) na temat: „Po co msza św. na zimowisku?”. Sam byłem zaskoczony aktywnością męskich juniorów.
Śniadanie – czas na uzupełnienie nocnych strat kalorycznych – było bardzo potrzebne (poczuła to Pani Teresa, która ledwo nadążała z dokładkami): zmęczona „nocnymi harcami” młódź ładowała w siebie kanapki, jak nie przymierzając moja przyczepka. Przydało się, bo pierwszym konkursem zimowiska było „Śnieżne bałwanisko”. Uwiecznione na zdjęciach scenki pokazują nie tylko kreatywność uczestników, ale także ich żywotność. Nie wystarczyło bowiem ulepić i udekorować bałwana – chłopcy doszli do wniosku, że za dużo śniegu leży na ziemi, więc trzeba go wyeksportować… w stronę żeńskiej części zimowiska (tu dodam z obserwacji, że dziewczęta nie były dłużne – szokiem dla mnie był widok 15-latka nacieranego przez 10-letnią dziewuszkę… normalnie szok… nie mógł się od niej odgonić). Efekt był bardzo artystyczny (jeśli ktoś lubi impresjonizm) i jednocześnie groźny dla oka. Wyraz twarzy i zachowanie świadczyło jednak o tym, że dla młodych zabawa była przednia.
Zwieńczeniem tej części dnia stało się zwiedzanie najbliższej okolicy – warto było pochodzić, gdyż oprócz pięknej panoramy Kotliny Jeleniogórskiej w śnieżnej szacie można było podziwiać teren jutrzejszej rywalizacji saneczkowej. Spacer miał też duże znaczenie „gastronomiczne” – dużym problemem co roku była konsumpcja posiłków przez uczestników zimowisk. Tym razem (prawdopodobnie dzięki wysiłkowi i górskiemu powietrzu) z talerzy zniknęło dosłownie wszystko – i oby tak zawsze.
W czasie pisania tych słów nasi podopieczni, zrelaksowani 30-minutowym „świętym czasem LB”, używają sobie na sankach, próbując wyczuć co czują ci, którzy biją rekordy na igrzyskach zimowych. Nie powiem, niektóre saneczkowe wyczyny wyglądają bardzo widowiskowo – zwłaszcza te „krzywe zjazdy”, kończące się w krzakach. Mniej wytrwali (czyli nie należący do klubu MORSA) postanowili też wypróbować swoją kondycję w grze dosyć skomplikowanej – TWISTERZE. Jak tak spojrzałem kilka razy, to aż się zdumiałem – ile może wytrzymać ludzki kręgosłup.
Podkład pod pyszną kolację zapewnił kolejny punkt programu – nauka zespołowego kroku tanecznego (i zabawy jednocześnie) „La Bastriglo”. Naszą instruktorką stała się w tym momencie Pani Bożenka. Zabawa była przednia i w takiej atmosferze rozpoczęła się kolacja.
Po krótkim czasie na przetrawienie kulinarnych wspaniałości (efektu twórczości Pani Tereski) przyszedł czas na odrobinę szeroko pojętej kultury (muzycznej w tym przypadku). „Rozśpiewany Kącik Ducha Gór” stał się próbą umuzykalnienia naszych podopiecznych – „próba” to dobre słowo, bo po prawie godzinie walki z umiejętnościami wokalnymi (szczególnie chłopców) Kadra doszła do wniosku, że „kapeli Rubika” to z tego raczej nie będzie.
Wieczorno-nocną część dzisiejszego programu rozpoczęło rozdanie korespondencji „Poczty pod Śnieżką” – interesujący pomysł naszych Pań. Korespondencja, zawierająca tylko pozytywne komunikaty, dla wielu stała się źródłem wielkiej radości (no i licytacji w kwestiach popularności – dodam jeszcze, że niektórzy „urośli” o parę ładnych centymetrów). Po zamknięciu Poczty rozpoczął się drugi dzisiaj konkurs – wzorowany na Mini Playback Show (ale zdecydowanie szerszy konwencją) „Mam talent”. Prezentacja możliwości dzieci i młodzieży była interesującym przeglądem jej pomysłowości i sprawności. Wybór zwycięzców był naprawdę niełatwy – najlepszą formą okazało się powszechne głosowanie publiczności (to przy okazji przygotowanie praktyczne do praktycznego podjęcia w przyszłości prawa wyborczego).
Jako, że konkurs zakończył się trochę wcześniej niż planowaliśmy, pozostało trochę czasu na kończącą wieczór zabawę… i tu pojawił dylemat: TRZYMAĆ SIĘ PRAWA CZY… POZWOLIĆ SIĘ DZIECIAKOM BAWIĆ POZA GODZINAMI „ZIMOWISKOWEGO URZĘDOWANIA”??? Dylemat powstał po obserwacji jakości zabawy naszych podopiecznych, którzy dzisiaj dostali totalnego „powera” na parkiecie. Zabawa była na tak wysokim poziomie, że decyzja Kadry była jednoznaczna – PRZEDŁUŻAMY!!! (oczywiście, uczestnicy raczej się na to nie skarżyli, a Kadra… jak by to ująć… zaczęła coś odreagowywać… śmiech z którego słynęła dotąd Pani Joasia został zbiorowo podjęty przez cały „damski kwartet”… no, to pewnie przez te stroboskopy). Piszę te słowa przy donośnym dźwięku nieśmiertelnego disco-polo… i tylko się zastanawiam, skąd młódź wie, co „może dać sąsiadka”?
Czas kończyć dzisiejszą relację. Wypada ufać, że po dzisiejszym nastroju i kondycyjnym „zużyciu” jutro nie będzie problemów ze znalezieniem właściwego kierunku w Karpaczu, no i że nie zyska na popularności pytanie osła „Daleko jeszcze?”. Życząc wszystkim spokojnego snu pozdrawiam – liczę, że sam także pośpię, bo jutro Dzień Wędrowca.
- Moje ulubione fotki…nocne…
- …a właściwie poranne…
- …jest 7:00
- Pierwsza gimnastyka-przebudzanka
- Dzisiaj gimnastykę prowadzi grupa 1
- ”Zastrzyk energii” dla Kadry
- Wychodzimy do kościoła
- Rozpoczyna się pierwszy konkurs tegorocznego zimowiska…
- … “Zaje…fajowe bałwanisko”
- Plenerowe zmagania z zimową materią…
- … z zainteresowaniem obserwował dyrektor szkoły, pan Leszek Basiński
- Oto nasze arcydzieła…
- To “bałwanisko” było nieco ożywione…
- Zimowiskowe igraszki…
- ”Bałwanisko” – cd?!?!?!?
- Czas trochę odpocząć po plenerowych harcach
- Po południu wytrwali zaliczyli “górkę sanko-tortur”…
- … natomiast “zmarzluchy” sprawdziły zdolności wyginania młodych kości
- ”Śpiewaczy Kącik Ducha Gór”
- Rozpoczyna się wieczorny konkurs “Mam talent”
- Do snu ukołysała nas relaksacyjna muza…
- … nocnej dyskoteki
- Czy w tym stanie…
- … Kadra pozwoli nam zasnąć?!?
DZIEŃ TRZECI 02.02.2010 roku DZIEŃ ZEMSTY SZERYFA
Tak, tak… dzisiaj przyszedł czas na rewanż za te „nadzwyczaj długie” noce i regulaminowe zasypianie. W planach zimowiska na dzisiaj został przygotowany „sadystyczny
TEST TRAPERA czyli… kilkugodzinny „spacer” po rejonie Karpacza (w końcu jesteśmy w górach, nie?).
Po porannej gimnastyce, prowadzonej przez grupę Pani Joasi, i Mszy św. (w czasie której rozmawialiśmy o tym po co jest i do czego zobowiązuje chrzest) zaczęły się przygotowania do wyjścia.
- Jako pierwsza dzień rozpoczęła Kadra
- My tymczasem śniliśmy… o ślubach zimowiskowych???
- Ach, te “wyspane” twarze o poranku.
- W pokoiku Kadry przygotowania idą pełną parą (dzisiaj przydadzą się drobne)
- A my nadal słodko śpimy
- Kadra od samego rańca jest czujna…
- … zwarta i gotowa.
- No, czas powoli wstawać…
- Ta mina…
- … i ta …
- … to efekty “nocnych rozmów Polaków i Polek”
- Czas zacząć “zemstę Kadry”…
- … gimnastykę poranną,
- którą dzisiaj prowadzą Ola i Natalia [jeszcze nie zagipsowana]
- Za te “sprężyste” ruchy…
- … panowie zostali zaproszeni “na czoło”
- Czas wyjść do kościoła
- ”Krzyżówka zdziwka” – tu każdy [całkowicie dobrowolnie] stawał na nasz widok
- Asysta ołtarza w akcji
- Liturgia słowa
- Przez całe zimowisko o śpiew dzielnie dbała Kasia
- Nirktórym czas się momentami dłużył
- Komunia
- Życzenia dla Andżeliki – dzisiejszej Jubilatki
- No, dosyć tego dobrego – czas wracać na śniadanko do “Kafejki Pani Tereski”
- Tak wyglądała “poważna rozmowa ascetyczna” z Adą…
- … i z zimowiskowym “Bolkiem”
- Skutki “poważnych rozmów z kapłanem”
Wypad zapowiadał się nieźle, pogoda dopisywała (nie było ani zbyt mroźno, ani zbyt ciepło). Przejście ulicami Ściegien było oczywiście okazją do spotkania i pozdrowienia sympatycznie nastawionych do nas tubylców. Potem zaczął się „dziewiczy szlak” (którego zwieńczeniem stało się przebijanie przez sięgający kolan śnieg) – efekt drobnej pomyłki „szeryfa”. Doszliśmy jednak do szlaku głównego (gdzie ciałem stało się słowo: „Ostatni będą pierwszymi”) – tu już można było iść normalnie. Próbą cierpliwości i pierwszym elementem testu „wytrzymałości materiału” było podejście do Karpacza Dolnego. Te kilkadziesiąt schodów chyba u każdego wywołało przyspieszony oddech i poprawiło dotlenienie (choć już tutaj pojawiły się pierwsze elementy „dekadenckie”: „Nieeee!!!… Ja chcę wracać!!!”).
Kolejny kawałek trasy zakończyliśmy przy czynnym kościele, gdzie co niektórzy uzupełnili braki spalonych kalorii (rozumiem batony, ale te hektolitry napojów?!?… I gdzie to wysikać???).
Kalorie były ważną sprawą, jako że teraz czekał nas szczególny odcinek – przejście do tamy z „dead street” po drodze (czyli pokryty lodem odcinek stromizny, przyspieszający bardzo pracę układu oddechowego). Fakt, ja przez chwilę odpocząłem, znajdując w końcu poszukiwane od początku zimowiska gwizdki dla Kadry, ale kiedy doszedłem na górę… hmmm… miny niektórych były dosyć zastanawiające (prawda Adrianno??? – to „nno” na szczególne życzenie Ady).
Przed dojściem na tamę stanęliśmy przed dylematem – iść nudną stabilną trasą (chodnik) czy „pójść na całość” i zakosztować odrobiny ekstremalnych emocji. Za radą Pani Bożenki postanowiłem sprawdzić, jak nasi podopieczni sprawują się w sytuacji, gdzie nie zawsze wiadomo, gdzie tak naprawdę jest ziemia i czy nadal działa grawitacja. Okazją stało się wyślizgane podejście pod tamę, gdzie praktycznie sprawdziliśmy jakość naszego obuwia – niektórzy zostali dosłownie „wrzuceni” na górę (jednym z rzucających był macho Robert) – to były scenki warte uwiecznienia (nadmienię, że zawartość foto tej jednej wycieczki zajmuje na dzień dzisiejszy ponad 2 GB).
Kiedy już ciśnienie wróciło do jako takiej normy, przeszliśmy tamę [widoki były zaje…fajne] i ruszyliśmy w stronę Centrum Pulmonologii. Trasa niby niełatwa, a jednak niektórzy (prawda Adrianno i Joasiu?) mieli problemy z utrzymaniem „pionu”. Dobrze, że wokół było sporo śniegu – upadki nie były bolesne (z drugiej jednak strony uczynni koledzy [czytaj: sympatie] dbali o to, żeby ten śnieg się nie zleżał – stąd też dziewczyny po kilku takich upadkach przypominały bałwanice (dosłownie i w przenośni).
Po dojściu do Centrum okazało się, że ruch jest na Wall Street, więc… ku zszokowaniu męskiej części „emerytów” (Dados i Spółka) ruszyliśmy z powrotem. W tym mniej więcej miejscu Mariusz nareszcie zrozumiał, że chodzenie po górach to niekoniecznie poruszanie się w linii prostej od punktu A do punktu B – w górach jest jeszcze Aa i Babc. Tak więc czasem trzeba zejść, żeby potem znowu wejść (i żeby w efekcie końcowym miało to jednak sens).
Po dojściu do zbiornika, w czasie oczekiwania na resztę grupy, nasi chłopcy postanowili odreagować emocje i wyładowali je… na nieszczęsnych zimowiskowych niewiastach. Pal sześć Adę, Asię, Martę czy Kasię – one już przywykły do „cudownego uczucia topniejącego śniego-lodu za koszulą”. Gorzej, że tym razem dostało się – nietykalnej dotąd – Kadrze [w osobie Pani Jadzi]. Ja osobiście współczuję i solidaryzuję się… oczywiście z tymi odważnymi.
Ostatni odcinek (ale nie całości dzisiejszej wędrówki) przebiegł w klimacie urokliwych śnieżnych widoczków, które oczywiście trzeba było uwiecznić. No, a potem… przyszedł czas na zejście, którego mankamentem było to, że musieliśmy iść „na czas” [i do tego z górki]. Niby to proste, ale kiedy buty nam się rozjeżdżały na śnieżnej breji… to wcale nie było zabawne.
Wydawało się, że ten odcinek będzie już niegroźny… a jednak – szeryf wymyślił „podejście na skróty” (żółtym szlakiem od Policji). Nie dosyć, że szlak był totalnie wyślizgany, to jeszcze dwa podejścia wycisnęły z nas „ostatnie poty” (no i do tego niepewność, czy szeryfowskie odliczanie czasu pozostałego do dojścia do „Wodomierzanki” nie jest tylko podpuchą…). Okazało się jednak, że tym razem faktycznie trasa zajęła nam niecałe 20 minut – i punkt 15:00 weszliśmy do stołówki Domu Wczasowego. Normalnie inny świat… i to ciepło. Niektórych bardzo szybko zaczęło „rozbierać” – a co do obiadu to… zniknął w oka mgnieniu.
Jedynym minusem tego etapu naszej wędrówki stał się moment, kiedy padło hasło „wychodzimy”. „Nieeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!… Ja biorę taksówkę!!!!!!!!!!!!!!!!!… Albo zamówmy autobus”. Udało się jednak w miarę sprawnie wyjść, i po 30-minutowym sprincie doszliśmy do karpackiego centrum. Tu zaczęło się szaleństwo pamiątkowych zakupów (ciekawe, że największym powodzeniem cieszyły się militaria: dzidy, łuki, miecze, etc. – czyżby szykowanie rewanżu na Kadrę?).
- Czas zacząć “krótki relaksujący spacer” do Karpacza
- Czyż ta szkoła nie jest piękna? – zwłaszcza na tle śniegu…
- Tu szeryf nas zmylił – musieliśmy pójść “dziewiczym szlakiem” [czyżby pierwsza tortura???]
- Pogoda i widoczki były super
- Jakby co, te piękne fotki zrobiła Asia
- Zejście z górki, na którą trzeba się było najpierw w pocie czoła wdrapać…
- …gdzie tu logika??? [Mariusz]
- Pani Joasia dzielnie pilnowała maruderów
- Wielką popularnością cieszyli się “górscy tragarze”
- Pierwszy poważny “kryzysik”…
- …karpackie “stopnie męki”
- Czemu ten postój jest taki krótki?!?!…
- …i kto wymyślił to “łagodne” podejście?!!?!!?!!
- Z podejściem [zaproponowanym przez panią Bożenkę] nie było problemu…
- … choć niektórych podrzucano {na wzór woreczków z zawartością nietłukącą} [w tym miejscu wielkie brawa za postawę dla Młodzieży]
- W końcu na szczycie… to znaczy na tamie nad Łomniczką
- Ada miała “permanentny problem z utrzymaniem pionu…
- Tym razem “łączności tyłów z macierzą” pilnowała zimowiskowa “święta trójca”
- Ada!!!… No nieeee!!!!… Znowu?!?!?
- ”Śnieżne spotkania III stopnia” przeżyła także Joasia
- W drodze do Białego Jaru
- Czyż te widoczki nie były warte tej odrobiny wysiłku???
- SUPER-AKCJA czyli… herbatka przy CPN-ie
- Nooo… w końcu trochę z górki
- Litości!!!… Znowu pod górkę?!?!?
- Zaczęliśmy planować śnieżną zemstę na szeryfie
- W końcu luksus siedzenia…
- … i konsumpcji w apartamentach DW “Wodomierzanka”
- Humory (jak widać) dopisywały
- Krótka ocena Kadry – JEST OK!!!
- Powrót do centrum Karpacza… niby z górki, a jednak wcale nie był łatwiejszy
- Tu by się przydał Małysz… on ma ten ślizg…
W końcu około 17:00 (kiedy akurat rozpoczęła się zamieć) zebraliśmy się z powrotem i ruszyliśmy do Ściegien. Problemem był nie tyle czas, ile znowu niepewność, czy jesteśmy prowadzeni właściwą drogą – „bo z szeryfami nigdy nie wie się” [doświadczyła tego Ada, która co chwila „już miała dosyć tych żartów”]. Poszliśmy bowiem polami z Dolnego Karpacza – tu jednak trasa okazała się faktycznie nietrudna i szybka – po 18:00 byliśmy już w szkole.
Wysiłek był znaczny, nic więc dziwnego, że propozycja dłuższego LB została przyjęta z aplauzem. Dopiero po 21:00 rozpoczęły się wieczorne konkursy i zajęcia: najpierw rozdanie korespondencji „Poczty pod Śnieżką”, potem konkurs na najzabawniejszą pidżamkę (w ramach Piżdżam Party); wreszcie dyskoteka. Ta ostatnia jednak była niemrawa (w porównaniu z poprzednimi) – nic dziwnego… po przejściu ponad 15 górskich kilometrów trudno spodziewać się „kwitnącej świeżości”.
Dzień ten miał nosić nazwę „Zemsty Kadry” – w powszechnym odczuciu stał się dniem „Zemsty Szeryfa” [a to ciekawe – bo on jest pacyfistą]. Pozostawił ślady w psychice naszych podopiecznych – solennie postanowili, że nie omieszkają się zemścić {dalszym skutkiem, który poznają dopiero po powrocie będzie wielka satysfakcja – czego z całego serca życzę}.
- Po powrocie “przez pola” herbata smakowała… “że aż strach”
- Kanapki I parówki też dostały przyspieszenia 3G
- A to już wieczorowa kreacja Kadry {jej oryginalności proszę w żaden sposób nie łączyć z działaniem świeżego górskiego powietrza}
- Prowadzący Pidżamaparty Robercik i Piotrek
- Pidżamowe kreacje…
- Pamiątkowa fotka “Pidżamowców” z Kadrą…
- … i “Kadro-kankan”
- Ten dzień zakończyły…!!!
- …OŚWIADCZYNY!!! (tu akurat Jarek uczy Szymona, jak to robić…)
- No i stało się!!!… Mamay pierwszą parę: Natalię i Szymona
- Zabawa “rozgrzała temperaturę” do tego stopnia…
- … że pod jej koniec na kolana przed Kasią padł Robercik…
- … po rękę Joasi sięgnął Piotrek…
- … zaś do “aneksji serducha” przez Martę przyznał się publicznie Mateusz
- Potem to już było prawdziwe „love-party”
- Że “miłość powoduje zawroty głowy” przekonała się Kasia [te akrobacje przypominają mi atrakcje wiedeńskiego Pratern]
- Oj, Kadra… po tym tańcu to chyba trzeba będzie wystawić nasze łóżka na korytarz (jako barykadę)
DZIEŃ CZWARTY 03.02.2010 roku DZIEŃ HISZPAŃSKI
W zamyśle dzień ten miał być dniem relaksu po wczorajszym szaleństwie. Niestety – ten plan pozostał tylko w zamyśle. Po pierwsze… uauauauaua!!!!!!!!!!!!!!!… została zmieniona pora pobudki (o całe 15 minut). Torturą stała się (jak każdego poranka) poranna gimnastyka. Wreszcie msza św., w czasie której pamiętaliśmy o chorych kolegach (w tym o Jarku Nocuniu).
Tak dobudzeni i nakarmieni (Pani Teresko… dzięki) rozpoczęliśmy konkurencje plenerowe: zmagania w zjeździe na bele czym; bicie rekordów długości zjazdów oraz jakości „saneczkowych wypadków”. Kiedy już trochę zmarzliśmy (bo trochę mroziło) wróciliśmy, aby wziąć udział w przygotowania Dnia Hiszpańskiego. Konkurencja polegała na przygotowaniu i demonstracji strojów hiszpańskich (oraz stroju byka do walki z torreadorem) oraz prezentacji menu w „języku hiszpańskim” (cóż… jaki ten hiszpański podobny do naszego: „podamy gulaszos”, „mieszantus 10 minutos”, etc.). Zabawa była przednia – z tym więc większą niecierpliwością oczekiwaliśmy obiadu po jej zakończeniu (oczywiście dojechał w „srebrnej strzale” naszego szeryfa).
Wydawało się, że nic już nie zakłóci tego dnia. Niestety, pod wieczór pojawił się problem Adriana, który w bardzo ciężkim stanie musiał został dostarczony do ZOZ Szpitala w Jeleniej Górze (karpacka opieka niestety ograniczyła się jedynie do obejrzenia gałek ocznych i języka i pytania o ewentualny kontakt z używkami). Jazda była bardzo ciężka i wyczerpująca nerwowo – z jednej strony oblodzenie (-11 stopni), z drugiej „odpływający” od nas Adrian. No, ale jakoś dojechaliśmy… i tu od razu zaczęły się konkrety (świadom negatywnym opinii na temat Służby Zdrowia chciałbym w tym momencie jeszcze raz gorąco podziękować lekarzom i pielęgniarkom Oddziału Dziecięcego za tak szybkie i kompleksowe zajęcie się naszym podopiecznym).
Z Jeleniej wróciliśmy po północy – należało się więc spodziewać ciszy. Niestety, pojawiło się kółko fascynatów „nocnych Polaków rozmówek”. Jako, że to niezgodne z regulaminem zimowiska, reakcją na to było zapewnienie okazji dotlenienia – czyli nocny bieg terenowy. Po połowie dystansu większość stwierdziła, że jednak „wolą spać”.
- Kolejny, czwarty dzień zimowiska rozpoczęła najwcześniej… pani Teresa.
- Dzisiaj Kadra była przygotowana na fotoodwiedziny
- Dla nas dzisiaj zaczął się “kryzys poranka”…
- … co widać na załączonych obrazach.
- Kiedy już zaczęliśmy widzieć na oczy, rozpoczął się c.d. AKCJI OŚWIADCZYNY – rozpoczął Jarek wyznający uczucie pani Teresce
- W jego ślady poszedł Dawid, wyznający miłość Sarze…
- … oraz (obiecujący kolejną “śnieżną przygodę” Adriannie) Mateusz
- Kiedy minęły wzruszenia, rozpoczęła się “poranna tortura”.
- Dzisiaj gimnastykę poprowadzili dzielni juniorzy
- ”La Bastriglo” kończące gimnastykę
- Tymczasem na zewnątrz rozpadało się na dobre.
- Jeden z kilkudziesięciu w Polsce “słup pokoju”
- Dzisiaj podczas mszy św. modliliśmy się w intencji pani Teresy
- Inauguracja konkursu DZIEŃ HISZPAŃSKI
- Rozpoczęła go “walka z bykiem”
- Później zapoznaliśmy się z hiszpańskojęzycznym menu – SMACZNEGOS!!!
- Wreszcie przyszedł czas na – pełen temperamentu – hiszpański taniec
- Ostatnim punktem dnia był konkurs “Parodia filmu”
- Fotosy z dzisiejszego dnia zawdzięczamy głównie pani Bożence
DZIEŃ PIĄTY 04.02.2010 roku DZIEŃ ZAKOCHANYCH
Jedną z tradycji zimowisk stały się „Śluby zimowiskowe”, będące okazją do dobrej zabawy. Rozpoczynając ten dzień nie myślałem, że atmosfera może nie do końca zgodzić się z planami.
Najpierw pojawił się wyjazd dwóch osób (u których stwierdzono stan przeziębienia) – roztropne, ale dla nas niezbyt miłe. Nastrój poprawił trochę mecz w siatkę chłopcy kontra dziewczęta oraz zabawy stacjonarne dla młodszych.
Mina mi zrzedła, kiedy okazało się, że – pomimo sprzyjającej pogody – nie odbędzie się kulig. Dwa dostępne traktory było zablokowane śniegiem, a trasa ewentualnego kuligu nie była do przejechania przez moją „srebrną strzałę”. Tak więc niestety musieliśmy zrezygnować z tego punktu programu – nie była to łatwa decyzja, ale… jakby zadośćuczynieniem za tę niedogodność stał się fakt rozpalenia ogniska od pierwszej zapałki (tu sobie przypominam 2-godzinną walkę z rozpaleniem ogniska w zeszłym roku) i fajna atmosfera w trakcie jego trwania. Kiedy już „pieczyste” zostało schrupane, wróciliśmy do szkoły, aby zacząć się przygotowywać do ważnej chwili dla części kolonistów – złożenia „niesakramentalnego rocznego ślubowania małżeńskiego”. Novum tegorocznej uroczystości zaślubin miało być wesele przygotowane przez „Rodziców Państwa Młodych” czyli… Kadrę.
- Rozpoczyna się piąty dzień zimowiska… dzień szczególny…
- …LOVES DAYS!!!
- Do południa nasza dzielna Młodzież gromadziła paliwo… do planowanego na wieczór ogniska
- Autorką tej pięknej fotki jest wicepaparazzi zimowiska, pani Bożenka
- ”Chrustołamacz” Mariusz w akcji
- Jednym z centralnych punktów wieczornego programu była…
- … “Kolacja w blasku księżyca” czyli…
- … wieczorne ognisko
- Dobrodziejki naszego “szwedzkiego stołu”.
- Każdy siadał, gdzie mógł.
- ”Śnieżny król” na “tronie”.
- Było “reumatycznie”…
- … sorka … romantycznie.
- … aż ślinka cieknie
- W pewnym momencie “szwedzki stół” doświetliły pochodnie…
- Czyż nie jest pięknie?
- W końcu czas wracać
- To nie cela… To nasza szatnia…
Prowadzenia ceremonii podjęła się Kasia, która – uczestnicząc w zimowisko po raz pierwszy – świetnie się tu zaaklimatyzowała. 9 par młodych (o stosunkowo dużej rozpiętości – przynajmniej wzrostowe) przysięgało sobie nie tylko miłość, ale także równy podział majątkowy (karta kredytowa) i pełny dostęp do domowego asortymentu spożywczego. Panowie Młodzi przysięgali także swoim Lubym zachowanie sprawności fizycznej – „i będę biegał po porannej rosie po mleczko kozy”. W rewanżu Oblubienice zobowiązywały się poprawić stan punktacji za czystość pokoju Panów – „i do wyjazdu będę Ci ścieliła łóżeczko”. Tak więc (choć Kasia za każdym razem dodawała, że Młodzi nie zdają sobie sprawy z tego, co robią) niesakramentalny związek został ważnie udzielony, powiększając liczbę „zakajdankowanych” o 18 osób.
Niestety, zabawa po weselu trwała bardzo krótko – jedna z kolonistek, Natalia, zaliczyła „parter” i trzeba ją było zawieźć do szpitala… a tam… „A sio…” – usłyszeliśmy od pielęgniarki, która przyjmowała wczoraj Adriana. Natalia trzymała się dzielnie (czemu z pewnością dobrze służyło skuteczne „pocieszanie”)
- Drugim, centralnym punktem dzisiejszego dnia stały się [długo oczekiwane] ŚLUBY ZIMOWISKOWE
- Prowadzenia uroczystości podjęła się “Ognista Kapłanka Ogniska Zimowiskowego”, Kasia
- Oto bohaterowie dzisiejszego wieczoru
- Do miejsca “ślubnych tortur” zbliża się pierwsza para…
- …Joasia i Piotr
- O oprawę medialną uroczystości zadbała pani Joasia
- Świadkami “z urzędu” była Kadra
- Ola i Mariusz – kolejna para “odważnych”
- Tam przysięgają, a tu napięcie rośnie
- Sara i Dawid – kolejny duet związany “zimowiskowym supełkiem”
- Czyżby momeny wahania?
- Natalia i Szymon…
- … oraz ich świadek, Adrian
- Kasia rozgrzewała się w roli “kapłanki”… z pary na parę szło coraz “ogniściej”
- Mateusz…
- …i Marta …
- … kolejna para “wybrańców gwiazd”
- Najbardziej oryginalny niesakramentalny duecik…
- Monika & Gabryś
- Narzeczonym towarzyszyła liczna grupa akredytowanych fotoreporterów
- Kasia i Robert podchodzą spokojnie…
- … choć przy “ołtarzu” pojawił się problem… Robert zaczął być „rozrywany”
- ”Co ja robię tu?”
- Przyszedł czas na ostatni “małżeński tandem”…
- Adriannę i Mateusza.
- ”świadkowa” Natalia
- Po ślubnych emocjach przyszedł czas na…
- … zimowiskowe wesele
- Tak, droga Kadro!!! Teraz w ramach “chłodzenia atmosfery” czeka nas całonocne czuwanie…
Wrócę jeszcze do ślubów – niby niesakramentalne, ale nakładały jednak duże ciężary. Osoby o silnych nerwach zapraszam do zapoznania się z treścią przysięgi:
NAJPIERW ON:
Ja, …., muld górski, biorę sobie Ciebie, ….., moja luba wirtualna zaspo, za zimowiskową małżonkę i wobec wszystkich tu zebranych przysięgam …
*** Przenieść dzisiaj do autobusu wszystkie Twoje manele {ale kobieto… litości!!!… zostaw połowę w ośrodku!!!}
*** Jeść za Ciebie wszystkie śniadania i obiady, abyś nie musiała korzystać z „cud-diety”…
*** Obsługiwać pilota…
*** Latać rankiem po rosie po świeżutkie mleczko… od kozy…
*** Dawać Ci czasami potrzymać moją kartę kredytową {ale nie w markecie i jego pobliżu}…
*** Dawać Ci zawsze pierwszeństwo wejścia na szczyt {no, chyba że jest wyciąg}…
W ODPOWIEDZI PANNA MŁODA WYPOWIADA SŁOWA:
Ja, ….., Twoja zimowiskowa wybranka biorę sobie Ciebie, ….., mój Ty muldzie, za męża i ślubuję Ci {ale tylko na rok} …
+++ Posprzątać dzisiaj Twój kawalerski pokój…
+++ Prać Twoje ciuszki {ale tylko w automacie}…
+++ Jeść to, co rano przyniosłeś {a fe… jakie to niedobre…}
+++ Pozwalać Ci trzymać tego okropnego pilota …
+++ Uczynić z Ciebie milionera {pod warunkiem, że jesteś teraz miliarderem – bo ja jestem zdolna}
+++ Codziennie powalać Ciebie w śnieg … nie moim wspaniałym wyglądem, ale … kosztem jego utrzymania…
TEN SADYSTYCZNY OBRZĘD KOŃCZY „KAPŁANKA OGNISKA ZIMOWISKOWEGO” SŁOWAMI:
Ja, Katarzyna „Wielka Ruda Grzywa”, Kapłanka Ogniska Zimowiskowego – po stwierdzeniu, że nie wiecie, na co się decydujecie – potwierdzam, iż ten zimowiskowy związek małżeński, zawarty między ….. i ….. został zawarty zgodnie z wszelkimi wymogami rytu niesakramentalnego ślubu zimowiskowego i jako taki obowiązuje od dziś do rozpoczęcia przyszłorocznego zimowiska. W tym czasie nie wolno Wam się zakochiwać w kimś innym {no, chyba że to będę ja}.
DZIEŃ SZÓSTY 05.02.2010 roku COWBOY’S DAY
Wczorajszy dzień nie zakończył się tak, jak bym sobie tego życzył – stąd też rozpoczęcie kolejnego było raczej w nastroju minorowym. Nie rozwiała go nawet gimnastyka, poprowadzono brawurowo przez „nowożeńców” Gabriela i Monikę. Podczas mszy św. rozmawialiśmy o tym, kto i kiedy może przyjmować Komunię św. [nie wiem, czy to dlatego dzisiaj było trochę mniej chętnych do jej przyjęcia].
Po śniadaniu i prawie godzinnym oczekiwaniu na zapowiedzianych Gości ze Zgorzelca wyruszyliśmy w końcu na kolejny szlak – tym razem naszym celem było Western City i Karpacz (jako punkt handlowy). Czasu w sumie nie było za wiele – mimo to jednak wszyscy zdążyli na obiad (a był pyszny).
Jako, że jutro Dzień Sponsora, czas po poobiednim LB (do kolacji) został w całości wykorzystany na przygotowania naszej bazy na spotkanie z ludźmi „otwartego serca”. A po kolacji Kadra musiała przeżyć ciężkie doświadczenie – obserwację tworzenia przez podopiecznych swoich kubistycznych portretów. Muszę przyznać, że choć portrecik nie pokrywał się z oryginałem, ale część charakterystycznych przymiotów została wiernie odmalowana.
Ostatnim akcentem dzisiejszego dnia było wręczenie kolonistom koszulek z logo zimowiska. Z tego tytułu cisza nocna stała się faktem prawie o godzinę później (no bo przecież trzeba się podpisać, nie?)
- Dzisiaj COWBOYS DAY
- Zwiedzamy i bawimy się w Western City
- Popołudniowe “zajęcia taneczne”…
- Ćwiczymy “La Bastriglo” {jutro może nam się przydać}
- Mała rozgrzewka sportowa przed kolacją
- Dzisiejszą kolację rozpoczęło…
- … spotkanie z Adrianem…
- … który wrócił do nas prosto ze szpitala
- Jak widać “temperatura powitań” była gorąca
- Wicepaparazzi – pani Bożenka
- Pani Małgosia
- Rozpoczyna się konkurs: KUBISTYCZNY PORTRET KADRY
- Konkurs MUMIA od dawna cieszył się popularnością…
- … i wzbudzał duże emocje
- Nieodmiennie “pełna wigoru” Kadra
- Otrzymane dzisiaj pamiątkowe koszulki bardzo krótko zachowały swoją biel
- A to “górski arsenał” naszych “mikro-pacyfistów”
Jutro DZIEŃ SPONSORA – mamy nadzieję, że spotkanie z nami osób, które wsparły nasz wypoczynek, będzie źródłem frajdy i satysfakcji.
DZIEŃ SIÓDMY 06.02.2010 roku DZIEŃ SPONSORA
Tradycją ostatnich dziesięciu zimowisk stało się przeżycie spotkania z osobami, które okazały nam serce i zrozumienie – ze Sponsorami i Dobrodziejami. Dzień ten został nazwany z tej racji DNIEM SPONSORA.
Rozpoczęła go tradycyjna „sadystyczna” pobudka – nieeeeeeeeeeee!!! Jeszcze 10 minut!!! Please!!! No, a kiedy już zaczęliśmy widzieć coś więcej niż „ciemność”, chłopcy z grupy 5 pokazali, że są twardzi i… poprowadzili gimnastykę poranną. Nie, żebyśmy dużo skakali, ale… ruch był.
Dzisiaj program dnia był nieco inny – po porannej toalecie i porządkach przystąpiliśmy do „medytacji przy kanapkach”: „jak to będzie?”… a że pełny żołądek poprawia nastrój, więc do kościoła ruszyliśmy pełni animuszu. W drodze towarzyszyli nam przybyli Goście, reprezentujący Radę Parafialną parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Bogatyni.
Początek Mszy św. był trochę dłuższy niż zwykle – zostali powitani przybyli Dobrodzieje: Dyrektor Szkoły, Pan Leszek Basiński, Państwo Wiatr, Prezes PSS „Społem” z Lubania, wspomniani Goście z Bogatyni i grupa Rodziców z Lubania. Liturgię słowa tradycyjnie obstawili Koloniści, ale kazanie… ooops… tu na środek zostali wywołani także Goście. W krótkiej scence (wraz z nimi) przedstawiliśmy problem różnorodności form rozmowy zależnych od tego, z kim się kontaktujemy [nie da się ukryć, że popisał się tu zdolnościami aktorskimi nasz Robercik – czyżby przyszły Jaś Fasola?]. Była ona wstępem do rozważania nad istotą Modlitwy Pańskiej – naszego komunikowania się z Bogiem i budowania wspólnoty ludzkiej (gest złączonych rąk).
- Dzisiaj dzień szczególny… SPONSOR’S DAY
- Pierwsza na nogach… oczywiście pani Teresa
- A w salach, po “nocnych Polaków rozmówkach”…
- … trwa “zorganizowana obraza Boża”…
- … tak spać o 8:00 rano?!?!?!?
- No nieeee!!!!… Pomocy!!!
- Szykujemy coś “podnoszącego na ciele i duchu (dla jasności – “wielką, okrrrropnie mocną czarną”)
- Nasze prace z wczorajszych konkursów
- Tak wygląda czystość naszych sal
- Rano wszystko jest takie… hmmm… oryginalne…
- Atrakcja szkoły – ścienna panorama Karkonoszy z “haczykiem”
- Zaraz rozpocznie się msza św. w intencji dobrodziejów zimowiska
- Przybywają zaproszeni Goście
- ”Loża Nowożeńców”
- KASIA – nasza mega-kantorka
- Kazanie z udziałem Gości
- Znak pokoju podczas “Ojcze nasz”
- Końcowe “Tyś jak skała”
- Dzisiejszy Jubilat “sięga obłoków”
- No to wracamy do szkoły
- Uwaga!!!… Lodowisko!!!
W towarzystwie naszych Gości przeszliśmy następnie do szkoły, gdzie przedstawiliśmy dorobek artystyczny zimowiska – tym razem nie śpiew, ale taniec; a konkretniej dwa układy zespołowe: „La Bastriglo” i „Smidje”. Aby jednak Goście mogli rozprostować nogi, zaprosiliśmy ich do wspólnego odtańczenia stałego elementu naszych gimnastyk – tańca „Kaczuchy” [wyjątkowo nasz DJ nie zmieniał tym razem tempa muzyki]. Kiedy już zakończyliśmy energiczne „ruchy kuperkami”, Dostojna Komisja Dobrodziejów (której przewodniczenia podjął się Pan Prezes PSS „Społem”) zaczęła oceniać plakaty-wizytówki grup oraz nasze grupowe hymny. W tym czasie po cichu „dojechał” nasz obiad.
- Pokaz dla naszych Gości – “La Bastriglo”
- Loża honorowa
- p.Jadzia & p.Małgosia
- Rozpoczyna się pokaz grupy starszej
- Nasza “połamana” panna młoda – Natalia
- ”Hrabiowska para” rozpoczyna pokaz układu “Smidje”
- ”Gwóźdź programu”…
- … “Kaczuchy” odtańczone razem z Gośćmi
- Wręczenie pamiątkowych koszulek
- Nasi “mięśniacy” wnoszą smakowite prezenty
- Jeden z dobrodziejów zimowiska, Prezes lubańskiego PSS Społem
- pani Joasia jak zwykle… uśmiechnięta
- Rozpoczyna się finał konkursu “Mega-wizytówka grupy”
- Jako pierwsze prezentują się “Dziewczyny w czerni”
- Prezentacja grupy BAŁWAniska
- ”Czerwone diabły”…
- … reprezentował “rodzynek” Szymon
- ”Legendarni wojownicy”…
- … budzili respekt
- SPOKOWID – męska grupa “dinozaurów”
- No, dobrze… potrzymałeś… teraz odłóż…
Pod koniec wspólnego posiłku Szef Komisji ogłosił wyniki międzygrupowej rywalizacji – podkreślając, że zadanie postawione przez oceniającymi było bardzo trudne; tak naprawdę, to wszyscy wygrali, gdyż pokazali to, co w nich najlepsze.
Po krótkim LB (tu uwaga Pana Dyrektora – to nie Jego inicjały, ale skrót „Leżenie Bykiem”) po raz przedostatni ruszyliśmy na ściegieńskie ulice, aby… wydać ostatnie ocalałe zaskórniaki. A kiedy portfele „wychudły na szczapy” zabraliśmy się za ocenę kończącego się pobytu. Ćwiczenie, poprowadzone przez Panią Małgosię i zatytułowane „Pożegnalny płomień przyjaźni”, stało się okazją, aby publicznie podzielić się oceną tegorocznego zimowiska. Nie wiadomo czemu, wśród minusów znalazł się „górski spacer z szeryfem” – te kilka kroków i od razu płacz…
Godziny wieczorne i nocne wypełniła zabawa – „Dyskoteka aż do bólu” – trwająca prawie do „białego ranka”. Była o tyle nietypowa, że grupie „szaleńców parkietu” towarzyszyła druga grupa – nazwana później „dziewczynami z piekarnika” (odnosiło się to nie do pieczenia, ale laminowania). Gdzieś koło 22:00 zabawa „przeniosła się” do „stolika wyznań” i miejsca adoracji gazówek (czytaj: automat z Colą). Co tam się działo… spuśćmy miłosierną zasłonę milczenia.
- Dzisiejszy obiad konsumujemy w liczniejszym gronie
- ”Pobłogosław, Panie…”
- Stół VIP-ów…
- … i obsługa naszych Gości
- Przewodniczący JURY ogłasza wyniki finału konkursu na mega-wizytówkę grupy
- Popołudniowe zajęcia grupowe…
- … w disco-sali
- … i w sali gimnastycznej
- To było dobre przygotowanie do…
- …dzisiejszej pysznej kolacji
- Rozpoczyna się wieczorne podsumowanie zimowiska ŚCIEGNY’2010…
- POŻEGNALNY PŁOMIEŃ PRZYJAŹNI
- Ostatni raz rozdajemy korespondencję „Poczty pod Śnieżką”
- Ostatnie “koszulkowe wyznania”
- I ostatnia prośba o… broń
- Rozpoczyna się ostatnia dyskoteka zimowiska ŚCIEGNY’2010
DZIEŃ ÓSMY – POŻEGNANIE ZE ŚCIEGNAMI 07.02.2010 roku
Na każdym wyjeździe jest rozmaicie – bywają chwile lepsze i gorsze. Myślę jednak, że zawsze zakończeniu towarzyszy żal. Być może w tym roku nie było „łzawych spazmów”, ale dla wielu wyjazd był doświadczeniem poruszającym.
Nasz dzisiejszy dzień rozpoczęła pobudka o bardzo nietypowej porze (aż o godz. 9:00) – mimo nieobecności szeryfa (który musiał jechać do Lubania, aby odprawić msze św.) pobudkowym gwizdkom nie brakowało „pary”. Jakoś więc zwlekliśmy się z naszych posłań i… nie nie… nie zaczęliśmy gimnastyki (tym razem zostało to nam oszczędzone), ale twardą konfrontację z rzeczywistością („czy na pewno ta pasta jest moja?… i czy aby na pewno jest do zębów?”). Po ostatnim śniadanku ruszyliśmy do kościoła, aby wziąć udział w sumie parafialnej – dla nas to pierwsze spotkanie z mieszkańcami Ściegien, dla tubylców zaś – wielkie świadectwo. Wprawdzie nie mogliśmy się włączyć w homilię, ale akcentem naszej obecności było podziękowanie za możliwość modlitwy w pięknym kościele św. Józefa Robotnika, skierowane w stronę Proboszcza Parafii, Ks. Prałata Stefana Świdronia.
Po powrocie (w trakcie którego po raz ostatni blokowaliśmy główną „krzyżówkę” Ściegien) rozpoczął się „pożegnalny Armagedon” czyli… pakowanie, co się da do walizek i trudne decyzje: „czy aby na pewno ten ręcznik będzie mi jeszcze potrzebny?” (patrząc na to, co zostało dochodzę do wniosku, że konfrontację wolnej przestrzeni z ciuchami wygrała w wielu momentach właśnie wolna – a przez to lekka do uniesienia – wolna przestrzeń).
Podobnie jak w przypadku rozpoczęcia, tak i w momencie zakończenia, stałym elementem był apel. Miał on charakter podsumowujący i nagradzający za wszystko, co wnieśliśmy w przebieg zimowiska. Nasze spotkanie rozpoczęło wspólne podziękowanie naszemu wielkiemu Przyjacielowi, Dyrektorowi Szkoły, Panu Leszkowi Basińskiemu, za otwartość i serdeczność, której doświadczyliśmy wiele przez tych osiem dni. Nie zabrakło także braw dla naszej Kadry: dla Pani Bożenki, Joasi, Małgosi i Jadzi oraz „szefowej nożyków i widelców”, Pani Tereski – bez Nich zimowisko byłoby inne. Kiedy już komplementowaliśmy dorosłych oni zajęli się nami – i zaczęła się „wędrówka ludów” czyli… „bieg po nagrodę”. Nagród i dyplomów nie brakowało – w sumie wielu zastanawiało się, gdzie upchnąć jeszcze jeden dodatek do bagażu. Apel stał się także „czasem totalnego szczęścia” dla naszych „zimowiskowych pacyfistów”, którzy odzyskali całe zakupione w Karpaczu uzbrojenie.
W roku ubiegłym końcówkę apelu miał okazję podziwiać kierowca autokaru – tym razem stało się inaczej. Spotkanie skończyliśmy zgodnie z planem i nagle okazało się, że autokaru… nie ma. Po prawie 20 minutach oczekiwania (kiedy napięcie sięgało 220 V) w końcu zajechał oczekiwany „Trans Ścieginian Express” i zaczęły się ostatnie zimowiskowe zawody – kto zajmie najlepsze miejsce.
Droga powrotna minęła szybko – po części dlatego, że pan kierowca nie oszczędzał „na wtrysku”, a po części z racji ostatnich rozmów i coraz częstszych telefonów od Rodziców. W Lubaniu została złamana zasada „morza łez” – pan kierowca miał jeszcze przed sobą trochę kilometrów (dzięki temu dzisiaj przy lubańskiej piekarni nikt nie złamał żadnej kończyny).
CZAS NA PODSUMOWANIE
Tegoroczne zimowisko było na swój sposób wyjątkowe. Po pierwsze – było to Jubileuszowe {Kryształowe”} Zimowisko. Już od 15 lat bawię w czasie ferii zimowych z moimi grupami w Ściegnach (po obliczeniach wyszło, że w tym roku korzystałem z gościnności Szkoły po raz trzynasty). Po drugie – w wyjeździe wzięła udział liczna grupa Młodzieży (to trochę przypominało rekordowy ilościowo – 89-osobowy – wyjazd z Węglińca). Po trzecie wreszcie – po raz pierwszy od 3 lat mieliśmy udaną aurę.
Za każdym razem zimowisko jest okazją doświadczenia wielkiego serca wielu osób i instytucji. W ciągu tych lat w organizację włączały się zakłady pracy i osoby indywidualne; w ich przeprowadzeniu brały udział takie formacje jak Straż Pożarna i Policja – tak więc było tego sporo. No i Opiekunowie – osoby ofiarujące swój czas na zasadach wolontariatu – którzy nie tylko mało spali i dbali o najdrobniejsze potrzeby swoich podopiecznych, ale także wnosili swoje novum spojrzenia w przebieg kolejnych zimowisk.
Po tych 15 latach zimowisk w Ściegnach rodzi się także jeszcze jedna myśl – warto było to robić dla dzieciaków i młodzieży, którzy potrafią stworzyć atmosferę zachęcającą do największych nawet wysiłków. Paradoksalnie największą nagrodą za kolejne 8 dni wypoczynku są łzy – łzy pożegnań w dniu finału; to właśnie wtedy rodzą się projekty kolejnego wyjazdu „za rok”.
Podobnie, jak przez minione lata, chciałbym w tym miejscu podziękować wszystkim, którzy okazali pomoc, ofiarność, zrozumienie i życzliwość podczas organizacji i przebiegu zimowiska. Dziękuję Dobrodziejom, którzy umożliwili nam organizację wyjazdu na wysokim poziomie:
*** Państwu Iwonie i Bogusławowi Wiatr – służącym od wielu lat wsparciem podczas przygotowań wypoczynku;
*** Panu Leszkowi Basińskiemu, Dyrektorowi Szkoły Podstawowej im. Wł. St. Reymonta w Ściegnach – za wieloletnią współpracę i niezmienną życzliwość i zrozumienie;
*** Panu Andrzejowi Grzemielewiczowi, Burmistrzowi Miasta i Gminy Bogatynia – któremu zawdzięczamy bezpieczny i wygodny transport naszych podopiecznych w obie strony;
*** Państwu Anecie i Ryszardowi Piekarskim – od 3 lat czynnie wspierającym każdą inicjatywę dedykowaną dzieciom i młodzieży;
*** Państwu Renacie i Wojciechowi Adamczewskim – poświęcającym swój czas i wysiłek organizacji grupy bogatyńskiej;
*** Wydziałowi Edukacji, Kultury i Sportu przy UMiG Bogatynia, z Panią Naczelnik Joanną Iżycką-Kuś na czele – za wieloletnie wsparcie organizacyjne i fachowe doradztwo;
*** Państwu Joannie i Grzegorzowi Kuś, Zofii i Janowi Iżyckim oraz Stowarzyszeniu Wspierania Rozwoju, Integracji i Pomocy Dziecku MALEC w Bogatyni – za wielką życzliwość i okazywaną od lat pomoc;
*** Państwu Teresie i Janowi Gizom – za wielką pomoc organizacyjną;
*** Prezesowi Zarządu PGE KWB Turów oraz działającym w tym Zakładzie Związkom Zawodowym za wsparcie materialne wyjazdu;
*** Państwu Iwonie i Arkadiuszowi Kondyjewskim – za wielką pomoc w zaopatrzeniu zimowiskowej apteczki;
*** Prezesowi Zarządu „Eltur-Serwis” i „Eltur-Wapore” oraz Zarządowi Gazowni Zgorzeleckiej – za materialne wsparcie organizacji wyjazdu;
*** Radzie Parafialnej parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Bogatyni (z Panem Stanisławem Arsanem na czele) – za wielką życzliwość i pomoc;
*** Komendantowi i Funkcjonariuszom Lubańskiej Komendy Policji oraz Pani Dyrektor I Oddziału BZWBK, p. Elżbiecie Prądzyńskiej – za współpracę w organizacji zimowiska;
*** Proboszczowi Parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Bogatyni, ks. Kanonikowi Kazimierzowi Pracownikowi – za wieloletnią współpracę;
*** Proboszczowi Parafii św. Józefa Robotnika w Ściegnach, ks. Prałatowi Stefanowi Świdroniowi – za wieloletnie udostępnianie nam pięknej ściegieńskiej świątyni;
*** Prezesowi Łużyckiej Kopalni Bazaltu KSIĘGINKI, Panu Tadeuszowi Jęczmionkowi oraz Radzie Miasta Lubań i członkom Lubańskiego Klubu Obywatelskiego – za 2-letnią współpracę w organizacji zimowego wypoczynku dzieci i młodzieży;
*** Państwu Annie i Ryszardowi Sus, właścicielom DW „Wodomierzanka” – dbającym od 2 lat za wysoką jakość serwowanych naszym podopiecznym obiadów;
*** Zarządom lubańskich i bogatyńskich hipermarketów: TESCO, INTERMARCHE, KAUFLAND, BRICOMARCHE, LIDL oraz Zarządowi PSS „Społem” w Lubaniu – dzięki którym nie zabrakło słodkości dla naszych kolonistów;
*** Osobom, które ofiarowały naszym dzieciakom gadżety i słodycze wykorzystane jako pamiątki udziału w zimowisku;
*** Państwu Trzewik i Małańczuk – za pomoc w przewozie tegorocznego „zimowiskowego majdanu”.
Dziękuję nadzwyczaj ofiarnej i odpornej na stresy Kadrze (z Panią Teresą włącznie). Bez Was to zimowisko nie mogło by zaistnieć. Dziękuję za to wszystko, co ofiarowaliście naszym podopiecznym.
Dziękuję wreszcie mieszkańcom Ściegien – dla którym być może czasem byliśmy utrapieniem (szczególnie dla kierowców) za cierpliwość i wykazaną wobec nas kulturę.
Czas na finał. Pozwolę sobie zadedykować wszystkim wymienionym i niewymienionym słowa, Bruno Ferreo, wybrane przeze mnie na motto tegorocznego zimowiska:
„Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem;
możemy latać tylko wtedy, gdy obejmiemy drugiego człowieka”.