Blog J.B.

Archiwum dla październik, 2008

Serdecznie zapraszam

Autor: admin o 30. października 2008

Refleksja2008_plakat.jpgPrzygotowujemy się do przeżycia tych dwóch wyjątkowych dni – uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego. W naszej Parafii po raz pierwszy obchody tych dni łączymy z przeżyciem „Refleksji Listopadowej” – misterium słowno-muzycznego, którego przeprowadzenia podjęła się grupa Młodzieży naszej wspólnoty. Serdecznie zapraszam!!! Rozpoczęcie „Refleksji” 1.XI.2008 roku o godz. 18:00    ks.Janusz
Pełny program można znaleźć tutaj

Napisany w moja praca | Brak komentarzy »

ODKRYCIA… ODKRYCIA…

Autor: admin o 29. października 2008

k020.jpg     Tytuł nieco intrygujący? Już wyjaśniam… Wychodzi na to, że czas odkryć nie skończył się wraz z ujawnieniem Ameryki przez Kolumba czy odkryciami naszego czasu. Te największe są już zamkniętą kartą historii, ale… pozostały jeszcze te maleńkie, nie budzące może tak wielkich emocji, ale sprawiające wielką radość i satysfakcję. Właśnie ich miałem okazję doświadczyć w dniu wczorajszym (poniedziałek, 27.10.2008 r.) – i żeby było śmieszniej, przez przypadek.
Zgodnie z obietnicą sprzed tygodnia postanowiłem zakosztować frajdy zdobywania szlaku zielonego (tym razem od wysokości wyciągu). Pogoda nie bardzo sprzyjała wyjazdowi, ale lokalna „pogodynka” (czyli Robert) zdopingował mnie twierdząc, że w górach pogoda ekstra.panor1.jpg
No więc się wybrałem. Właściwie przez całą drogę towarzyszył mi mżący deszczyk, co nie nastrajało optymistycznie. Jednak – zgodnie z opinią Roberta – w Karpaczu faktycznie nie padało. Za to „gwiździło”, że szok. Nic to – pomyślałem – będzie lepsza wentylacja.
Początek trasy poszedł szybko i sprawnie – trzeba się było rozgrzać, no i nic jeszcze nie bolało. Problemy zaczęły się na wysokości tarasu widokowego (mniej więcej połowa trasy do szlaku turystycznego), gdzie złapał mnie już taki konkretniejszy deszcz. Wprawdzie miałem to i owo na sobie, ale moknąć… to już nie na moje zdrowie. Z „bólem serca” postanowiłem zawrócić, ale… nie oznacza to zakończenia dnia w Karkonoszach. Na dole bowiem okazało się, że deszczu nie ma. Postanowiłem więc połazić na mniejszych (ale za to suchych) wysokościach. panor2.jpgNajpierw podjechałem więc na „Orlinek” – piękny taras widokowy i (polecany odważnym) górski tor przeszkód [mnie osobiście już na sam widok tych wysokości robiło się chłodno, ale… są tacy, których to rajcuje]. Ponadto dostrzegłem prowadzone prace remontowe – czyżby więc „Orlinek” wracał do grupy czynnych skoczni?
Zjeżdżając niżej zrobiłem kolejny postój przy tamie (Karpacz Średni) – zapowiadało się standardowo: kilka fotek, krótki spacer, dotlenienie i… powrót. Tym razem jednak drobna korekta trasy zaowocowała „odkryciem” nowego szlaku, który polecam osobom mającym problemy z wysokościami i dużym wysiłkiem. Trasę oceniam na 2-2,5 godziny.
panor5.jpgZamiast (tradycyjnie) skręcić za tamą w lewo, w kierunku Centrum Pneumonologii, tym razem zainteresowałem się kierunkiem przeciwnym – ciekawe leśne widoki z ciekawymi formami skalnymi zapowiadały interesujące wrażenia i fotki [to ostatnie zostawiam ocenie Czytelników].panor3.jpg
Pierwszym ciekawym obiektem była kamienna palisada, za którą odbywały się uroczystości „nocy świętojańskiej” – ładnie położony plac wskazywał, że zabawa musiała być tutaj „przednia”. Do placu prowadziła ścieżka, którą postanowilem sprawdzić. Doprowadziła mnie do przejścia między „olbrzymami” – skałami robiącymi duże wrażenie (do tego po drugiej stronie kilkunastometrowa „przepaść”). Samo przejście i widoki były super; niestety, wrażenie ogólne zepsuły dowody braku kultury bawiących się niżej osób – cały odcinek zaśmiecony potłuczonymi butelkami (i to nie po soczku marchwiowym) i pozostałościami po „spożywce”. Nie było to przyjemne – tym bardziej, że szlak naprawdę jest ciekawy i relaksujący (słychać tylko szum drzew i potok).
panor4.jpgPo 20 minutach „lilipuciego marszu” doszedłem do (jak później sprawdziłem) Oślej Łączki, gdzie zimą działa wyciąg narciarski – i tu zawróciłem. Zanim jednak wszedłem z powrotem w las, miałem okazję podziwiać piękną panoramę fragmentu Kotliny Jeleniogórskiej, z wyraźnie widoczną Księżą Górką i Ściegnami.
Po powrocie do wozu objechałem Dolny Karpacz, aby ustalić moment rozpoczęcia kolejnej trasy przygotowywanej dla mojej Scholi i ministrantów. Gdyby ktoś chciał spróbować trasę przejść, trzeba z trasy głównej skręcić na dworzec PKP, minąć go i jechać na Oślą Łączkę. Tam można zaparkować i… pod górkę. Po dojściu do lasu trzeba tylko znaleźć ścieżkę i idąc nią – dojść do tamy. Stamtąd – w zależności od pogody i kondycji – można zawrócić albo pójść dalej: Centrum Pneumonologii, trasa obok budowanego Hotelu Gołębiewskiego aż do świątyni Wang. Polecam – widoki są naprawdę super.

panor6.jpg

Więcej fotek można znaleźć tutaj

Napisany w wycieczki | 1 Komentarz »

ZWYCIĘŻYŁ… ROZSĄDEK ?!?!

Autor: admin o 20. października 2008

panor2.jpg

Już słyszę zbiorowe: „O nieeee… znowu o górach?!?!?!”. Wybaczcie, ale… to prosta kalkulacja: do Bałtyku mam 8 godzin, do Adriatyku – 36, zaś do starych, dobrych Karkonoszy zaledwie 40 minut. Wybór jest więc chyba oczywisty. Po jednodniowym odpoczynku po wypadzie ze Scholą postanowiłem spróbować jeszcze raz. I tu coś dziwnego… są tacy, którzy twierdzą, że misie przed zapadnięciem w zimowy sen przeżywają okres wzmożonej aktywności. Podsumowując miniony tydzień (z dniem dzisiejszym włącznie) zaczynam się więc niepokoić: czyżbym wpadł w misiowe nawyki? (i czy to łączy się z wiekiem przed- czy poemerytalnym?). Trasa miała być (w założeniach) taka jak w sobotę, ale… o tym za chwilę. Relację tę dedykuję moim znajomym, którzy „uwielbiają wysokości” (czas szykować coś plastikowego, Królewienko).
Nasz sobotni wypad (http://swmaksymilian.luban.pl/2008/10/18/papierowy-jubileusz-scholi/) przeżyliśmy w „górskich barwach” niebiesko-żółtym. Dzisiejszy okazał się nieco odmienny. Do Polany szlak niebieski, a potem… eksperymentalnie – zielony.

panor4.jpg

Jako, że ostatnie kontakty z farmacją (antybiotyki) zdecydowanie pogorszyły kondycję, ostatnie dwa górskie „spacery” były nieco hałaśliwe („homo sapiens”). Ale, że „ćwiczenie czyni mistrza”, więc dzisiaj, przy pięknej pogodzie, postanowiłem spróbować raz jeszcze. Trasa do Polany okazała się jeszcze lżejsza do przejścia niż w sobotę (może dlatego, że przeszedłem ją swoim tempem – niekoniecznie szybszym od sobotniego) – udało się ją przejść bez postojów (nie licząc oczywiście krótkich foto-przystanków). Jako,, że zaliczyłem ją nie pierwszy raz, trudno tutaj się rozpisywać.

panor1.jpg

Nie oznacza to jednak, że trasa została tylko „zaliczona”. Sam nie wiem, jak to się stało, ale… dopiero w sobotę zauważyłem szlak, który pozostał dla mnie nieznany (to pewnie ta rutyna – zazwyczaj wędrówki rozpoczynałem przy wyciągu i szlak turystyczny był trasą „zejściową”). Chodzi oczywiście o szlak zielony. Zaintrygował mnie, więc… ponieważ dzisiejsza forma była nie najgorsza… postanowiłem go sprawdzić. Domyślałem się mniej więcej jego przebiegu, choć realia przeszły najśmielsze oczekiwania. Przede wszystkim muszę przyznać, że został świetnie przygotowany. Mimo, iż wymagał sporego wysiłku, gwarantował także dużą satysfakcję i piękne widoczki. Jedno i drugie stało się moim udziałem – choć tylko w 50%. Dlaczego?
001.jpgZanim wyjechałem do Karpacza, musiałem stoczyć zaciętą batalię z moją wrodzoną „aktywnością” – jechać czy nie jechać?. Zwyciężyło to pierwsze, ale… ruszyłem nieco późno. Stąd też, kiedy dochodząc do wysokości żlebu spotkałem sympatyczną parę (jak się okazało po wymianie pierwszych górskich „uprzejmości”) Niemców [nomen omen w wieku emerytalnym – tych było dzisiaj na szlaku zatrzęsienie… szok!] i dowiedziałem się, że przede mną jeszcze ponad 2 godziny marszu, spojrzałem na zegarek: 16:15. Pojawił się dylemat: z jednej strony pokusa – doszedłem do tego miejsca, dam radę dalej (poza tym te widoczki); z drugiej „młodzieńczy” głos rozsądku – słońce już zachodzi. Wprawdzie znam większość karkonoskich szlaków tego rejonu, ale schodzenie w ciemnościach… to mało zabawne. Czytającym wcześniejsze relacje z zimowych „szaleństw” wyda się to nierealne,009.jpg ale zwyciężył… głos rozsądku!!! Z ociąganiem (i po dobrych kilku minutach wewnętrznego rozdarcia) w końcu zawróciłem – z gorącym postanowieniem: jeszcze tu wrócę (i to nie raz). A nagrodą za dojście do tego miejsca stały się super widoczki: kotlina jeleniogórska oraz cała Równia w pełnej krasie. Aparat nie próżnował, czego efekty można obejrzeć tutaj .
Dla czytających krótka nota: szlak zielony można rozpocząć na wysokości wodospadu i wyciągu, wejść na szlak turystyczny i po dojściu do Polany skręcić w prawo (nie mylić z trasą na Pielgrzymy). Po wejściu na żleb trasa kieruje się w stronę Równi i (po połączeniu ze szlakiem niebieskim) prowadzi do Schroniska „Pod Śnieżką”). Wchodzącym doradzam zadbanie o dobry zimowy „bieżnik” oraz ciepłe ciuchy – na szczycie żlebu już leży śnieg i „gwiździ, że szok…” (acha… dla koneserów górskich widoków wysokościowych zalecam odwiedziny w sklepie zoo i kupno… klapek).

panor6.jpg

Wprawdzie nie zaliczyłem dzisiaj całej trasy, ale na podstawie tego, co udało mi się przejść i zobaczyć, powiem jedno: WARTO!!! Tak więc jest duża szansa, że o tym szlaku pojawi się jeszcze to i owo na mojej stronce. Pozdrawiam serdecznie
ks.Janusz

Napisany w wycieczki | Brak komentarzy »

HOMO SAPIENS

Autor: admin o 14. października 2008

01.jpg     Spokojnie… od razu spieszę uspokoić… nie będzie to refleksja nad teorią ewolucji czy czymś takim. Owo „sapiens” w tytule nie jest bowiem oznaczeniem „myślący”, ale „sapiący” – a dlaczego? Cóż, wstyd przyznać, taki właśnie byłem podczas wczorajszego (13.10.2008 r.) wypadu w górki. Tak to jest, wychodzą dwie ostatnie choroby i czas tzw. rekonwalescencji. Nie da się ukryć, z formą nie jest najlepiej. Ale zacznijmy od początku.

02.jpg03.jpg04.jpg05.jpg06.jpg

     Poniedziałek, „święty czas szefa”, bardzo często jest dniem spędzanym w górskim plenerze. Piękna pogoda w dniu wczorajszym była skuteczną zachętą do kolejnego górskiego wypadu, choć pilne prace na kompie spowodowały, że wyjechałem dopiero koło 13:00. I to nie sam… w ostatniej chwili dołączyła Paula. Zapowiadało się więc rewelacyjnie.
Do samego Karpacza Paula nie mogła się zdecydować na konkretny szlak: proponowałem czarny lub żółty. W końcu sam los wybrał za nas – okazało się, że czarny szlak do końca miesiąca jest zamknięty. Tak więc nie pozostało nic innego, jak ruszyć szlakiem żółtym. Początek – jak to zwykle bywa – przeszliśmy w ambitnym tempie. Problemy (oczywiście u mnie) zaczęły się dopiero koło połowy szlaku, przy drugim ostrym podejściu. Tam właśnie Paula zaczęła poznawać prawdę naszej polskiej literatury – w tym przypadku oddech „naszej szkapy”. Nie doszedłem może do stanu „astmatycznego”, ale… im wyżej, tym trudniej było się zmusić do trzymania kierunku pod górę. Jednak w końcu, po przejściu „trasy przetrwania” ujrzeliśmy „Strzechę Akademicką”.

07.jpg09.jpg10.jpg12.jpg

 Nie da się ukryć, że pogoda byłą piękna, choć jednocześnie zdradliwa (taaaaaaaaa… o kim jeszcze tak się pisze???) – w momentach bezwietrznych (bardzo rzadkich) trudno było wytrzymać w normalnym odzieniu, ale kiedy powiało… oj, wtedy człowiek żałował, że nie ma jeszcze czegoś szczelnego na sobie.

13.jpg15.jpg17.jpg18.jpg19.jpg

 Mimo to jednak z chwilą dojścia do „Strzechy” zakończyła się najtrudniejsza (dla mnie) część trasy. Wprawdzie czekało nas jeszcze zejście (i to nie na skróty), ale tu to już byłem „panisko” – w końcu przy moich lilipucich wymiarach dużą pomocą służyć miała sama… grawitacja. I tak się stało.

20.jpg21.jpg

 Po krótkim odpoczynku przy „Strzesze” ruszyliśmy do „Samotni”. Podczas zejścia Paula poznała prawdę o „krokach gejszy” z „Killera” („Jak będziesz tak drobiła jak gejsza…”) – w słowach i namacalnie [co nie znaczy, że nie utrzymała pozycji pionowej]. Po minięciu „Samotni” zaczął się ulubiony kawałek części grupy, z którą zaliczałem ją ostatnio – szlak kamieni. Tu trzeba było zachować czujność – ale w tym względzie Paula miała „z górki”. Ponieważ szedłem na szpicy, wystarczyło, żeby uważała, na których kamieniach staję. Jeśli pozostały nieruchome, to miała 100% pewności, że i pod Nią nic się nie poruszy. W taki właśnie sposób, krocząc „dostojnym krokiem leniwca” doszliśmy do szlaku turystycznego, gdzie napotkaliśmy grupę dzieciaków. Byłą hałaśliwa, ale… bez poczucia humoru. Opiekunka nie podjęła propozycji policzenia mnie za trzech, zaś dzieciaki… nie bardzo „zakumały” co znaczy włączyć „górski bieg terenowy”. No więc im pokazaliśmy. Fakt, „paliły się trochę cholewy”, ale bardzo szybko straciliśmy z tą grupą kontakt wizualny, a wkrótce także otoczyła nas błogosławiona cisza.

22.jpg

W tym tempie dosyć szybko „doszliśmy” do Świątyni Wang, gdzie zrobiliśmy krótki postój: ja, aby wydać trochę kasy, Paula – by podziwiać „tanią” biżuterię. Po 15 minutach, zaopatrzeni w to i owo, zaczęliśmy ostatni etap – „szlak czarny” (czyli asfaltowy). Tu już szło się w tempie mega-hiper i po niecałych 10 minutach byliśmy przy samochodzie. Paula doczekała się „sapiens-owych odgłosów wsiadania” i ruszyliśmy.
Trasa powrotna byłaby „bezbarwna” gdyby nie pomysłowość kierowcy. Dzięki temu Paula dojechała do Lubania w nastroju dziękczynienia i z gorącym postanowieniem: „Nigdy więcej!!!”.
Reasumując więc – było fajnie. Pojawiły się elementy „górskiej głupawy” – u mnie w postaci trudnych wyrazów („pomonologizować”), u Pauli objawiła się „światłowstrętem”. Pogoda rzeczywiście dopisała i dzięki temu dało się zaliczyć prawdopodobnie przedostatni szlak przed zimą [a’propos – ostatnim będzie wypad ze Scholą w najbliższą sobotę. Już wszystkie „sadystyczne” plany są przygotowane – zapowiada się więc niezły „czad”].

23.jpg

Dziękuję Pauli za miłe towarzystwo i wyrozumiałość na trasie, a czytelnikom za wytrwałość – i życzę równie udanych wypadów. Pozdrawiam serdecznie. Szczęść Boże!!! Ks. Janusz

Napisany w wycieczki | 1 Komentarz »

Dzień Papieski 12.10.2008 roku

Autor: admin o 13. października 2008

Nie da się ukryć, że na stronce było trochę przerwy – to nie lenistwo, tylko troche spraw gospodarczych na parafii, a także… KONKURENCJA. Więcej materiałów trafiło na stronę parafialną – stąd pustki tutaj. No, ale dosyć tego – czas na wyrównanie dysproporcji!!! Dzisiaj zapraszam na relację z parafialnych obchodów Dnia Papieskiego. Życzę miłej lektury – tym bardziej, że udało mi się tekst napisać (jak na mnie) bardzo zwięźle. Szczęść Boże !!!   ks. Janusz

Obchody tegorocznego, VIII Dnia Papieskiego – w nawiązaniu do jego hasła: „Jan Paweł II – wychowawca młodych” – zostały zdominowane w parafii św. Maksymiliana Marii Kolbe w Lubaniu-Księginkach właśnie przez młodzież. Przygotowanie do jego przeżycia rozpoczął parafialny konkurs plastyczny: „Jan Paweł II – świadek naszych czasów”. Zaprezentowane prace zostały wystawione w kościele, stanowiąc dodatkowy „akcent papieski” w samym Dniu Papieskim, jak i tygodniu szczególnie poświęconym pamięci i modlitwie za naszego wielkiego Rodaka. Ponadto „parafialna grupa dekoracyjna” (w skład której wchodzi tak młodzież, jak i niektórzy nauczyciele) przygotowała miejsce pamięci o Janie Pawle II – mogliśmy tam zapalić „ogień modlitwy płynącej do nieba” (wzorem roku ubiegłego ta krótka tradycja przedłuży obchody święta na cały tydzień).
Obchody Dnia Papieskiego miały w naszej parafii trzy odsłony. Każdą Eucharystię kończyła wspólna modlitwa o beatyfikację Jana Pawła II połączona z rozważaniem tajemnicy różańca. Szczególnie uroczysty charakter miała w tym dniu Msza św. z udziałem dzieci, po której zakończeniu dzieci z lubańskiej Szkoły Podstawowej nr 3 im. Jana Pawła II oraz młodzież działająca w Miejskim Domu Kultury w Lubaniu przedstawiła program artystyczny poświęcony osobie Sługi Bożego Jana Pawła Wielkiego. 30-minutowy program zgromadził dużą ilość parafian – w tym nie tylko osoby uczestniczące w „dziecięcej” Mszy św. O tym, jakie emocje poruszył i jakie wrażenie wywołał w nas program zaświadczyły rzęsiste spontaniczne brawa, którymi nagrodzono wykonawców.
Droga odsłona przeżycia Dnia Papieskiego rozpoczęła się w godzinach popołudniowych. Przygotowaną przez dzieci i młodzież „Modlitewną wieczornicę ku czci Jana Pawła II” rozpoczęło przedstawienie zebranym poruszającej prezentacji poświęconej osobie i posłudze Jana Pawła II, stanowiącej przygotowanie do przeżycia modlitwy w intencji Jana Pawła II, a także naszych osobistych, zanoszonych do Boga przez orędownictwo Jego Sługi. Modlitwę muzycznie oprawiła – świętująca w tym dniu 1 rocznicę powstania – Schola Parafialna, zaś rozważaniu poszczególnych tajemnic przewodniczyli: Liturgiczna Służba Ołtarza, dzieci i młodzież, wspólnota Żywego Różańca, Parafialny Oddział Rycerstwa Niepokalanej i (powołana do życia tydzień wcześniej) Rada Parafialna. „Łącznikiem” poszczególnych tajemnic stały się krótkie rozważania oparte o życiorys Jana Pawła oraz pieśni przygotowane przez Scholę.
Atmosferę spotkania i modlitwy podkreślało, rozświetlone światłem świec, „miejsce papieskie” oraz „różaniec światła” – każdą modlitwę symbolizowała zapalana w jej trakcie świeca. Na zakończenie więc, po przyjęciu błogosławieństwa, odśpiewaliśmy „Barkę” oraz „Panience na dobranoc” przy płonącym żywym ogniem różańcu papieskim.

Napisany w moja praca | 1 Komentarz »