____________________$$
_____________________$$$
___________________$$$
_________________$$$$
_______________$$$$_$$$$$
______________$$$$$$$$$
_____________$$$$$$$$
____________$$$$$$$
___________$$$$$$
__________$$$$$
_________$$$$$
________$$$$
_______$$$$
______$$$
______$$$
______$$
______$$
______$$_____$
$______$___$
__$$$$$$
___$$$$$
____$$$$$
___$$$$$$$
__$$$$$$$$
__$$$$$$____$
$_____$$
_______$$
________$
Każdy z nas ma na tyle dużą dłoń, że może z niej uczynić Betlejem. Każdy z nas ma na tyle ciepłe serce, że może przyjąć Nowonarodzoną Miłość. Do tego wystarczy wiara i nadzieja, a Miłość przyjdzie sama.
Aby przeżyć to świąteczne ciepło i miłość potrzeba było przygotowania, które przebiegało na wielu płaszczyznach. Były więc rekolekcje w sąsiedniej parafii – czas „siewu”, ale także (w mojej ocenie udana) próba nawiązania bezpośredniej relacji ze słuchaczami. Były spowiedzi u sąsiadów i w mojej parafii. Były rekolekcje, głoszone przez ks. Kamila. Tak więc przygotowanie było bardzo aktywne i wielopłaszczyznowe.
Wkroczenie w czas Narodzenia dokonało się w lubańskiej rzeczywistości dużo wcześniej – antycypacją tego wydarzenia. „Magia Świąt” w MDK i adwentowy koncert „Piwnicy pod Baranami” stanowiły preludium tego, czego szczytem stało się radosne GLORIA podczas pasterki.
Ostatnie dni Adwentu stały się okazją konfrontacji z Tajemnicą Wcielenia także w miejscach pracy – w szkołach i zakładach pracy. Jako że ostatnim dniem nauki był wtorek (22.12), w tym właśnie dniu te właśnie punkty stały się miejscami doświadczenia „ciepła Betlejemskiej Groty”.
„Wigilijny czas” rozpoczął się dla mnie w szkole, w której uczę, a więc w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2. To właśnie tu, po raz pierwszy padły słowa dotykające Tajemnicy Betlejem. Grupa Młodzieży (pod kierunkiem Pani Joli) przygotowała Jasełka, nawiązujące do tradycji przeżycia Świąt i ich wartości dla kultury całej Europy. Ich przesłanie było bardzo czytelne: „Różni nas wiele, ale wszyscy – na różne sposoby – okazujemy sobie (i jednocześnie oczekujemy) miłości i dobra; tej miłości i dobra, które przyniósł na ziemię Nowonarodzony”. Uczestnicząc w jasełkach szkolnych mogliśmy także dowiedzieć się o różnych formach świętowania Wigilii w innych krajach i regionach. Było to bardzo pouczające – warto wiedzieć jak coś świętują inni, aby dostrzec wartość naszego polskiego „standardu”. Zwieńczeniem jasełek stały się wigilie klasowe – każda inna, a jednak wszystkie połączone wspólnym przesłaniem: „Na świat przyszła Miłość”.
Nie da się ukryć, że po zakończeniu jasełek musiałem dobrze się sprężyć, aby zdążyć na podobną uroczystość w położonym na terenie mojej parafii Gimnazjum nr 1. Ta szkoła ma swoją tradycję, którą pielęgnuje – jej ważną cząstką są także szkolne jasełka. W ich przedstawieniu dało się zauważyć wielką spontaniczność Młodzieży. Prezentowane postaci były „żywe”, teksty – przekazywane z dużymi emocjami. Co ważne, Młodzież nie bała się śpiewu kolęd – tu nie było potrzeba wsparcia techniki.
O ile w Zespole jasełka zakończyły się podczas wigilii klasowych, o tyle w Gimnazjum ich zakończeniem stała się kolędowa rywalizacja – każda klasa przedstawiła jedyne w swoim rodzaju, wykonanie wybranej kolędy. Różny był skład wokalny (choć we wszystkich przypadkach razem z Młodzieżą śpiewali jej Wychowawcy) i instrumentarium. Program był także bardzo zróżnicowany wybranymi gatunkami aranżacji (była nawet kolęda hip-hopowa). Brawa po każdym występie były więc całkowicie zasłużone.
Krótkim przerywnikiem na trasie „przedświątecznego wędrowania” było spotkanie z częścią Grona Pedagogicznego Gimnazjum (w tym z nauczycielami-emerytami). Nie trwało ono dla mnie zbyt długo – zbliżał się bowiem czas rozpoczęcia kolejnej uroczystej chwili: wigilii nauczycielskiej Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2.
To spotkanie też miało bardzo szczególny charakter i znaczenie – było nie tylko okazją podzielenia się opłatkiem i wypowiedzenia oraz wysłuchania miłych słów. Od samego początku tej tradycji w zamierzeniu organizatorów było także umożliwienie międzypokoleniowego spędzenia tego uroczystego czasu. W wigilii szkolnej brali bowiem udział nie tylko aktualni nauczyciele szkoły, ale także Ci, którzy torowali drogę naszemu pokoleniu: emeryci i renciści. Jako katecheta, a jednocześnie kapłan, zostałem obdarowany godnością przewodniczącego pierwszej części spotkania – akcentującej radosną tradycję wspólnej wieczerzy.
Nasze spotkanie rozpoczęło więc wsłuchanie się w słowa fragmentu Ewangelii według św. Łukasza (które pięknie odczytała Pani Ewa). Następnie wszyscy wzięliśmy udział w modlitwie, którą objęliśmy obecnych i nieobecnych, żyjących i tych, którzy już odeszli do wieczności. Pamiętaliśmy także o tych, którym na co dzień służymy – o naszych uczniach. Część tę zakończył bardzo ciepły czas dzielenia się opłatkiem i życzliwością. Czasem, w niektórych wspólnotach, moment ten wygląda trochę sztywno i oficjalnie. My jednak znamy się już na tyle, że nawet w krótkich słowach potrafiliśmy sobie powiedzieć całkiem sporo.
Co było później?… tego nie powiem… bo po zakończeniu modlitwy i spróbowaniu pysznego barszczu musiałem opuścić Koleżanki i Kolegów – czekała mnie bowiem kolejna wigilia; tym razem w środowisku jedynego na terenie parafii zakładu pracy: Łużyckiej Kopalni Bazaltu KSIĘGINKI. Zaproszony przez Prezesa Kopalni, Pana Tadeusza Jęczmionka, miałem przyjemność i zaszczyt uczestniczyć w spotkaniu, w którym także wspomnieliśmy wydarzenia z Betlejem sprzed ponad 2000 lat. Atmosfera była z pewnością radosna, choć nie zabrakło także powagi i zadumy – zwłaszcza w momencie przedstawiania stanu zakładu w obecnej sytuacji gospodarczej. Nie odebrało to jednak ciepła i serdeczności chwili dzielenia się „znakiem Bożej miłości” – opłatkiem.
W naszej rzeczywistości są różne wspólnoty – takie, w których bliskość (przynajmniej fizyczna) jest podstawą, i takie, w których realizacja wspólnego zamierzenia dokonuje się w pewnym oddaleniu. Tak jest między innymi w naszym gronie kapłańskim, gdzie nie zawsze (mimo chęci) można znaleźć czas na regularny i bliski kontakt z kolegami. Stąd też kolejnym ważnym momentem bezpośredniego przygotowania do Świąt stała się Wigilia Kapłańska, która odbyła się w środę (23.12) w legnickim centrum im. Jana Pawła II. Fajnie było znaleźć się w gronie kolegów, z którymi wiąże się wiele wspomnień i wspólnej pracy, a z którymi kontakt obecnie osłabł. Wagę spotkania podkreślił fakt uczestniczenia w nim trzech biskupów legnickich: Ks. Biskupa Stefana Cichego; Ks. Biskupa Marka Mendyka i Biskupa-Seniora, pierwszego Biskupa legnickiego, Ks. Biskupa Tadeusza Rybaka.
Nasze spotkanie rozpoczęły „Zakaczawskie Jasełka”, przedstawione przez Młodzież jednej z legnickich parafii. To już była „górna półka” – piękna gra wykonawców, czytelne przesłanie, zgrabne połączenie historii i czasu obecnego, wreszcie – co nie jest wcale drobnostką – świetna akustyka. To wszystko pozwoliło nam przeżyć w bardzo przyjemnej atmosferze ten czas, nastrajając się na drugą część wigilii – czas kapłańskiej serdeczności.
Rozpoczęło ją odczytanie przez diakona fragmentu łukaszowej Ewangelii o cudzie w Betlejem. Po ich wysłuchaniu głos zabrał Biskup Pomocniczy, Ks. Marek Mendyk, składając nam wszystkim serdeczne życzenia, podkreślające wielką rolę Kapłaństwa – jednoczącego i służebnego. Nawiązując do „kapłańskiego przesłania” tego roku i do osoby św. Jana Marii Vianney’a życzył wszystkim obecnym wielkiej radości płynącej z „trzymania w kapłańskich dłoniach skarby Bożej Miłości”. Po słowach życzeń rozpoczął się obrzęd poświęcenia opłatków, któremu przewodniczył Biskup Legnicki, Ks. Stefan Cichy. Trzymając poświęcony opłatek życzył gorliwości i odwagi w służbie Miłości Wcielonej, Jezusa Chrystusa.
Często mówi się o nas, że nie okazujemy wzruszeń i emocji. W czasie dzielenia się opłatkiem nie brakowało ich jednak – nawet jeżeli nie zawsze były eksponowane, czuć je było w słowach, które były kierowane tak do Księży Biskupów, jak i do bliższych i dalszych Kolegów.
Ostatnie środowe godziny – po powrocie z Legnicy i odprawieniu ostatniej Mszy św. roratniej – stały się „czasem pracy artystycznej”. Postanowiliśmy bowiem ponownie doświetlić na świąteczny czas naszą świątynię. Tym razem praca ze mną stała się „bolesnym doświadczeniem” dla Jarka, Kamila i Piotrka – naszej „młodzieżowej śmietanki”. Walczyliśmy z oświetleniem do 22:30, w końcu spasowaliśmy, zostawiając końcówkę na poranek następnego dnia.
Dzień Wigilii – taaaaaaaaaaa… to był pracowity dzionek. Najpierw trzeba było skończyć nasze „arcydzieło postmodernizmu” czyli podświetlony napis, który z daleka prezentował się całkiem nie najgorzej. Trochę ważył, więc do jego ustawienia musieliśmy wzywać pomocy – mimo wielu zajęć w domach znalazło się trzech Panów, którzy nam pomogli. Dla Jarka to był już koniec, ale dla mnie niestety nie… trzeba przecież jeszcze ubrać choinkę. Jakoś wyrobiłem czasowo, ale… to już był „rekord świata”.
W końcu nadszedł zmrok – czas szukania tej pierwszej gwiazdy i rozpoczęcia Wigilii. Nie będę się tu rozpisywał – każdy z nas ma swoje doświadczenie i wspomnienia wigilijne, i one są najważniejsze.
Ważnym momentem stała się oczywiście (kończąca ten dzień) pasterka. Na wzór pasterzy stanęliśmy licznie przy Grocie Betlejemskiej, aby powitać Nowonarodzonego. Ta msza była nie tylko pamiątką, nie tylko i nie tyle wspomnieniem. Była osobowym spotkaniem z Tym, który przyniósł Dobro, abyśmy umieli się nim dzielić z innymi (to właśnie przesłanie podkreślała wyjątkowa choinka w kościele – choinka obwieszona dziecięcymi serduszkami z adwentowymi dobrymi uczynkami). W jego klimat wprowadził nas nastrojowy blask świec i dyskretne oświetlenie choinek. Pełnia światła zabłysła dopiero podczas śpiewu „Chwała na wysokości Bogu”.
O wyjątkowości tej mszy zadecydowała jeszcze jedna rzecz – po raz pierwszy od wielu lat kolędowaliśmy w asyście profesjonalnego Organisty, Pana Krzysztofa (któremu należą się tu wyrazy uznania).
Dla mnie osobiście ta msza stała się – oprócz wielkiego przeżycia wspólnoty – okazją doświadczenia „total-szoku”. Podczas komunii okazało się bowiem, że niespodziankę sprawiła moja Siostra, która „w tajemnicy” przyjechała na wspólną pasterkę i wigilię. Wprawdzie „wtajemniczeni Parafianie” (Beato i Zbyszku… ja Wam tego nie zapomnę…) obserwując mnie stwierdzili, że zachowałem „kamienną twarz”, ale tam w środku… oj była zadyma.
Czas świąteczny był oczywiście bardzo pracowity, ale jednocześnie bardzo sympatyczny. W dzień Narodzin Chrystusa, razem z dziećmi złożyliśmy Pana Jezusa tam, gdzie powinien się znaleźć (a więc w żłóbku) i tam przez chwilę Go adorowaliśmy. Przypomnieliśmy sobie także nie tylko znaczenie cudu w Betlejem, ale także nieprzemijający charakter Bożego Narodzenia – wciąż od nowa bowiem rodzi się w Nas Miłość, która „stała się Ciałem”.
W tym miejscu mógłbym skończyć… swoją drogą – tym, którzy dotrwali do tego miejsca współczuję i jednocześnie gratuluję kondycji (tylko proszę nie żądać odszkodowania za „szkodliwe warunki”)… gdyby nie tradycja tej parafii (która zastałem 3 lata temu) – KOLĘDNICY. Jest obecnie taka modna reklama bodajże „Biedronki”, gdzie trójka kolędników szybko rośnie w wielki tłum. Takie cudowne „rozmnożenie” miało miejsce w tym roku także w Księginkach – tym razem (zamiast Natalii, Kasi i Magdy) zjawiła się 16-osobowa grupa kolędników. Oooops!!! To już była siła. Trzeba było trochę wysiłku, aby dali się zaprosić do środka, ale kiedy już weszli… cóż… prześpiewali cały śpiewnik kolędowy. Było naprawdę super (tak swoją drogą, kiedy piszę te słowa przychodzi mi do głowy natrętna myśl: I kto tu mówi, że z młodzieżą nie warto trzymać???). I tym pięknym akcentem zakończył się drugi dzień Świąt.